Przygotowania do przyszłorocznego szczytu G20 na Florydzie to powód obecności szefa prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcina Przydacza w Waszyngtonie. Ma on grać pierwsze skrzypce po polskiej stronie.
Kulisy takiego stanu rzeczy opisała "Gazeta Wyborcza". Rząd miał zaproponować dwóch tzw. szerpów, czyli osoby odpowiedzialne za przygotowania: wiceministra spraw zagranicznych Marcina Bosackiego i właśnie Marcina Przydacza. Jednak otoczenie prezydenta miało się poskarżyć w Białym Domu i w efekcie przygotowania polskiego udziału w szczycie zmonopolizować miał minister Przydacz.
- Powtarza się scenariusz z sierpnia, gdy ludzie prezydenta wykorzystali swoje kontakty w Białym Domu i doprowadzili do wyproszenia premiera z międzynarodowej telekonferencji poświęconej Ukrainie. To po prostu dziecinada - tak ocenił sprawę rozmówca "Gazety Wyborczej", który chciał zachować anonimowość.
- Tutaj ta współpraca powinna funkcjonować, jeśli prezydentowi i otoczeniu prezydenta zależy na tym, żeby wzmacniać pozycję Polski, a nie żeby utrudniać życie rządowi - skomentował rzecznik prasowy rządu Adam Szłapka, poseł KO.
Zabiegał o to Sikorski, pochwalił się Nawrocki
Polska nie jest stałym członkiem G20. Udział w szczycie w Miami, organizowanym przez Stany Zjednoczone w grudniu przyszłego roku, możliwy stał się dzięki awansowi polskiej gospodarki w 2025 roku do grona państw, których PKB przekroczył bilion dolarów. Na początku września ogłosił to premier Donald Tusk.
W przeddzień wizyty prezydenta Karola Nawrockiego w Białym Domu 3 września ten fakt gospodarczy był tematem rozmowy szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego z sekretarzem stanu Marco Rubio.
- Zabiegałem też o to, aby Stany Zjednoczone, będąc prezydencją w przyszłym roku grupy G20, zaprosiły nas do tego grona - powiedział po spotkaniu wicepremier Sikorski.
Dzień po tej zapowiedzi o zaproszeniu, jakie usłyszał w Gabinecie Owalnym, poinformował prezydent Karol Nawrocki. - Dostałem zaproszenie od prezydenta Donalda Trumpa na przyszłoroczny szczyt grupy G20 - oświadczył.
Zaproszenie dotyczy udziału w konkretnym szczycie, ale jest też pierwszym krokiem do stałej obecności Polski w prestiżowym gronie G20.
"Na końcu wygląda to źle"
G20 to 19 najbogatszych gospodarek świata, a także Unia Europejska i Unia Afrykańska. - Udział w grupie G20 daje Polsce przełożenie na politykę nie tylko i wyłącznie regionalną, ale przede wszystkim, to chyba znaczące, na politykę globalną - skomentował Bartłomiej Kot, dyrektor Aspen Institute Central Europe Biuro w Warszawie. - Polska do tej pory nie uprawiała dyplomacji globalnej - dodał.
Mówiąc wprost, warto być przy stole z najbogatszymi gospodarkami świata. Wokół polskiego udziału właśnie rozpoczęła się kolejna odsłona wewnętrznego sporu.
- To nie kto inny, tylko Donald Trump, prezydent Stanów Zjednoczonych, oświadczył. Komu? Karolowi Nawrockiemu. A dlaczego Karolowi Nawrockiemu? Bo Donalda Tuska tam ani nie było, ani nikt go nie zaprasza - powiedział poseł PiS Michał Wójcik.
- Wzrost gospodarczy absolutnie nie zależy od niego (Karola Nawrockiego - red.), tylko od obywateli, przedsiębiorców i rządu Rzeczypospolitej Polskiej - skomentował poseł Nowej Lewicy Tomasz Trela.
- Gierka Pałacu Prezydenckiego, która miałaby umniejszać rolę rządu, jest po prostu bezsensowna i szkodliwa - ocenił Arkadiusz Myrcha, wiceminister sprawiedliwości, poseł KO. - Na końcu wygląda to źle, że w oczach naszych sojuszników występujemy jako, nie wiem, władza pokłócona albo taka, która nie może ze sobą współpracować - dodał.
Rząd w roli "wykonawczej lub podwykonawczej"
Do skutecznego przeprowadzenia przygotowań do udziału Polski w szczycie i w towarzyszących spotkaniach udział przedstawicieli rządu jest niezbędny. W ramach G20 osobno spotykają się głowy państw, osobno szefowie dyplomacji czy resortów finansów.
- W naszej delegacji jest pani dyrektor z MSZ-tu, więc proszę tutaj nie insynuować, że nie ma jakiejś koordynacji - powiedział dziennikarzom Marcin Przydacz. To właśnie on w mediach społecznościowych w drodze do Waszyngtonu podkreślał skuteczność dyplomacji prezydenta, a tej rządowej zarzucał emocjonalne seanse nienawiści.
Marcin Przydacz widzi podział ról w polskiej delegacji w taki sposób, że rząd będzie dostarczał wszelkiego rodzaju informacje i "w tym sensie będzie pełnił pewną rolę wykonawczą czy podwykonawczą wobec szerpy". A to właśnie on jest "szerpą".
- To jest absolutnie nieodpowiedzialne, znowu na pierwszy plan wysuwa się ego polityczne, a nie interes i racja stanu - oceniła Barbara Oliwiecka, posłanka Polski 2050.
Kancelaria Prezydenta RP zdaje się wybierać, kiedy może pochwalić się skutecznością, a kiedy woli wrócić do podziału ról, który próbuje przekraczać.
Przed szczytem na Alasce w wideokonferencji z amerykańskim przywódcą wziął udział prezydent Nawrocki, ale na spotkanie po szczycie z europejskimi przywódcami w Białym Domu już nie poleciał.
Czasami to jednak rząd "prowadzi politykę zagraniczną"
Pod koniec listopada do mediów wyciekł projekt amerykańskiego 28-punktowego planu pokojowego, stawiającego pod ścianą Ukrainę i niebezpiecznego dla Polski ze względu na enigmatyczny punkt, że w naszym kraju "będą stacjonować europejskie myśliwce".
Na bezpośrednie pytanie dziennikarki: "Czy na przykład pan prezydent Nawrocki chce zadzwonić do prezydenta Trumpa po starej znajomości?", prezydent Nawrocki odpowiedział tylko tyle: "Zna moje stanowisko w odniesieniu do braku zaufania do Federacji Rosyjskiej".
Nawet dla polityków Prawa i Sprawiedliwości rola prezydenta stała się wtedy jakby mniej wiodąca. - Rząd prowadzi politykę zagraniczną, a prezydent z nim współdziała - powiedział 24 listopada poseł PiS Paweł Jabłoński.
Przy okazji prestiżowego szczytu G20 wrócił pierwotny punkt widzenia.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Paweł Supernak