Ich kraj liczy 13 razy mniej mieszkańców niż zarejestrowanych piłkarzy w Anglii. Jeden z trenerów jest na co dzień dentystą, a bramkarz reżyserem filmowym. Scenariusz, który napisała Islandia w walce o awans do ćwierćfinału Euro, zapamiętają jednak wszyscy.
Jeżeli do baru przyjdzie pięć osób, to jedna z nich na pewno będzie znała kogoś w reprezentacji narodowej – to anegdota prosto z Islandii.
To najmniejszy kraj grający na francuskich mistrzostwach Europy. Liczy raptem 332 tys. mieszkańców. To prowokuje do kolejnych wyliczeń, w których zresztą mieszkańcy małej wyspy, dumni zwłaszcza po poniedziałkowym zwycięstwie, się lubują. "Jeżeli jesteś mężczyzną urodzonym w Islandii między rokiem 1985 i 2000, masz szansę 1/3000, że pokonasz Anglików w nogę 2:1" .
Statystyki iście zachęcające do uprawiania piłki.
Selekcja naturalna
Idąc za ciosem, dziennikarz BBC przedstawił, z przymrużeniem oka, wyliczenie. Wynika z niego, jak wyselekcjonowano 23-osobowy skład pogromców Anglii.
A więc: z 332 tys. mieszkańców należy odjąć 165 tys. kobiet. Potem trzeba pominąć 40,5 tys. chłopców poniżej 18. roku życia i 82,3 co najmniej 35-letnich. Kolejne 20 tys. ma nadwagę, więc też do kadry się nie nadaje. Po odjęciu etatowych pracowników służb publicznych, zakładów rybnych itp., a także aktualnie chorych lub niewidzących oraz samych kibiców, zostaje dokładnie 23 mężczyzn, którzy mogą reprezentować narodowe barwy. Przynajmniej trener nie ma dylematów.
How the Iceland team was selected: pic.twitter.com/dIL9FjlbNI
— David Henderson (@DJSHenderson) 27 czerwca 2016
Trener dentysta
Z selekcjonerem sprawa też jest ciekawa, bo Islandczyków prowadzi na spółkę dwóch szkoleniowców. Obowiązkami i odpowiedzialnością dzielą się równo - pół na pół. To doświadczony Lars Lagerbaeck i Heimir Hallgrimsson. Ten drugi na co dzień ma gabinet dentystyczny. - Na Islandii jako trener piłki nożnej nie zarobisz dużych pieniędzy – tłumaczył jeszcze przed Euro. Chociaż Hallgrimsson zapowiedział, że wróci do rodzinnej miejscowości, aby po Euro dalej wyrywać ósemki i leczyć obolałe czwórki, to może mieć na to mniej czasu. Po mistrzostwach ma samodzielnie prowadzić reprezentację.
I jeszcze jedno, już w sprawie pieniądzy. Selekcjoner Anglii, którą Islandczycy odprawili z kwitkiem, według doniesień "Finance Football" zarabia rocznie prawie 5 mln euro. To więcej niż selekcjonerzy Irlandii, Szwajcarii, Belgii, Irlandii Północnej, Albanii, Walii, Chorwacji, Czech, Polski, Szwecji, Słowacji, Ukrainy, Rumunii, Rosji (Leonid Słucki w ogóle nie dostaje pensji, ma tylko premie) i Islandii razem wzięci! Przynajmniej islandzki duet znalazł się w doborowym towarzystwie.
Scenariusz na film
Awans Islandii do ćwierćfinału Euro dla wielu może być nierealnym snem bądź czymś w rodzaju filmu science-fiction. To już największy sukces reprezentacji, która debiutuje na wielkiej imprezie piłkarskiej. Kto wie, może opowieść o walecznych Islandczykach na Euro zostanie zekranizowana?
Sprawy w swoje ręce może wziąć bramkarz Hannes Halldorsson, który jest reżyserem filmowym. To jego główne zajęcie. Jak sam przyznaje, za trening bierze się po godzinie 17. Jak widać, na Anglię starczyło.
Swoją drogą Brytyjczycy muszą mieć w głowach niezły mętlik. W państwie, które liczy 55 mln mieszkańców jest zarejestrowanych ponad 4 mln piłkarzy. W Islandii jest ich tylko 15 tys., z czego raptem 100 profesjonalistów. W Premier League, angielskiej ekstraklasie, przez wielu uważanej za najsilniejszą ligę na świecie, występuje tylko jeden Islandczyk - Gylfi Sigurdsson w Swansea. Jego reprezentacyjni koledzy kopią piłkę przeważnie w słabszych ligach, głównie w Skandynawii. W Szwecji występuje siedmiu piłkarzy, trzech w Norwegii, dwóch w Danii. Po Euro te proporcje mogą się odwrócić, bo angielski gigant w starciu z islandzką ekipą wyglądał tak:
England vs Iceland #ENGICE #EURO2016 pic.twitter.com/dr6l9vecYp
— Rishi Chowdhury (@rishi_chowdhury) 27 czerwca 2016
Autor: ks/twis / Źródło: sport.tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA, Twitter