Maciej Nawacki błyskawicznie wykonał decyzję nieuznawanej przez Sąd Najwyższy Izby Dyscyplinarnej w sprawie sędziego Pawła Juszczyszyna. Na podstawie faksu przesłanego z tej Izby powołany przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie zawiesił w pracy swojego podwładnego i podpisał decyzję o obcięciu pensji, a jego sprawy rozdzielił innym sędziom. Działanie Macieja Nawackiego budzi wątpliwości, bo sam jest jednym z członków nowej Krajowej Rady Sądownictwa. Materiał magazynu "Czarno na białym".
We wtorek prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie Maciej Nawacki zaprezentował na konferencji prasowej treść uchwały Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, a chwilę później w świetle kamer podpisywał zarządzenie o zawieszeniu sędziego Pawła Juszczyszyna w orzekaniu i obniżeniu jego wynagrodzenia o 40 procent.
- Oczywiście do swojego pokoju może wejść, korzystać z biblioteki, dysponować swoimi rzeczami - mówi Maciej Nawacki. - Nie będzie po prostu sądził w sądzie - dodaje.
Nawacki "sędzią we własnej sprawie"
Sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego w stanie spoczynku Irena Kamińska uważa, że sędzia Maciej Nawacki "miał ogromną ochotę to zrobić". - Jest mi przykro, że w ogóle taki spór może mieć miejsce i, że są tacy sędziowie jak pan sędzia Nawacki - dodaje.
Następnego dnia Paweł Juszczyszyn przyszedł do pracy. Wcześniej jednak prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie odciął sędziego od dostępu do sądowego systemu elektronicznego.
- Cała sprawa sędziego Juszczyszyna ma prowadzić do tego, żeby sprawdzić, czy ludzie powołani do KRS zostali powołani właściwie, a przecież jedną z tych osób jest pan Nawacki, więc ewidentnie jest on sędzią we własnej sprawie - zwraca uwagę doktor Marcin Matczak z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
- To nie jest sprawa sądowa, więc nie musi stosować metod sądowych wyłączenia się ze składu orzekającego, ale przyzwoitość i moralność publiczna wymaga, że jeśli coś dotyczy mnie osobiście, to ja nie mogę w tej sprawie podejmować decyzji osobiście, dlatego że wtedy zawsze będę oskarżany o stronniczość - dodaje.
"Byłem między innymi w kilku gabinetach sędziów"
Maciej Nawacki poza tym, że jest prezesem sądu, też jest sędzią nowej Krajowej Rady Sądownictwa i też składał listy poparcia. Na pytanie, czy sam podpisał się pod swoją kandydaturą odpowiedział, że jest sędzią i był uprawniony do złożenia podpisu pod listą poparcia. - Czy podpisałem się na swojej liście? Oczywiście - przyznaje.
- Dziwne by było, gdybym się nie popierał jako sędzia - dodaje.
- Byłem między innymi w kilku gabinetach sędziów. Więcej, przychodziłem i informowałem, że jest moja decyzja w tym zakresie, żeby kandydować do Krajowej Rady Sądownictwa - opowiada. Pytał innych sędziów, których zna ponad 15 lat, czy go poprą. - Częstokroć było w ten sposób mówione: "Proszę mi dać czas na zastanowienie". A następnie po dwóch, trzech godzinach wracałem do tych osób i one podpisywały mi listę - wspomina.
Problem w tym, że czwórka sędziów z Olsztyna złożyła swoje podpisy 23 stycznia, ale dzień później ci sami sędziowie swoje podpisy wycofali. Mimo to, już po wycofaniu przez nich poparcia, około godziny 16, dokumenty wpłynęły do Kancelarii Sejmu i zostały zatwierdzone. - Najpierw złożenie podpisu na liście. Następnie zabiegi mające na celu wycofanie tych podpisów na pięć minut przed upływem terminu. W sytuacji, w której nie ma już możliwości uzupełnienia tych list jest postępowaniem, które jest ze wszech miar nieuczciwe - ocenia Nawacki.
Sędziowie o sytuacji mówią inaczej. Sędzia Katarzyna Zabuska wprost mówi, że się z tym nie zgadza. - Uważam, że jeśli cofnęłam swoje poparcie zanim ta kandydatura została oficjalnie zgłoszona, zanim dokumenty zostały zgłoszone w Sejmie, to mam prawo cofnąć takie poparcie - uważa sędzia Sądu Rejonowego w Olsztynie.
Sędziowie twierdzą, że zrobili tak, bo mieli wątpliwości co do konstytucyjności nowej Krajowej Rady Sądownictwa i o wycofaniu poparcia rozmawiali z sędzią Nawackim.
- Obiecał nam, że on dołączy to nasze cofnięcie do listy poparcia. Sporządziliśmy kopię tego cofnięcia i pokwitował nam odbiór tej kopii - mówi sędzia Anna Pałasz.
- Dwie osoby złożyły oświadczenie, że rozmyśliły się i koniec. To jest ich problem, że się rozmyśliły - mówi sędzia Nawacki. Zdaniem prezesa sądu nie może to wpłynąć na podważenie legalności jego kandydatury. - Nie może, bowiem procedura nie przewidywała czegoś takiego jak wycofanie pełnomocnictwa, wycofanie głosu, oświadczenia o wycofaniu głosu i tak dalej - podkreśla.
Zdaniem Marcina Matczaka jest to manipulacja. - Połączona jeszcze z działaniem propagandowym, ponieważ próbuje nas się przekonać, że ci, którzy poparli pana sędziego Nawackiego nie mogli wycofać swojego poparcia. Żeby być w Krajowej Radzie Sądownictwa, żeby reprezentować sędziów, trzeba mieć ze strony tych sędziów poparcie - zwraca uwagę.
Jego zdaniem udzielenie poparcia sędziemu przypomina bardziej sytuację udzielania pełnomocnictwa, które dają członkowie władzy sądowniczej komuś, żeby ich reprezentował. - A pełnomocnictwo można odwołać w każdym czasie - podkreśla.
"To są kwestie dobrych obyczajów i pewnych zasad etyki"
Sędzia Maciej Nawacki został wybrany do nowej KRS, choć biorąc pod uwagę cztery wycofane głosy sędziów z Olsztyna, mógłby nie mieć wystarczającego poparcia 25 głosów, skoro zebrał ich w sumie 28.
- Tłumaczenie, że marszałek Sejmu czy ktoś w Kancelarii Sejmu uznał, że tego poparcia cofnąć nie można to dla mnie w przypadku osoby sędziego jest niepoważne - stwierdza Irena Kamińska. - To są kwestie dobrych obyczajów i pewnych zasad etyki. Gdybym z trudem zebrała 28 podpisów, a potem cztery z tych osób się wycofały, to uznałabym, że ja po prostu nie mam w środowisku takiego poparcia, żeby kandydować normalnie do KRS - dodaje.
Zdaniem sędzi w stanie spoczynku samo to, że Maciej Nawacki dopisał siebie na liście poparcia świadczy o tym, jak bardzo mu zależało, żeby się dostać do Krajowej Rady Sądownictwa.
Sędzia Maciej Nawacki zapytany o ujawnienie nazwisk osób, które poparły jego kandydaturę stwierdził, że nazwiska podlegają ochronie i trwa postępowanie w sprawie ochrony danych osobowych.
Spór ten rozstrzygał już w czerwcu 2019 roku Naczelny Sąd Administracyjny. Nakazał jeszcze w poprzedniej kadencji Sejmu ujawnienie nazwisk sędziów popierających kandydatów do KRS. Wtedy Maciej Nawacki napisał w mediach społecznościowych, że "spragnieni hejtu muszą się spieszyć. Niedługo koniec kadencji Sejmu, a tym samym dokumenty mogą trafić do archiwum wyodrębnionego, gdzie będą czekać na ich opracowanie i udostępnienie już jako zasobu archiwalnego… gdzieś 20 lat".
- Nie mogę pogodzić się z tym, że wyrok NSA, jednego jakby z trzech trybunałów, że władza wykonawcza ma go za nic - mówi Irena Kamińska. - Zaciekłość z jaką broni się tych list natychmiast nasuwa podejrzenie, że coś jest w nich nie w porządku - dodaje.
"Mamy grupę ludzi, która walczy o swoje stołki"
Doktor Matczak uważa, że sędzia Nawacki i wiele osób w nowej KRS, a także Izba Dyscyplinarna "to jest jedna drużyna, której trenerem jest Zbigniew Ziobro". - Ta drużyna powoli czuje, że może przegrać ten mecz - uważa.
- Ludzie tworzą pewnego rodzaju system ludzi bezpośrednio zainteresowanych tym rozstrzygnięciem na przykład w sprawie sędziego Juszczyszyna czy innych kwestii, ponieważ wiedzą, że jeśli okaże się, że powołanie do KRS przedstawicieli sędziów było nielegalne i uda się to wykazać to będzie źle z tymi, którzy są w KRS, jak i z tymi, których neo-KRS powołał, czyli w Izbie Dyscyplinarnej - twierdzi Matczak. - Mamy grupę ludzi, która walczy o swoje stołki. Walczy we własnej sprawie, nie przebierając w środkach, bo jeśli okaże się, że Juszczyszyn dojdzie do tych list i okaże się, że one są wadliwe, to wtedy rozpadnie się ten domek z kart, bo ktoś wyciągnie z dołu jego podstawę - komentuje.
Jego zdaniem "nikt przy zdrowych zmysłach by tego tak długo nie ukrywał". - Jest taka obawa, że jeśli się wyciągnie tę kartę z dołu, to to wszystko runie - dodaje.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24