Zrobiono brzydką i niepotrzebną nagonkę na Biuro Ochrony Rządu - twierdzi był szef BOR Janusz Zakościelny. Wraz z 14 byłymi szefami i wiceszefami BOR wydał specjalne oświadczenie. Jest w nim apel o "niewłączanie biura do działalności politycznej, ukierunkowanej na realizację osobistych celów". To reakcja na zarzuty postawione byłemu wiceszefowi BOR Pawłowi Bielawnemu.
Nieprawidłowościom zaprzeczył w rozmowie z TVN24 był szef BOR Janusz Zakościelny.
- Mamy takie wrażenie, że ta sprawa (Pawła Bielawnego - red.) ma posłużyć jakimś rozgrywkom politycznym, a my nigdy w nich nie uczestniczyliśmy - powiedział były szef BOR. I dodał: - Wydając to oświadczenie, chcieliśmy dać wyraz temu, że nie godzimy się na takie traktowanie BOR, nie dlatego że to dotyczy wiceszefa Biura (zarzuty prokuratorskie - red.). To nie dotyczy tylko Pawła B., zrobiono brzydką i niepotrzebną nagonkę na BOR.
W oświadczeniu, pod którym obok Zakościelnego podpisali się inni byli szefowie (gen. bryg. Mirosław Gawor, gen. dyw. Grzegorz Mozgawa, gen. bryg. Henryk Sobczyk) oraz wiceszefowie BOR czytamy m.in. "Celem nadrzędnym działania funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu zawsze było dobro Rzeczpospolitej, przestrzeganie prawa, zasady apolityczności, etyki zawodowej i profesjonalizm. Wyrażamy dezaprobatę dla opinii, nieuwzględniających przepisów prawa, regulujących zakres zadań, uprawnień i obowiązków BOR, które godzą w dobre imię i niepodważalny dorobek naszej formacji".
"Zaskakujące zarzuty"
Gen. Gawor, wyjaśniając decyzję o poparciu apelu, powiedział z kolei: - Dwa lata po katastrofie smoleńskiej sytuacja jest taka, że jedyną osobą, która ma postawione zarzuty, jest zastępca szefa BOR (gen. Paweł Bielawny - red.). Jest to dla nas trochę zaskakujące, podobnie jak sam sposób postawienia tych zarzutów. Zapowiadano je w ubiegłym roku, później w styczniu. Jeśli zarzuty są na tyle mocne, to trzeba jej przygotować, postawić i dopiero wtedy to ogłosić.
Dodał, że według niego opinia publiczna nie ma dostatecznej wiedzy technicznej, by móc oceniać działania BOR. - Ja nie widzę rażących błędów, które by wpłynęły na pogorszenie bezpieczeństwa prezydenta i premiera. Nie mam wglądu w materiały tego postępowania, ale na chwilę obecną nie ma jednoznacznych przesłanek, że katastrofa nastąpiła z powodu zaniedbania obowiązków przez funkcjonariuszy BOR - zaznaczył.
Wątpliwości wokół opinii
W ub. czwartek prokuratura przedstawiła dwa zarzuty dot. organizacji wizyt premiera i prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu w kwietniu 2010 r. b. wiceszefowi BOR gen. Pawłowi Bielawnemu. Pierwszy z zarzutów dotyczył niedopełnienia obowiązków, drugi poświadczenia nieprawdy w dokumentacji.
Bielawny w związku z zarzutami został odwołany ze stanowiska zastępcy szefa BOR i zawieszony w czynnościach służbowych.
W sprawie tej opinie sporządziło dwóch biegłych, którzy wskazali na szereg nieprawidłowości. Sformułowane przez nich wnioski głosiły m.in., że sposób organizacji i realizacji działań ochronnych, podejmowanych przez funkcjonariuszy BOR był niezgodny z zasadami i pragmatyką, obowiązującymi wówczas w Biurze. Po ujawnieniu wniosków pojawiły się głosy, iż jeden z ekspertów przygotowujących opinię - płk Kaczyński - pozostaje w konflikcie prawnym ze swoim dawnym pracodawcą.
Kaczyński odwoływał się m.in. do sądu od decyzji o jego dymisji. Sąd uznał jednak, że nie doszło do nieprawidłowości. Według nieoficjalnych informacji ze źródeł zbliżonych do formacji, b. wiceszef BOR nadal też domaga się świadczenia za opuszczenie mieszkania służbowego.
Praska prokuratura pytana o biegłych zapewniała, że nie stwierdzono, aby istniał spór prawny pomiędzy nimi a BOR, a śledczy dołożyli "wszelkich starań celem oceny bezstronności obu biegłych".
Rzecznik prasowy Prokuratury Generalnej, prok. Mateusz Martyniuk, poinformował, że prokurator generalny Andrzej Seremet polecił Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie, aby w trybie nadzoru wyjaśniła pojawiające się m.in. w mediach wątpliwości dotyczące doboru biegłych.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24