Polaków ubywa, a społeczeństwo się starzeje, to może oznaczać nadchodzący kryzys demograficzny. Kto będzie pracować na emerytury? Czy osoby starsze są skazane na biedę? - Ta górna część piramidy ludności rozszerza się i coraz bardziej zaczyna przypominać grzyb z coraz szerszym kapeluszem. To jest problem - mówi prof. dr. hab. Piotr Błędowski z SGH, specjalista z dziedziny gerontologii społecznej. Według niego bardziej zagrożone ubóstwem od obecnych seniorów są kolejne pokolenia.
W ostatnich 10 latach liczba ludności Polski zmniejszyła się o 474 tysiące. Liczba ludności w wieku przedprodukcyjnym spadła do 18,4 procent, w jeszcze większym stopniu zmniejsza się liczba ludności w wieku produkcyjnym - o ponad 5 procent do 59,3 procent. Jedyną grupą demograficzną, której udział rośnie, są osoby w wieku poprodukcyjnym, które stanowią 22,3 procent Polaków.
O czekających nas problemach i wyzwaniach, związanymi z procesem starzenia się społeczeństwa, rozmawiamy z prof. dr. hab. Piotrem Błędowskim ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, autorem badania PolSenior 2, obrazującego sytuację społeczno-ekonomiczną oraz jakość życia starszych Polaków.
Tomasz Leżoń: Panie profesorze, moja mama, która w tym roku skończyła 74 lata, czasami powtarza, że starość się Panu Bogu nie udała. Czy pan by się podpisał pod tym stwierdzeniem?
Prof. Piotr Błędowski: Chyba byłbym ostrożny. Dlatego, że jedną z cech większości rozmów na temat starości jest to, że ujmuje się ten okres jako jednolity fragment naszego życia. Tymczasem starość trwa coraz dłużej i w związku z tym jest coraz bardziej zróżnicowana. Jeżeli przyjmiemy dzisiaj umownie granicę starości na poziomie 65 lat, to przecież mamy coraz więcej osób dożywających 90., 95. roku życia. To jest okres 30-letni, w którym wydarzają się różne zmiany, zarówno w stanie zdrowia osoby starszej, jak i kondycji fizycznej, sytuacji rodzinnej, materialnej i zawodowej. Tych zmian jest mnóstwo. I generalnie można powiedzieć, że mamy taki podział na "młodych starych" i "starych starych". Bardziej elegancko mówiąc, mamy podział na III i IV wiek.
Gdzie leży granica?
Przyjmuje się, że III wiek to jest okres od początku umownej starości do 80. roku życia, a IV wiek to jest 80 lat i więcej. Ten pierwszy etap starości charakteryzuje się większą, w porównaniu do wcześniej żyjących seniorów, sprawnością i aktywnością osób starszych. Ten drugi - niestety nie zawsze ma te same cechy, chociaż to nie jest tak, że każdy, kto skończył 80 lat od razu narzeka, że źle się czuje i potrzebuje jakiegoś wsparcia. Ale ten okres młodszej starości jest na pewno o wiele bardziej bogaty niż dawniej.
Jest nas coraz mniej i jesteśmy coraz starsi. Co piąty mieszkaniec Polski ma ponad 60 lat. Czy to zjawisko jest niepokojące?
Nie dramatyzowałbym. Taką tendencję obserwujemy praktycznie w całej Europie, jest tutaj bardzo niewiele wyjątków. Co jakiś czas w prasie pojawiają się wiadomości zawierające przesłanie, że jesteśmy wymierającym narodem. Nic podobnego. Rzeczywiście ubywa nas, ale to nie jest tempo, które byłoby bardzo niepokojące.
Nie widzi pan żadnych zagrożeń?
Problemem, z punktu widzenia funkcjonowania społeczeństwa, jest nie przyrost liczby osób starszych, tylko wzrost udziału procentowego tych osób w całym społeczeństwie, który wynosi ponad 18 procent. Dzieje się tak dlatego, że zmniejsza się liczba urodzeń. W związku z tym ta część społeczeństwa, którą stanowią osoby młode, kurczy się, stopniowo ograniczeniu ulega udział osób w wieku produkcyjnym. Ta górna część piramidy ludności rozszerza się i coraz bardziej zaczyna przypominać grzyb z coraz szerszym kapeluszem. To jest problem. Patrząc w skali makroekonomicznej, musimy jako społeczeństwo zapewnić środki, nie tylko na leki, ale przed wszystkim na świadczenia emerytalne. Stąd co jakiś czas słyszalne głosy, że należy się obawiać o te świadczenia, że będą one relatywnie bardziej skromne niż obecnie. To jest konsekwencja zmian demograficznych. Lekarstwa na tę sytuację paradoksalnie należałoby szukać w skutecznej polityce pronatalistycznej, w działaniach na rzecz zwiększenia liczby urodzeń.
Kto będzie płacił składki umożliwiające wypłatę rent i emerytur, skoro liczba pracujących się kurczy?
Mam nadzieję, że to jest pytanie, nad którym zastanawiają się politycy z każdego ugrupowania. Mamy system emerytalny, w którym roczniki pracujące opłacają koszt świadczeń dla obecnych emerytów. To jest taka niepisana umowa, że wtedy, kiedy oni dożyją emerytury, to kolejne roczniki będą robiły to samo. Ta umowa przestaje być realna. Nie da się tego osiągnąć przez zmianę proporcji ludności według grup ekonomicznych.
Jakie może być wyjście z sytuacji?
Na drugim końcu różnych możliwości finansowania świadczeń emerytalnych mamy rozwiązanie, które jest określane mianem metody kapitałowej. Polega ono na tym, że każdy od początku swojej aktywności zawodowej odkłada pieniądze na własną emeryturę. Ale robi to na zasadzie obowiązku, a nie dobrowolnie. Z tym, że we współczesnym świecie mamy coraz częściej do czynienia z bezrobociem, które ma charakter obiektywny. Na skutek procesów globalizacyjnych dochodzi do tego, że pewne branże, a nawet działy gospodarki, tracą na znaczeniu, zmniejsza się tam zatrudnienie i pojedynczy pracownik nie ma wielkiego wpływu na bezpieczeństwo swojego zatrudnienia. Ta metoda też nie będzie więc całkiem skuteczna. Stąd liczne w Europie próby poszukiwania rozwiązań mieszanych.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam