Nie jest tak, że opozycja może teraz założyć ręce i czekać na klęskę albo na zwycięstwo. Wszystko jest w grze. Do wyborów pół roku - mówił w TVN24 politolog Marek Migalski. Jego zdaniem ostateczna formuła startu opozycji w wyborach ma "kluczowe" znaczenie.
Opozycja nadal nie zdecydowała, w jakiej formie, na ilu listach wyborczych pójdzie do jesiennych wyborów parlamentarnych. Gościem "Rozmowy Piaseckiego" był we wtorek Marek Migalski, politolog z Uniwersytetu Śląskiego, były europoseł.
- Nie jest tak, że opozycja może teraz założyć ręce i czekać na klęskę albo na zwycięstwo. Wszystko jest w grze. Do wyborów pół roku - powiedział.
Dodał, że "jeżeli popatrzymy na liczby, to w dalszym ciągu po stronie opozycyjnej jest albo połowa, albo nawet więcej niż połowa wyborców". - Trzeba to tak poukładać, żeby większość wyborców przełożyła się na większość mandatów. To jest zadanie dla liderów politycznych - podkreślił.
Migalski: tutaj nie można popełnić błędu
Zdaniem Migalskiego ostateczna formuła startu opozycji w wyborach ma "kluczowe" znaczenie. - Tutaj nie można popełnić błędu. Już wiemy, że pójście czterema blokami to jest scenariusz klęski. Pójście trzema, czyli tak jak to wygląda dzisiaj, jest bardzo ryzykowne. W moim przekonaniu gwarancję zwycięstwa i przejęcia władzy daje nie jedna lista, bo tu jest mnóstwo niebezpieczeństw, tylko dwie listy - ocenił Migalski.
- Z jednej strony blok Koalicja Obywatelska, PSL, Hołownia i samodzielnie Lewica. Wtedy praktycznie żadnego wyborcy anty-PiS-owskiego nie zostawia się na lodzie, nie daje się mu dyskomfortu psychicznego - stwierdził.
- Wtedy wszyscy ci ludzie, których jest większość i którzy są przeciwko władzy, mają szansę zagłosować na jakieś ugrupowania, które w przyszłości będą tworzyć rząd i odsuną PiS od władzy - mówił gość TVN24.
Migalski: jeśli uda się przekonać ludzi, żeby głosowali ekonomicznie, to opozycja wygra
Politolog pytany o afery rządu PiS związane z wypłacaniem publicznych pieniędzy fundacjom związanych z partią rządzącą, ocenił, że "afery niespecjalnie działają na wyborców". - Ci, którzy popierają władzę, nie uważają, że to są afery. Uważają, że to normalne działanie polityczne, nawet zgodne, bo dajemy pieniądze tym, którzy propagują słuszne idee - dodał.
Zdaniem Migalskiego "afery w Polsce miały mały wpływ na rzeczywistość, tak samo jak sytuacja ekonomiczna". - To kompletnie nie kruszy poparcia Prawa i Sprawiedliwości. Na pewno napędza emocje po stronie anty-PiS i to - utwardzanie własnego elektoratu - jest istotne - zaznaczył.
Jak jednak mówił, "jeśli popatrzymy na momenty alternacji władzy, to nie było tak, że rządy upadały i oddawały władzę opozycji w momencie kryzysu gospodarczego".
- Jeśli opozycji udałoby się przekonać ludzi, żeby głosowali ekonomicznie, to opozycja wygra wybory. Natomiast jeśli rządowi uda się przekonać ludzi, żeby głosowali emocjami, aksjologią, robakami, aborcją, Janem Pawłem II, to wygra rząd - powiedział.
Źródło: TVN24