Poniedziałek, 17 stycznia Prezydent Łomży Mieczysław Czerniawski zatrudnił zięcia jako swojego bezpośredniego doradcę. Mieszkańcy miasta są oburzeni, jednak prezydent nie ma sobie nic do zarzucenia. - Ja mogłem zięcia zatrudnić w każdej innej firmie. Miałem wiele ofert handlu zamiennego: pan prezydent zatrudni moją córkę, syna, a ja zatrudnię zięcia - nie kryje Czerniawski. I pyta: Czy nie bardziej nieetycznie byłoby gdybym zatrudnił zięcia w jakiejkolwiek spółce samorządowej? Po spotkaniu z reporterem "Prosto z Polski" prezydent obiecuje, że wyciągnie odpowiednie wnioski.
- Ja naprawdę chciałbym ciężko pracować dla Łomży - mówi Maciej Wałkuski, doradca prezydenta miasta. I jego zięć. Pracę dostał bez ogłoszenia i bez konkursu, ponieważ, jak przyznaje sam prezydent, najlepiej gdy rodzina wspiera go nie tylko prywatnie, ale i zawodowo. Argumentów "za" jest więcej. - Maciek był szefem sztabu. Był współtwórcą całego programu wyborczego. I ten program wygrał - podkreśla Czerniawski.
Prawnicy prezydenta nie znaleźli żadnych przeszkód, by ten mógł zatrudnić zięcia. Co prawda, zgodnie z ustawą o pracownikach samorządowych, nie może być między nimi bezpośredniej podległości służbowej. Dlatego oficjalnie przełożonym prezydenckiego zięcia jest wiceprezydent. Jednak to, co zgodne z prawem, nie musi współgrać z poczuciem przyzwoitości mieszkańców Łomży. - Nie jestem za tym - mówią jedni. - Rodzina to jest w domu, a w urzędzie to jest każdy jakiś oddzielny, żeby kontaktów nie mieli ze sobą - dodają inni.
Wojewoda: To nieetyczne
Prezydent przyznaje, że liczył się z tym, że taka sytuacja wzbudzi różne emocje. - Miałem ogromne obawy i powiem szczerze, że spodziewałem się, że może być przypuszczony taki atak - mówi. Atak przypuścili nie tylko mieszkańcy i media. Sprawę pod kątem prawnym wyjaśnia także podlaski wojewoda. Z punktu widzenia etycznego nie ma żadnych wątpliwości. - Jest to nieetyczne - przyznaje Jolanta Gadek, rzecznik wojewody podlaskiego.
Podobnego zdania są pracownicy Fundacji Batorego, instytucji od 15 lat piętnującej korupcję w samorządach. Zdaniem Anny Wojciechowskiej z fundacji, prezydent popełnił błąd. - Można ogłosić rzeczywiście konkurs, nawet kiedy przepisy tego nie wymagają, a przynajmniej powstrzymać się od sytuacji zatrudniania członków swojej rodziny, nawet wtedy, kiedy przepisy tego nie zabraniają - mówi.
"Miałem wiele ofert handlu zamiennego"
Prezydent Czerniawski twierdzi, że zapoznał się z poradnikiem antykorupcyjnym dla urzędników, wydanym przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Na stronie 28 tego poradnika, jest punkt "Niekaralne formy korupcji", do których między innymi należy nepotyzm, a także kumoterstwo. Pytany, czy jego zdaniem pojęcia te opisują zatrudnianie zięcia w urzędzie, odpowiada szczerze: Ja mogłem zięcia zatrudnić w każdej innej firmie. Zostając prezydentem miałem wiele ofert handlu zamiennego, nawet z okolicznych gmin, że pan prezydent zatrudni moją córkę, syna, a ja zatrudnię zięcia
I pyta: Czy nie bardziej nieetyczne byłoby, gdybym zięcia zatrudnił w jakiejś spółce samorządowej?
Przyznaje, że żadnej ze składanych mu propozycji nie zgłosił do CBA. - To była, powiedziałbym, lotna propozycja, której ja nie chciałem podejmować - dodaje. Reporterowi "Prosto z Polski" prezydent Czerniawski złożył jednak obietnicę. - Jeżeli zatrudnienie Maćka Wałkuskiego, mojego zięcia, ma burzyć atmosferę i ma świadczyć, że jestem niekonsekwentny, że zaprzeczam sam sobie, to podejmę decyzję o rozstaniu - powiedział prezydent.