Wtorek, 12 kwietnia Ile kosztuje 30 głosów w wyborach samorządowych w Grajewie? - Sześć stów - taką odpowiedź usłyszał jeden z kandydatów na radnego od przewodniczącej obwodowej komisji wyborczej w tym mieście. To była prowokacja z jego strony na tydzień przed wyborami, a nagranie rozmowy trafiło do CBA i prokuratury. Mimo to pani przewodnicząca przewodziła komisji wyborczej i dopiero teraz usłyszała zarzut: próba wyłudzenia korzyści majątkowej.
"To się daje po 5 zł z góry. Reszta potem, bo co ja udowodnię, na policję pójdę? Cztery lata temu to ja za każdym chodziłam" - nie kryła żadnych szczegółów procederu przewodnicząca, tydzień przed jesiennymi wyborami samorządowymi.
Jak wyjaśniała, nie może z góry obiecać ile głosów załatwi, bo "to jest element, charakterny element". Wiadomo, że jeden głos kosztuje 20 zł. "Wcześniej płacili nawet 25 zł" - pocieszała, dodając, że to, co kiedyś, dla kogoś załatwiała było na 100 procent.
(Nieudana) prowokacja
Zwierzeń przewodniczącej komisji wyborczej wysłuchiwał Adam Mazurek. Jak przekonuje, przed wyborami słyszał, że w mieście są osoby, które handlują głosami – chciał przekonać się czy to prawda.
Następnego dnia umówił się na zapłatę, ale nie przyszedł. - Już byłem w prokuraturze - opowiada.
Mazurek zgłosił sprawę w kilku instytucjach. Wydawało się, że informacja o korupcyjnej propozycji na 5 dni przed wyborami trafiła tam gdzie trzeba. - Pracownik komisarza wyborczego w Łomży poleciła nam iść na policję. Prokurator w Łomży powiedział, że to sprawa dużej wagi. CBA w Białymstoku przyjęło to zawiadomienie i nas przesłuchało. Ale na gorąco, na szybko, żeby to przeciąć, żadna z instytucji nie zareagowała - skarży się.
Nieudany protest
W efekcie, w dniu głosowania Danuta K., zasiadała w fotelu przewodniczącej obwodowej komisji wyborczej. Miała dostęp do kart do głosowania, nadzorowała liczenie głosów.
Komitet wyborczy Adama Mazurka złożył po wyborach protest wyborczy (nie dostał się do rady, zabrakło niecałego procenta, by przekroczyć próg wyborczy). Sąd jednak nie brał pod uwagę prawdziwości nagrania, a jedynie uznał, że nawet gdyby doszło do kupna 30 głosów nie miałoby to żadnego wpływu na wynik wyborczy.
Usiłowanie niekorzystnego rozporządzania mieniem
Danuta K. nie chce rozmawiać o sprawie. Zapewnia jedynie, że jest uczciwa. - Ja nie wzięłam żadnych pieniędzy. Żadnych, nawet złotówki. Nawet 5 groszy, a nie tylko złotówki - mówi w rozmowie z "Prosto z Polski".
Prokuratura oskarżyła jednak Danutę K. o usiłowanie przestępstwa, ale dopiero teraz - 4 miesiące po wyborach, kiedy głosy były już policzone, a radni wybrani.
- Oskarżonej zarzuca się usiłowanie do doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w kwocie 600 zł - precyzuje Maria Kudyba z Prokuratury Okręgowej w Łomży. Jak dodaje, prokuratura sprawą zajęła się "bezzwłocznie".
Ile osób kupuje?
Nagranie kryje jednak więcej sekretów głosowania w Grajewie. "Jeździ facet, który będzie radnym, będzie! Woził wódkę dla pijaczków. A Marek to płaci" - mowa o Marku Mołczanowskim, obecnym wiceprzewodniczącym rady miasta.
Mołczanowski przyznaje, że zna osobiście Danutę K, ale kategorycznie zaprzecza jej słowom. - To jest śmieszne, ja nie musiałem kampanii robić, wystarczyło, że ukazałem się jako kandydat. Nie sztuka na rogatce serwować kiełbasę, tylko to moja praca, która przełożyła się na taki wynik - mówi podkreślając, że nigdy głosów nie kupował.
Danuta K. opowiada jednak na nagraniu, że przypadków kupowania jest więcej. Na pytanie Mazurka o to, czy w innych komitetach jest podobnie odpowiada: - Aaa, proszę pana, ja wiem, ale nie powiem. Nawet gdyby mnie torturowali, to ja nie powiem, że panu głosy kupowałam.
Nie znaleziono innych
Prokuratura szukała innych osób, które mogły być ewentualnie zamieszane w handel głosami podczas ostatnich wyborów samorządowych. Jedyną oskarżoną pozostała Danuta K. - Oskarżona przyznała się do winy i złożyła wniosek o dobrowolne poddanie karze - mówi Maria Kudyba z prokuratury w Łomży.
Została oskarżona nie o przestępstwo przeciw wyborom, a o pospolite oszustwo. Prokuratura uwierzyła w jej wyjaśnienia, że nie chciała wpłynąć na wynik wyborów, a dorobić do emerytury.