Nie można być bardziej w błędzie, jeśli ktoś dzisiaj, w 2021 roku, myśli, że seksizmu na uczelniach już nie ma - komentowała we "Wstajesz i weekend" Monika Celej, dziennikarka TVN24 i współautorka reportażu "To nie są żarty". Jak mówiła, to problem, który dotyczy wszystkich uczelni wyższych w naszym kraju. - Młode osoby coraz lepiej odnajdują się w nazywaniu nadużyć po imieniu, ale nie zawsze decydują się je zgłaszać - zwróciła uwagę dziennikarka.
Reportaż "To nie są żarty", przygotowany przez dziennikarzy TVN24 Monikę Celej i Piotra Jeziorowskiego, ukazuje szokującą skalę seksizmu, molestowania i dyskryminacji na polskich uczelniach. Ofiary to studenci, sprawcy - pracownicy akademiccy. Skala problemu jest duża i dobrze widać to w raportach niezależnych organizacji oraz w relacjach samych studentów. Naszym reporterom opowiedzieli o nadużyciach, do których dochodziło między innymi na uniwersytecie medycznym w Bydgoszczy.
Monika Celej o reportażu i akcji "Dziki seksizm"
Monika Celej, która była w niedzielę gościem programu "Wstajesz i weekend" w TVN24, opowiedziała o genezie akcji "Dziki seksizm", która stanowiła inspirację dla materiału "To nie są żarty".
- Zaczęło się od tego, że jedna z osób aktywnie działających w mediach społecznościowych napisała, że dzisiaj seksizmu już nie ma, że do takich nadużyć już nie dochodzi, bo wszyscy mamy równe prawa w dostępie do nauki. Wówczas jedna z działaczek feministycznych, Martyna Kaczmarek, zapoczątkowała akcję "Dziki seksizm". Poprosiła studentów i studentki, by przesyłali jej przykłady tego, że nie można być bardziej w błędzie, jeśli ktoś dzisiaj, w 2021 roku, myśli, że seksizmu na uczelniach już nie ma. Później na bazie tego, co opowiedziała nam Martyna, zaczęliśmy zbierać sami różne opowieści - powiedziała dziennikarka.
- Byliśmy przerażeni tym, że musimy dalej o tym rozmawiać, że wszelkiego rodzaju nadużycia, różne formy molestowania werbalnego i nie tylko, że to wszystko wciąż się dzieje i to wcale nie na małą skalę - dodała.
Przywołała raport Niezależnego Zrzeszenia Studentów, według którego 80 procent ankietowanych stwierdziło, że nie zgłosiło nigdzie nadużyć, których padli ofiarą lub których byli świadkiem. - Z różnych powodów, dlatego, że bali się, że nie dostaną zaliczenia przedmiotu, że ktoś im będzie utrudniał skończenie studiów, że po studiach nie dostaną pracy, bo środowisko naukowe jest dosyć hermetyczne - tłumaczyła Celej. - Młode osoby coraz lepiej odnajdują się w nazywaniu nadużyć po imieniu, ale nie zawsze decydują się je zgłaszać - dodała.
"To nie jest tak, że którąś z uczelni wyższych ten problem omija"
Zapytana, czy wśród sprawców tych nadużyć panuje poczucie bezkarności, reporterka TVN24 odparła: - Oczywiście, że tak.
- To bardzo dobrze widać na przykładzie profesora z Collegium Medicum w Bydgoszczy, któremu szczegółowo przyglądamy się w tym materiale. On zawsze chwalił się na początku kolejnych zajęć z nową grupą, że od lat jest oskarżany o seksizm, ale nic się z tym nie dzieje. Te studentki, które zgodziły się z nami porozmawiać, mówiły, że panowała wokół tego zmowa milczenia, bo inni wykładowcy musieli wiedzieć, co się dzieje. Pan profesor sam z tego żartował - mówiła dziennikarska. Dodała, że jej rozmówczynie "mają nadzieję, że teraz, kiedy powiedziały to głośno, w końcu coś się w tej sprawie ruszy, bo przez lata nie działo się nic".
- Martyna dostała wiadomość od studentów i studentek z całej Polski, chyba z każdej uczelni. To nie jest tak, że którąś z uczelni wyższych ten problem omija - powiedziała Celej. Jak wskazała, "skala problemu jest taka, że ponad 40 procent studentów i studentek doświadczyło różnych form nadużyć, dyskryminacji, molestowania słownego lub fizycznego". - Z tego zdecydowana większość wydarzyła się w murach uczelni, a w przypadku jednej trzeciej tych nadużyć sprawcami byli wykładowcy akademiccy - zauważyła dziennikarka. - Mówienie o tym, że to są pojedyncze przypadki, nie ma racji bytu - podkreśliła.
Dyskryminacja i molestowanie to "tylko żarty"?
- Takie stwierdzenia padają w kółko - powiedziała Celej. - W taki sposób studenci i studentki, którzy padają ofiarą tych nadużyć, często sami próbują sobie tłumaczyć, że może nic się nie stało, że może to były tylko żarty. To samo słyszą od kolegów, którzy reagują na te zachowania nerwowym śmiechem, ale nikt nie wstaje i nie mówi głośno, że to nie jest OK. Spotykają się też z podobnymi opiniami ze strony innych wykładowców. To wszystko nie tworzy atmosfery sprzyjającej temu, żeby iść gdzieś wyżej do kogoś z samorządu studenckiego czy władz uczelni i po prostu to zgłosić i domagać się wyciągnięcia konkretnych konsekwencji - tłumaczyła reporterka.
Jak podkreśliła, reportaż "To nie są żarty" jest także o tym, "jak wiele jest jeszcze do zrobienia na polskich uczelniach". - I to na wielu poziomach, zaczynając od samych studentek i studentów, którzy powinni móc umieć świadomie nazywać różne rodzaje nadużyć, których padają ofiarą albo których są świadkami, poprzez to, że powinni wiedzieć, do kogo mogą się zgłosić ze skargą, a kończąc na samych władzach uczelni, żeby szybko i sprawnie przeprowadzać postępowania wyjaśniające, a potem ewentualnie dyscyplinarne wobec wykładowców - wymieniała Celej.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24