Prezydent Francji Emmanuel Macron powiedział w niedzielę, że przekonał przywódcę USA Donalda Trumpa do utrzymania w Syrii sił amerykańskich. Kilka godzin później w oświadczeniu opublikowanym przez Biały Dom amerykański prezydent jednak stwierdził, że nadal chce, aby wojska wróciły do domu tak szybko, jak to możliwe.
Według francuskiego prezydenta w rozmowie telefonicznej, jaką przeprowadził on z Trumpem przed sobotnimi atakami, zdołał nakłonić go do niewycofywania z Syrii wojsk USA. - Przekonałem go, że konieczne jest pozostanie na miejscu - zapewniał Macron.
"Całkowita legitymacja"
W wywiadzie opublikowanym przez telewizję BFM TV, radio RMC i portal informacyjny Mediapart Macron przekonywał też o legalności sobotniego ataku na obiekty rządowe w Syrii. - Mamy całkowitą międzynarodową legitymację do działania w tych ramach. Mamy tu do czynienia z interwencją trzech członków Rady Bezpieczeństwa ONZ - wskazał.
Co innego jednak twierdził potem Biały Dom. - Misja Stanów Zjednoczonych nie uległa zmianie. Prezydent jasno stwierdził, że chce, aby siły zbrojne USA wróciły do domu tak szybko, jak to możliwe - powiedziała w oświadczeniu rzeczniczka Białego Domu Sarah Sanders. - Jesteśmy zdeterminowani, aby całkowicie zniszczyć ISIS - dodała.
- Spodziewamy się, że nasi regionalni sojusznicy i partnerzy wezmą na siebie większą odpowiedzialność militarną i finansową za zabezpieczenie regionu - podkreśliła Sanders.
Połączone siły amerykańskie, brytyjskie i francuskie przeprowadziły nad ranem w sobotę serię ataków w Syrii w ramach akcji odwetowej za użycie broni chemicznej przez reżim Baszara el-Asada 7 kwietnia w mieście Duma na wschód od Damaszku; miało wówczas zginąć ponad 60 osób.
Operacja koalicji rozpoczęła się o godzinie 4 czasu lokalnego, czyli godzinie 3 w Polsce. Siły zbrojne USA podały, że celem bombardowań był wojskowy ośrodek naukowo-badawczy w Damaszku, zajmujący się technologią broni chemicznej, oraz składy znajdujące się na zachód od miasta Homs (Hims).
Autor: lukl//now / Źródło: tvn24.pl, PAP