Stade de France znów przeklęte dla Ronaldo. Tym razem tego z Portugalii. Pierwszy raz z poważnymi problemami zdrowotnymi, które uniemożliwiły walkę na podparyskim gigancie, borykał się legendarny snajper reprezentacji Brazylii. W niedzielę CR7 tyko swoim kolegom zawdzięcza to, że spotkanie o złoto będzie miło wspominać.
Wielka gwiazda kontuzjowana, w finale wielkiego turnieju, na Stade de France, znów w meczu z Francuzami. To zdanie pasuje zarówno do wydarzeń z niedzielnego meczu Euro 2016 jak i finałowego starcia mundialu w 1998 roku. Obie historie dotyczą dwóch różnych piłkarzy, choć nazwiska zmieniać nie trzeba.
Osiemnaście lat temu słynny snajper reprezentacji Canarinhos doprowadził ją na francuskich boiskach do meczu o złoto. Problemy dopadły go w decydującym momencie, gdy w dniu wielkiego finału doznał ataków padaczki. Mimo alarmów, brazylijski selekcjoner postawił na niego od pierwszej minuty. Efekt? Najlepszy wówczas snajper na świecie był cieniem samego siebie. Nie był w stanie zagrozić francuskiej bramce, nie pomagał też swoim kolegom. Na murawie przebywał do ostatniego gwizdka, Brazylia ostatecznie poległa 0:3.
Wykruszył się na początku
Pamięć o tam wydarzeniu wróciła w niedzielę, gdy Portugalczyk Ronaldo stanął naprzeciw Francuzów w finale Euro. Mecz na Stade de France zakończył się dla niego już po kilkunastu minutach. Po ostrym faulu Payeta zawodnik Realu Madryt musiał opuścić boisko na noszach.
Ronaldo po kilkudziesięciu minutach pojawił się na ławce rezerwowych, już z zabandażowanym kolanem. Przed dogrywką motywował swoich kolegów, a w trakcie gry szalał przy linii bocznej razem z selekcjonerem Fernando Santosem. Doczekał się gola, do siatki trafił Eder.
Kilkanaście minut później sędzia skończył mecz. Portugalczycy oszaleli, Francuzi byli załamani. Tym razem problemy Ronaldo nie okazały się dobrą wróżbą dla Trójkolorowych.
Autor: TG/kk / Źródło: sport.tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Twtter