Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła dochodzenie w sprawie Tomasza Lisa, byłego redaktora naczelnego tygodnika "Newsweek". Dziennikarz był oskarżany o mobbing współpracowników. Podstawą umorzenia było w dwóch przypadkach stwierdzenie braku znamion czynu zabronionego, a w pozostałym zakresie - przedawnienie. "Zero tryumfalizmu ani satysfakcji. Raczej ulga" - komentował Lis w mediach społecznościowych.
Były redaktor naczelny "Newsweeka" dwa lata temu odszedł z wydawnictwa. W oświadczeniu, jakie wydano wówczas, nie podano oficjalnych przyczyn rozstania. Miesiąc później w przestrzeni medialnej pojawiły się doniesienia o mobbingu wobec współpracowników, które stały się potem przedmiotem śledztwa.
Śledztwo umorzone
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prokurator Szymon Banna przekazał, że dochodzenie w tej sprawie zostało zakończone w kwietniu.
"Podstawą wydania tego postanowienia w zakresie dwóch czynów polegających na złośliwym i uporczywym nękaniu pracowników poprzez stosowanie mobbingu, było stwierdzenie braku znamion czynu zabronionego. W pozostałym zakresie, czyli dotyczącym naruszenia nietykalności cielesnej, podstawą wydania takiej decyzji było przedawnienie karalności" - dodał.
Podkreślił, że postępowanie toczyło się w sprawie, co oznacza, że nikt w nim nie usłyszał zarzutów. Postanowienie nie jest prawomocne.
Jako pierwsza o umorzeniu śledztwa poinformowała w środę Wirtualna Polska. "Na 18 stronach uzasadnienia śledczy opisali jednak przykłady nagannych zachowań byłego naczelnego 'Newsweeka'. W jednym przypadku poszkodowana kobieta zeznała, że Lis miał 'złapać ją za twarz, przycisnąć do ściany i pocałować w policzek, mimo że kobieta próbowała się wyrwać'" - czytamy w artykule.
Tomasz Lis komentuje
Do sprawy odniósł się w mediach społecznościowych sam zainteresowany.
"Zero tryumfalizmu ani satysfakcji. Raczej ulga. Decyzja o umorzeniu mojej sprawy to chwila radości dla moich najbliższych, po tym jak przez dwa lata zafundowano im piekło, a teraz widać, że od początku mówiłem prawdę. To oni zasługują na przeprosiny i za ich cierpienia przepraszam. A za wielkie wsparcie w tym czasie ze strony masy zwykłych ludzi, serdecznie dziękuję" - napisał Tomasz Lis na platformie X.
Dziennikarz odniósł się także do publikacji Wirtualnej Polski.
"Dzisiejszy tekst w wp, to nic innego jak kolejna próba przykrycia nieprawdy, którą rozsiewali na mój temat przez 2 lata. Nie potwierdziły się żadne ze stawianych mi dwa lata temu zarzutów." - stwierdził. Dodał, że "nie było żadnego molestowania ani mobbingu".
"Z tekstu opartego podobno na dokumentach śledztwa, do których nie miałem dostępu, wynika, że mogłem się podobno dopuścić naruszenia czyjejś nietykalności cielesnej, choć i temu stanowczo i kategorycznie zaprzeczam. Na koniec prokuratura, choć miała na zbadanie sprawy dwa lata, umorzyła sprawę, choć mogła mi przez te 2 lata postawić zarzuty. Państwo z wp nie mieli racji, fałszywie mnie oskarżyli, a dziś nie potrafią się z tym pogodzić i znowu próbują mnie linczować. Z dziennikarstwem to nie ma nic wspólnego. To tylko upokarzający dla nich akt kapitulacji" - napisał Lis.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: FOTON/PAP