Zanim armia afgańska złożyła broń w obliczu ofensywy talibów, nastąpiło wiele ruchów politycznych, które pokazały wojskowym, że nie ma za co ginąć, narażać życia, bo dobijany jest targ - mówił w sobotę w "Faktach po Faktach" Wojciech Jagielski, korespondent wojenny, reporter, pisarz i dziennikarz "Tygodnika Powszechnego". Jak ocenił, kolejna wojna domowa to najgorsza rzecz, jaka może przydarzyć się Afganistanowi.
Nieco ponad 40 lat temu słynny dowódca afgańskich mudżahedinów i Sojuszu Północnego Ahmad Szah Masud, został zapytany, czego potrzebuje Afganistan. Odpowiedział krótko: tylko dwóch rzeczy - Koranu i Stingerów (amerykańskich pocisków ziemia-powietrze). Wówczas kraj mierzył się z inwazją Związku Radzieckiego. Obecnie przywódcą mudżahedinów jest syn "Lwa Pandższiru", Ahmad Masud. Jaka byłaby jego odpowiedź na pytanie, czego potrzebuje Afganistan w roku 2021, kiedy wycofują się Amerykanie, a rządzą talibowie?
- Ahmad Masud powiedziałby, że Afganistan potrzebuje wstrzemięźliwości i umiaru. I zrozumienia przez tych, którzy władzę przejmują, czyli przez talibów, że Afganistan łatwo podbić, ale strasznie trudno nim rządzić. I że należy się podzielić władzą z prowincjami i dolinami po to, żeby każda z nich ciesząc się jakąś autonomią w zamian uznawała zwierzchność władzy w Kabulu - mówił w "Faktach po Faktach" były korespondent wojenny Wojciech Jagielski.
Przyznał jednak, że nie spodziewa się ze strony talibów zrozumienia. - Myślę, że (Ahmad Masud) raczej liczy na perswazję czy licytację w politycznych targach, które prowadzi, bo talibom nie na rękę jest prowadzenie wojny domowej - wyjaśnił dziennikarz. Podkreślił, że kolejny wewnętrzny konflikt zbrojny to najgorsza rzecz, jaka może przydarzyć się Afganistanowi.
Dlaczego armia afgańska poddała się bez walki?
W obliczu ofensywy talibów armia afgańska często nie stawiała żadnego oporu, pozwalając bojownikom na błyskawiczne podbijanie kolejnych obszarów kraju właściwie bez walki. Pytany, dlaczego wojsko przez dwie dekady szkolone przez Amerykanów nie było w stanie stawić czoła rebeliantom, Jagielski zwrócił uwagę, że "ta armia 300 tysięcy żołnierzy liczyła tylko w dokumentach".
- Z powodu obecności 300 tysięcy nazwisk szedł z Kabulu jakiś żołd, który rozdzielali między sobą skorumpowani generałowie. Ta armia nigdy nie przedstawiała sobą jakiejś bojowej wartości, to byli raczej żołnierze wystawiani na posterunkach, bardziej policjanci niż żołnierze. Amerykanie i dowódcy wojsk zachodnich afgańskiemu wojsku nie za bardzo ufali w czasie tej naszej 20-letniej obecności i woleli brać ciężar walk na siebie, niż wyręczać się Afgańczykami, a walczyli przede wszystkim z powietrza - mówił dziennikarz.
Jak zauważył, "zanim ta armia złożyła broń nastąpiło wiele ruchów politycznych, które wojskowym pokazały, że nie ma za co ginąć, narażać życia, bo dobijany jest targ". Przypomniał, że Amerykanie już w lutym zeszłego roku dogadali się z talibami poza plecami rządu afgańskiego. - Ta gotowość bojowa wojska afgańskiego malała z każdym miesiącem - stwierdził.
Dziennikarz wskazał, że "Kabul rzadko kiedy był zdobywany w szturmach i rzadko kiedy obrońcy bronili go tak, jak broni się miasta - na barykadach, w trakcie ulicznych walk". - Myślę, że jeśli ktoś będzie próbował zdobyć Kabul za rok, za dwa, za pięć, to również będziemy mieli do czynienia z wejściem bez walk - przewidywał.
Podzieleni Afgańczycy
Zamieszkany przez blisko 40 milionów ludzi Afganistan stanowi mozaikę różnych grup etnicznych i plemiennych. Ta różnorodność może być ważnym czynnikiem kształtującym przyszły system polityczny kraju.
Jagielski zwrócił uwagę, że Afgańczycy są w tej kwestii mocno podzieleni. Jak mówił, część z nich oczekuje "Afganistanu umiarkowanych talibów", którzy "nie wtrącają się w prywatne sprawy i nie mówią ci, jak masz się zachowywać wobec swoich dzieci i swojej żony". - Jeżeli pozostawią im tę autonomię, to oni takich przywódców będą akceptować - stwierdził.
- Natomiast jeśli zapytamy tych, którzy wyrośli w ciągu ostatnich 20 lat w wielkich miastach, ciesząc się tymi samymi dobrodziejstwami nowoczesności, co my - smartfonami, telewizjami, wolnością słowa - to oni woleliby, żeby w Afganistanie panowały takie porządki jak w Tunezji - powiedział Jagielski.
Zaznaczył, że "nikt nie będzie się w Afganistanie wyrzekał wyznania i nie będzie mówił o państwie świeckim". - Ale sądzę, że oczekiwaliby, że Afganistan będzie nowoczesnym państwem muzułmańskim, respektującym podstawowe wolnóści i swobody - dodał, zwracając uwagę na przepaść między tymi dwoma poglądami.
- Problemem Afganistanu jest to, że tam od 50 lat toczy się nieustanna wojna i z każdym rokiem niszczone są struktury społeczne tego kraju. Każdy, kto się wykształci, każdy, kto coś umie, ucieka przed wojną, żeby przeżyć - zauważył.
Afganistan 20 lat później - co się zmieniło?
W ocenie Wojciecha Jagielskiego Afganistan ogromnie się zmienił przez ostatnie 20 lat. - Mówić, że nic sie w Afganistanie nie zmieniło, to jest uprawiać demagogię albo niczego nie widzieć czy niczego nie rozumieć - stwierdził.
Jak mówił, "Afganistan w ciągu tych 20 lat, mimo wojny domowej, która wciąż tam trwała, dokonał niemalże cywilizacyjnego skoku". - Owszem, wielkie miasta przede wszystkim, ale nawet na prowincji pojawiły się równe, asfaltowe drogi, wszędzie jest prąd, wszędzie jest łączność, są szkoły, są kliniki - wymieniał. - Afganistan zyskał mnóstwo i myślę, że dlatego talibowie rozumiejąc i widząc to, jak Afganistan dzisiaj wygląda, z taką ostrożnością zabierają się do rządzenia tym krajem, z jakąś niezrozumiałą często delikatnością prowadzą rozmowy z politykami, których przecież pokonali na wojnie. Nie chcą tego Afganistanu zepsuć - stwierdził dziennikarz.
Uznał jednak, że "cel, jaki postawił sobie Zachód był niemożliwy do zrealizowania". - To był grzech pychy, za który będziemy pewnie jeszcze długo żałować i ponosić karę, bo obiecaliśmy Afgańczykom zbudować im państwo, ale dlaczego niby my, dlaczego nie pozwolić im budować tego państwa samemu? - zastanawiał się.
Ocena amerykańskiej misji w Afganistanie
Prezydent USA Joe Biden podczas swojego pierwszego wystąpienia po przejęciu władzy przez talibów zaznaczył, że celem operacji USA w Afganistanie było uniemożliwienie Al-Kaidzie wykorzystywania tego kraju jako bazy, a nie budowa demokratycznego państwa. Zapytany, czy ten cel został zrealizowany, Jagielski ocenił, że tak.
Według niego z Afganistanu "nie przyjdzie żadne nieszczęście do Europy ani do Ameryki". - Żaden zamachowiec uzbrojony czy wyszkolony w Afganistanie nie będzie jechał pół świata, by dokonać zamachu w Europie. Co nie znaczy, że zwycięstwo talibów w Afganistanie nie stanie się inspiracją dla fanatyków, odwołujących się do tego ruchu dżihadystycznego i że oni czegoś takiego nie spróbują zrobić - zaznaczył.
W ocenie dziennikarza "można spodziewać się, że przynajmniej przez najbliższe lata talibowie rządzący Afganistanem zrobią wszystko, żeby nie narazić się na podejrzenia, że tolerują jakieś spiski przeciwko Zachodowi". Jagielski przyznał jednocześnie, że "jest symptomatyczne, że w 20. rocznicę zamachów (na World Trade Center - red.) świętujemy przejęcie władzy przez tych, którzy o organizację tych zamachów byli oskarżani".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24