Wszyscy ludzie, którzy głosowali na mnie na Białorusi potrzebują mnie jako symbolu. Potrzebują człowieka, którego poparli. Nie mogłabym ich zdradzić - mówiła w wywiadzie udzielonym agencji Reutera liderka białoruskiej opozycji Swietłana Cichanouska. Jej zdaniem, prezydent Alaksandr Łukaszenka prędzej czy później będzie musiał odejść.
Swietłana Cichanouska wraz z dziećmi przebywa obecnie na Litwie, gdzie wyjechała w zeszłym tygodniu w obawie przed represjami po wyborach prezydenckich na Białorusi. Mimo że - według oficjalnych wyników -zdecydowane zwycięstwo odniósł w nich obecny prezydent Alaksandr Łukaszenka, to zarówno białoruska opozycja, jak i opinia międzynarodowa nie uznają wyborów za uczciwe.
"Nie widzę siebie w polityce. Nie jestem politykiem"
Liderka opozycji powiedziała, że mimo iż nie przebywa w swoim kraju, to czuje się jednak w obowiązku, by wesprzeć protestujących Białorusinów. Zaznaczyła jednak, że nie planuje ponownego startu w wyborach. - Nie widzę siebie w polityce. Nie jestem politykiem - wyjaśniła.
- W czasie kampanii nie postrzegałam siebie jako polityka, ale musiałam wysunąć się przed szereg - powiedziała Cichanouska, która na start w wyborach zdecydowała się po tym, jak w areszcie zamknięto jej starającego się o prezydenturę męża Siergieja.
Jak mówiła, stanie na czele opozycji i wspieranie protestów, to jej "przeznaczenie i misja", których nie może porzucić. - Rozumiem, że sama mogę czuć się tu bezpieczna, ale wszyscy ci ludzie, którzy głosowali na mnie na Białorusi potrzebują mnie jako symbolu. Potrzebują człowieka, którego poparli. Nie mogłabym ich zdradzić - mówiła agencji Reutera.
"Nie mam powodu kontaktować się z Putinem"
Cichanouska poinformowała, że dzwonią do niej przywódcy międzynarodowi, między innymi z Polski, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Litwy, Łotwy, Estonii, którzy pytają, jak mogą pomóc. Żaden nie złożył jej jednak konkretnych obietnic i żaden nie uznał jej za prezydenta-elekta.
- Rozumiem, że nie mają oni prawa i możliwości ingerowania w wewnętrzne sprawy naszego kraju (...) Prosiłam wszystkich o poszanowanie niepodległości i suwerenności naszego kraju - powiedziała.
- Nie mam powodu kontaktować się z (prezydentem Rosji Władimirem) Putinem - zapewniła Cichanouska. - Nie mam o co go prosić oprócz (poszanowania) suwerenności Białorusi - dodała, zaznaczając, że o stosunkach z innymi państwami nie powinna decydować ona, ale nowy prezydent i naród białoruski.
"Białorusini zmienili się w tym roku"
Cichanouska wyraziła również przekonanie, że autorytet Łukaszenki został wystawiony na szwank i że na Białorusi sprawy będą wyglądały teraz inaczej, nawet gdyby udało mu się utrzymać władzę.
- Białorusini zmienili się w tym roku, nie będą w stanie zaakceptować go jako nowego prezydenta i nie pozwolą mu traktować się tak jak wcześniej - tłumaczyła. - Jestem pewna, że prędzej czy później będzie on musiał odejść - zapewniła była kandydatka na prezydenta.
Przyznała też, że na Litwie czuje się bezpiecznie i ma ochroniarzy, ale odmówiła dalszych komentarzy na temat swojego bezpieczeństwa. - Mam nadzieję wrócić kiedyś na Białoruś - podkreśliła.
"Byłam wstrząśnięta, kiedy zobaczyłam doniesienia o rannych protestujących"
Podczas protestów powyborczych w kraju co najmniej trzy osoby zginęły, a 200 zostało rannych. W ubiegłym tygodniu zatrzymano blisko 7 tysięcy osób. Wiele brutalnie pobito. Jest kilkudziesięciu zaginionych. - Byłam wstrząśnięta, kiedy zobaczyłam doniesienia o rannych protestujących - powiedziała Cichanouska.
Źródło: Reuters, PAP