Zdjęto parasol bezkarności z afer związanych z Funduszem Sprawiedliwości - powiedziała w "Kawie na ławę" Katarzyna Lubnauer (KO). Marcin Przydacz (PiS) mówił zaś, że w działaniach służb związanych z przeszukaniem domu Zbigniewa Ziobry widzi naruszenie przepisów.- Na tym właśnie polega państwo prawa, że prokuratura działa, reaguje wtedy, kiedy dochodzi do zawłaszczania pieniędzy publicznych - wskazywała Magdalena Biejat (Lewica).
W tym tygodniu na polecenie prokuratorów z zespołu śledczego ds. Funduszu Sprawiedliwości przeprowadzono przeszukania w różnych miejscach na terenie kraju. Służby pojawiły się między innymi w domu byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
Rzecznik Prokuratury Krajowej prokurator Przemysław Nowak poinformował, że łącznie postawiono zarzuty siedmiu osobom. W związku ze sprawą aresztowano trzy osoby, w tym wobec księdza Michała O., prezesa Fundacji Profeto.
Przydacz: zauważam naruszenie przepisów
O aferze Funduszu Sprawiedliwości i działaniach służb w związku z prowadzonym w tej sprawie śledztwem rozmawiali goście "Kawy na ławę" w TVN24.
Marcin Przydacz z Prawa i Sprawiedliwości powiedział, że "trudno jest mu się wypowiadać", ponieważ nie zna akt sprawy. - To jest, jak rozumiem, postępowanie prokuratorskie, 99 tomów akt. Trudno, żebym autorytatywnie się wypowiadał - stwierdził.
Odniósł się jednak do przeszukania domu Zbigniewa Ziobry. - Ja zauważam tam naruszenie przepisów Kodeksu postępowania karnego. Fakt, że przez dwie godziny buszowali agenci ABW po mieszkaniu, domu pana Ziobry bez osoby przybranej, bez samego mieszkańca, jest naruszeniem konkretnego przepisu. Przepis mówi w sposób jasny: najpierw trzeba wezwać mieszkańca do wydania danych rzeczy i przy nim dokonywać przeszukania. Tego nie zrobiono, bo ministra Ziobry tam nie było - mówił poseł PiS. - W takiej sytuacji należałoby zawezwać domownik albo nawet sąsiada. Nikogo nie zawezwano - dodał.
Twierdzenia Przydacza stoją w sprzeczności z tym, co na temat przeszukania mówił w TVN24 sam rzecznik Prokuratury Krajowej prok. Przemysław Nowak. Zapewniał on między innymi, że "przeszukanie wykonano przy obecności osoby przybranej, co jest w pełni zgodne z przepisami".
"Deklaruję pełne zaufanie zarówno do Bodnara, jak Siemoniaka"
Wiceministra edukacji Katarzyna Lubnauer (KO) została zapytana, czy ma pełne zaufanie do rządu, że czynności odbyły się zgodnie z prawem. Zapewniła, że "deklaruje pełne zaufanie zarówno do pana ministra (sprawiedliwości, Adama - red.) Bodnara, jak i do pana (Tomasza - red.) Siemoniaka, który zajmuje się służbami".
- Z tego, co wiem, tam była osoba przybrana w czasie tego przeszukania - podkreśliła.
Jej zdaniem "pierwszą zasadniczą kwestia jest to, że po prostu zdjęto parasol bezkarności (...) z afer związanych z Funduszem Sprawiedliwości". Wspominała, że początkowo fundusz miał "jedno zadanie", którym była "pomoc ofiarom przestępstw". Oceniła, że rozszerzono zakres zadań FS, "żeby realizować z tego tak naprawdę zadania partyjne, żeby zrobić z tego skarbonkę partyjną".
Doradca prezydenta: wszystkim nam należy się pełna informacja
- Myślę, że w tej sprawie akurat wszystkim nam należy się pełna informacja. To zatrzymanie i cała sprawa wokół Funduszu Sprawiedliwości wymaga działań zgodnych z prawem - wskazywał doradca prezydenta Sławomir Mazurek.
- Pan prezydent wyraźnie powiedział, że (...) osoby, które bezprawnie takie działania podejmowały, wcześniej czy później będą się musiały też liczyć, że staną przed wymiarem sprawiedliwości - dodał.
Na pytanie, czy ma na myśli osoby, które działały bezprawnie w czasie rządów Prawa i Sprawiedliwości, czy obecnie, Mazurek stwierdził, że "pan prezydent wygłosił tezę generalną". - Myślę, że taka zasada, która powinna funkcjonować zawsze, dla tych wszystkich, którzy funkcjonują w służbie publicznej: trzeba działać zgodnie z prawem i w granicach prawa - powiedział.
Przekonywał, że w ramach funduszu podjęto "wiele cennych inicjatyw". Natomiast na uwagę, że według Najwyższej Izby Kontroli 60 procent wydatków z FS było nieuzasadnionych, prezydencki doradca stwierdził, iż "są w Polsce organy, które badają i kontrolują".
Zapytany, dlaczego prezydent nie zwracał na to uwagi, odparł, że "to nie jest rola prezydenta, żeby analizować każdą taką sytuację".
Wipler: ta sprawa ma kilka wymiarów
Jak ocenił Przemysław Wipler z Konfederacji, "ta sprawa ma kilka wymiarów". Pierwszy - mówił - "pokazuje, jak wielką patologią jest bardzo często wydawanie środków publicznych na luźne cele".
- To, co było wartością Funduszu Sprawiedliwości dla polityków Suwerennej Polski, to było to, że mieli takie pieniądze nieoznaczone, których nie muszą wydać sztywno - powiedział, nazywając fundusz "wielką skarbonę, z której mogli sypać komu chcą, tylko musiała się znaleźć podkładka".
- Drugi wymiar tej sprawy to sposób przeprowadzania czynności - wskazywał. Jego zdaniem "użyte siły" były "nieproporcjonalne". - I w trybie, i procedurach, które są niedopuszczalne - dodał, wspominając m.in. "zaklejanie kamer" w posiadłości Ziobry.
Jak mówił, "Prawo i Sprawiedliwość przegrało wybory i straciło poparcie wśród wielu Polaków, ponieważ było poczucie dużej opresyjności, łamania praw obywatelskich, nadużywania uprawnień przez służby i prokuraturę". - Bardzo apeluję do obecnie rządzących, żeby nie powtarzali tych samych błędów, w wyniku których zaczną być zaraz zrównywani ze służbami Mariusza Kamińskiego i Zbigniewa Ziobry - mówił.
Biejat: okazało się, że nie da się kupić bezkarności
Wicemarszałkini Senatu Magdalena Biejat (Lewica Razem) stwierdziła, że "cała ekipa Suwerennej Polski robiła wszystko, żeby zaprząc różne instytucje, nie tylko Fundusz Sprawiedliwości, do działania na swoją korzyść". - Bezpośrednią polityczną korzyść, czasem też finansową - wskazywała.
- Dzisiaj mamy do czynienia z sytuacją, kiedy wreszcie ci ludzie, którzy wykorzystywali instytucje publiczne, którzy wykorzystywali pieniądze mające służyć ofiarom przestępstw do własnych celów, będą ponosić odpowiedzialność. Ja się z tego bardzo cieszę, czas najwyższy - dodała.
Według niej ludzie ci myśleli, że "za te wszystkie pieniądze, za te miliony, które szły do ich popleczników, do ich współpracowników (...), kupią sobie bezkarność". - I co się okazało? Okazało się, że się nie da kupić bezkarności. I bardzo dobrze. Uważam, że na tym właśnie polega państwo prawa, że prokuratura działa, reaguje wtedy, kiedy dochodzi do zawłaszczania pieniędzy publicznych, do wykorzystywania państwa i instytucji państwa do własnych politycznych celów - powiedziała Biejat.
Kobosko: to oburzające
- To nie jest temat bardzo świąteczny, ale z drugiej strony mam więcej niż wrażenie, że w polskich domach w te święta rozmawia się o sprawie Ziobry - powiedział poseł Michał Kobosko (Polska 2050 - Trzecia Droga).
W jego opinii "to jest zawsze oburzające, kiedy okazuje się, że środki, które mają iść na zbożny cel (...), idą kompletnie na coś innego".
Dodał, że zmiana Kodeksu karnego, a dalej rozporządzenia dotyczącego Funduszu Sprawiedliwości w 2017 roku, "była oczywistym otwarciem furtki dla ministra sprawiedliwości do tego, żeby zaczął traktować Fundusz Sprawiedliwości jak swoje własne kieszonkowe, właściwie swój własny portfel".
- Zbigniew Ziobro czuł się kompletnie nietykalny i w tym układzie władzy, która rządziła Polską do jesieni ubiegłego roku on rzeczywiście był nietykalny. A jednocześnie prokuratorzy, którzy powinni nie tylko w tej sprawie wykonywać swoją robotę, mieli kompletnie związane ręce - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24