"Nie ma nic gorszego dla matki, jak śmierć własnego dziecka. Jest to zadra, która zostaje na długie lata. Wyrażam z tego powodu ogromne ubolewanie i smutek" - napisała w oświadczeniu 79-letnia Stanisława B. oskarżona o śmiertelne potrącenie samochodem 11-letniego Pawła. Złożyła też rodzicom zmarłego chłopca kondolencje, choć, jak przekazała, "nie czuje się winna" spowodowania wypadku. Do jej słów odnieśli się rodzice zmarłego chłopca. "Paweł tamtego dnia powinien szczęśliwie wrócić do domu, tylko i wyłącznie przez jej nieuwagę i brawurową jazdę tego już nie zrobił" - napisali.
Proces w sprawie tragicznego wypadku, do którego 11 października 2023 roku doszło w Humniskach w powiecie brzozowskim na Podkarpaciu, toczy się przed Sądem Rejonowym w Brzozowie. W poniedziałek 14 października odbyła się w tej sprawie trzecia rozprawa.
Pierwsza przed sądem stanęła Izabela Ryba. Kobieta rozmawiała z koleżanką, kiedy Stanisława B. wjechała w dzieci samochodem. To ona zawiadomiła mamę Pawła o tym, że jej syn został potrącony przez samochód. Najpierw próbowała dzwonić, kiedy mama Pawła nie odbierała telefonu, pobiegła do domu, aby zawiadomić ją o wypadku.
- Rozmawiałam z koleżanką (z Moniką J. - zeznawała podczas drugiej rozprawy), kiedy usłyszałam huk. Myślałam, że w samochodzie pękła komuś opona - mówiła przed sądem.
Kiedy się odwróciła zobaczyła, że na drodze leży plecak, a obok, na poboczu dwóch chłopców. Z koleżanką pobiegły na miejsce. Tam rozpoznała Pawła i próbowała powiadomić jego mamę, że doszło do wypadku.
Sąd, a później także prokurator, dopytywali, czy oskarżona jakoś tłumaczyła wypadek, wyjaśniała, dlaczego wjechała w chłopców i próbowała udzielić im pomocy. - Nic nie mówiła, stała koło busa i patrzyła - powiedziała.
To kierowca busa, który przejeżdżał obok, jako pierwszy wezwał na miejsce pomoc. Mężczyzna zeznawał podczas drugiej rozprawy.
Na jezdnię spadł but, obok leżało dwóch chłopców
W następnej kolejności sędzia odczytał zeznania złożone przez jednego z mężczyzn, który był świadkiem wypadku, a który niedawno zmarł.
Mężczyzna szedł drogą, kiedy doszło do wypadku. Zobaczył spadający na jezdnię but, później dwóch chłopców. Jeden (Paweł) - jak relacjonował, leżał na prawym boku, z ust leciała mu krew. Pamiętał, że chłopiec "chyba nie oddychał, bo nie poruszała mu się klatka piersiowa". Drugi chłopiec siedział, był oparty o ogrodzenie i "strasznie płakał". Mężczyzna zauważył, że chłopiec, który nie oddycha nie ma na lewej stopie buta, więc położył but, który podniósł z jezdni, obok chłopca. Nie został na miejscu, poszedł do domu - bo jak powiedział, "nie chciał na to patrzeć".
Oskarżona złożyła kondolencje, ale "nie czuje się winna"
Podczas poniedziałkowej rozprawy sędzia odczytał też treść oświadczenia, jakie złożyła oskarżona Stanisława B. Ręcznie napisane przez nią pismo wpłynęło do sądu 23 września.
"Oświadczam jako oskarżona w sprawie (...) że jest mi bardzo przykro z powodu powstałej sytuacji. Śmierć dziecka dla jego rodziców stanowi niewyobrażalną stratę. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam, ale trauma w rodzinie nieżyjącego chłopca musi być olbrzymia. Nie ma nic gorszego dla matki, jak śmierć własnego dziecka. Jest to zadra, która zostaje na długie lata. Wyrażam z tego powodu ogromne ubolewanie i smutek. Nie ma dnia i wieczoru, kiedy bym nie myślała o tym tragicznym wypadku drogowym. Sama mam problemy, żeby z tym sobie poradzić i prowadzić dalej normalne życie. Cały czas ta sytuacja wraca do mnie w postaci tramy. Od dnia wypadku nie mogę normalnie spać. Jestem osobą w wieku 79 lat. W dniu 7 maja 2025 skończę 80 lat. Jeśli w ogóle dożyję do tego momentu" - napisała Stanisława B.
W dalszej części oświadczenia przekazała, że zmaga się z "zaawansowaną chorobą nowotworową z przerzutami" i "zaawansowanym przewlekłym nadciśnieniem tętniczym". W ostatnim czasie przeszła "trzy skomplikowane operacje chirurgiczne". Dodała, że ciężko choruje także jej mąż, ma "ciężką postać choroby Alzheimera stwierdzoną w 2017 roku i wymaga stałej, kosztownej opieki medycznej. Obecnie zupełnie nie kontaktuje z rzeczywistością".
Kobieta odniosła się też do wypadku, który spowodowała 11 października 2023 roku. "Chcę powiedzieć, że naprawdę jechałam tego dnia zgodnie z przepisami, najlepiej jak potrafiłam. Nie wiem dlaczego i z jakiego powodu ten chłopiec (Paweł - przyp. red.) znajdował się na jezdni, a nie na poboczu. Na jezdni jeżdżą pojazdy, po chodniku lub po poboczu poruszają się piesi. Uczciwie chcę powiedzieć wysokiemu sądowi, że osobiście nie czuję się winna spowodowania tego wypadku drogowego, ale sam wypadek i zdarzenie spowodowało u mnie głęboki uraz traumy i szok. Pogorszyło to mój stan zdrowia, ale podkreślam, że nie zmienia to faktu, że jest mi bardzo przykro z powodu całego zdarzenia. Składam najszczersze kondolencje rodzinie nieżyjącego chłopca".
Wyjaśniła też, dlaczego nie stawia się na rozprawach: "W sądzie nie stawiam się z jednego powodu - po prostu boję się ataku na moją osobę. Ja nie czuję się winna, ale wiele osób uważa, że celowo spowodowałam ten wypadek i jestem winna. Wiele osób myśli też, że celowo nie stawiam się do sądu. Tak nie jest, wysoki sądzie. Jestem w tak złym stanie psychicznym i fizycznym, że moje stawiennictwo na rozprawę mogłoby wywołać wstrząs lub gwałtowny wzrost ciśnienia prowadzący do udaru. Dostaję listy i karty z pogróżkami wysyłanymi z różnych miejsc z Polski. Dwa listy w nerwach podarłam i wyrzuciłam. Po prostu czuję się zastraszona i boję się stawiać w sądzie. Jestem starszą, schorowaną osobą. Nie takiej starości sobie życzyłam. Liczę na wyrozumiałość i zrozumienie mojej sytuacji przez wysoki sąd oraz rodzinę nieżyjącego chłopca".
"Ona nie ma żadnego pojęcia co czujemy"
Do oświadczenia Stanisławy B. odnieśli się rodzice zmarłego Pawła, Barbara Kłyż i Łukasz Kiełbasa. Ich oświadczenie też odczytał sędzia.
"Uważamy, że przedstawione oświadczenie Stanisławy B. jest tylko i wyłącznie usprawiedliwieniem samej siebie, a nie przyznaniem się do spowodowania wypadku, w którym życie, właśnie przez nią, stracił nasz syn. Nie ma tutaj nic oprócz użalania się nad sobą. To przez nią i jej nieodpowiedzialną jazdę samochodem jest to wszystko, nie przez nas, a oskarżonej łatwiej zwalić winę na dziecko niż na siebie. Wysoki sądzie to, że zniszczyła nam życie nie ma dla niej żadnego znaczenia. Nie ma i nie miało" - czytał sędzia.
I dalej: "Oskarżona pisze o swojej traumie, a gdzie nasza trauma? To my codziennie mijamy to miejsce, gdzie z impetem wjechała w nasze dziecko. To my codziennie widzimy ten wypadek i Pawła leżącego w kałuży krwi. My, nie ona. To przez nią nasze dziecko nie żyje. To przez nią nasza córka nie ma brata. Przez nią codziennie chodzimy na cmentarz i pytamy Pawełka co dziś robił w niebie".
W dalszej części rodzice zmarłego Pawła skomentowali kondolencje, które w złożonym oświadczeniu złożyła oskarżona Stanisława B.
Czytaj też: Prosili, pisali petycje i nic. "Czuję ogromny smutek i złość, że aby to się stało, musiał zginąć mój syn"
"Nasz syn zginął 11 października 2023 roku, pogrzeb był 18 października 2023 roku o godzinie 11. Kondolencji z jej strony brakło. Nie zrobiła tego przez rok i nie miała na to czasu. Zrobiła to teraz, rok po wypadku tylko i wyłącznie dlatego, że śmierć naszego Pawełka jest sprawą medialną. Zrobiła to pod publikę, jesteśmy w stu procentach pewni, że stało się tak za namową obrońców. Proszę zauważyć, że w tym oświadczeniu nawet nie występuje słowo "przepraszam", jest to tylko słowo "kondolencje" napisane wśród własnego usprawiedliwienia się jaka to jest chora i nieszczęśliwa. Ona nie ma żadnego pojęcia co czujemy, jaki ból tęsknotę nosimy w sobie, a już szczytem bezczelności tej kobiety jest pisać w naszym kierunku "liczę na wyrozumiałość i zrozumienie ze strony rodziny chłopca".
Na koniec rodzice Pawła napisali: "Jakim trzeba być człowiekiem, aby widzieć tylko siebie wśród tragedii jaką nam wyrządziła. (...) Paweł tamtego dnia powinien szczęśliwie wrócić do domu, tylko i wyłącznie przez jej nieuwagę i brawurową jazdę tego już nie zrobił. Ostrożność kierowcy to podstawa, dostosowanie prędkości do warunków, tym bardziej kompromitujące ją samą jest uznanie "jechałam tego dnia zgodnie z przepisami, najlepiej jak potrafiłam", tym bardziej zrzucanie winy na 11-letnie nieżyjące już przez nią dziecko. Skoro zdecydowała się usiąść za kierownicę to bierze odpowiedzialność za to co robi. Nie szuka się wtedy wymówek posługując się żałosnymi wręcz argumentami. Nie żałuje, że spowodowała wypadek, ona żałuje, że nie takiej starości sobie życzyła".
Przesłuchania dzieci w "niebieskim pokoju"
W poniedziałek sąd przesłuchał także Kubę, który został ranny w wypadku. Rodzice chłopca złożyli w sądzie wniosek o przesłuchanie chłopca w tak zwanym "niebieskim pokoju". To specjalnie wyznaczone miejsce, w którym przesłuchiwane dziecko może poczuć się swobodnie, zaaranżowane tak, aby zminimalizować stres spowodowany wspomnieniami i przeżytą traumą. Tak to też się odbyło.
Dwie dziewczynki, które w dniu, kiedy doszło do tragicznego wypadku szły z Kubą i Pawłem, zostaną przesłuchane w tych samych warunkach 19 listopada. Dziennikarze nie mogą brać udziału w takich przesłuchaniach. Ich przebieg będziemy mogli poznać czwartego grudnia.
Wjechała w dzieci, Paweł nie przeżył
Do tragicznego wypadku doszło 11 października 2023 roku roku na prostym odcinku drogi. Dzieci szły poboczem, bo wzdłuż ulicy, którą miejscowi nazywają "kościelną", nie ma chodnika. Jak informowała wówczas policja, dzieci poruszały się prawidłowo. W pewnym momencie z naprzeciwka nadjechał samochód - opel meriva, którego kierująca - z nieustalonych dotąd przyczyn - potrąciła dwóch 11-letnich chłopców - Pawła i Kubę. Dwie dziewczynki, które szły z przodu, zdążyły w porę uskoczyć. Kuba został ranny i przetransportowany do szpitala. Pawła - pomimo godzinnej reanimacji - nie udało się uratować. Chłopiec zmarł na miejscu w wyniku odniesionych obrażeń.
Oplem kierowała 78-letnia wówczas Stanisława B, mieszkanka powiatu krośnieńskiego. W chwili wypadku była trzeźwa. Prokurator postawił jej zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, do którego kobieta się nie przyznała i odmówiła składania wyjaśnień.
W toku śledztwa prokurator powołał biegłego z zakresu ruchu drogowego. Z jego opinii wynika, że 78-latka podczas wymijania grupy dzieci nie obserwowała należycie jezdni i nie zachowała szczególnej ostrożności, w tym wymaganego bezpiecznego odstępu od wymijanych pieszych.
Jak wyliczył biegły, jechała za szybko - z prędkością około 70 kilometrów na godzinę w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie do 50 km/h. Wcześniej prokurator informował, że w miejscu wypadku nie było śladów hamowania. Biegli zbadali też samochód, którym jechała kobieta. Jak informowała prokuratura, pojazd był sprawny i jego stan nie miał żadnego wpływu na zaistnienie wypadku.
Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym Stanisławie B. grozi do ośmiu lat więzienia.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: KPP Brzozów