Policjanci odebrali telefon: - Porwali mnie, pobili, trzymali w piwnicy, ledwo oddycham - krzyczała po drugiej stronie słuchawki dziewczynka. Znaleźli ją posiniaczoną, podrapaną. Opowiedziała im o napadzie, którego nie było. - Wymyślonym. Bo jak się okazało, porwała się sama. Żeby pomóc rodzicom - mówi prokurator.
Karolina była w tej piwnicy kilka razy. Oglądała jak wyglądają ściany, jak wysokie są stopnie schodów. Czy komórki były zamknięte, czy na drzwiach wiszą pordzewiałe kłódki. To, co zrobi, wymyśliła już jakiś czas wcześniej. Zaplanowała to dokładnie - widziała, jak muszą iść zadrapania po twarzy, żeby wyglądało jakby ktoś ją złapał za plecami i ręką zamknął usta, żeby nie krzyczała. Że musi mieć poczerwieniałe nadgarstki, jakby ją ktoś związał grubą liną.
- Zostałam porwana - powiedziała Karolina, kiedy znaleźli ją policjanci.
Opowiedziała im, że pod domem zaatakowały ją cztery osoby. Ktoś ją złapał, związał, wywiózł do zupełnie innego miasta i wrzucił do piwnicy w blokach. Pobił, potem trzymał jako zakładnika. I, że udało jej się wyjść, sama nie wie jak, ale bardzo się boi. I prosi, żeby go złapali, tego co ją porwał.
Kto cię porwał? "Nie wiem, ale go rozpoznam"
- Policjanci pytali więc: kto cię porwał? Ona: nie wiem, ale jak go zobaczę, poznam - opowiada Zbigniew Czerwiński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie. To właśnie do jego kolegów w końcu trafiła piętnastoletnia Karolina. Posiniaczona, podrapana, z napuchniętymi nadgarstkami.
Chcieli więc jej go pokazać. Ale najpierw jeszcze raz poprosili, żeby opowiedziała co feralnego dnia stało się w piwnicy. Karolina opowiedziała drugi raz. Potem trzeci, czwarty, piąty. Słuchali prokuratorzy, słuchał psycholog. - I wydawało nam się, że coś kręci, miesza, gubi się w zeznaniach - dodaje Czerwiński. Informatyk sprawdził komputer dziewczyny. W wyszukiwarkę wpisywała: "chcę zaplanować własne porwanie", "jak upozorować własne porwanie", "jak się ciąć".
Wtedy Karolina się rozpłakała. - Nie było porwania, ja chciałam tylko pomóc mamie - powiedziała.
Mama dziewczyny, zaradna kobieta, od ośmiu lat prowadziła w niewielkiej miejscowości w woj. warmińsko-mazurskim sklep spożywczy. Sprzedawała "standardy" - jak sama napisała na stronie internetowej: pieczywo, soki, wódkę, wodę mineralną. Mieli pieniądze, inwestowała je w rozwój córki - dziewczynka miała świetne oceny, już w szkole podstawowej była najlepsza w regionie w lekkoatletyce.
Kobieta chciała rozwinąć biznes. I zrobić "mini-sieć", otworzyć filię swojego sklepu w miasteczku obok.
Tak było ponad trzy lata przed "porwaniem".
Ze swoim pomysłem poszła do banku, poprosiła o kredyt. Taki niewielki, 10 tys. zł, bo wydawało jej się, że tyle wystarczy. Bank sprawdził historię kredytową, popatrzył, że czasem były opóźnienia w płatnościach, że nie zawsze pod koniec miesiąca biznes się dopinał. I nie dał pieniędzy.
Zaradny, miał pieniądze
Wtedy mama Karoliny poszła do Krzysztofa. Też zaradny, jego firma chwali się w internecie "wznoszeniem budynków", "budownictwem ogólnym" i "inżynierią lądową". Zajmuje się też motoryzacją. Kobieta nie przyzna się nigdy prokuratorom, ale oni są pewni: - Znali się od jakiegoś czasu, Krzysztof nie był obcą osobą w rodzinie - mówi Zbigniew Czerwiński.
Krzysztof nie zachował się jak pracownicy banku, nie prześwietlił historii kredytowej, nie zainteresował się problemami z płatnościami. Dał 10 tys. zł.
- Umowa była taka. On jej dał 10 tys., ona w zamian mu co miesiąc po 2 tys. zł. I tak przez sześć miesięcy, żeby na jego konto łącznie trafiło 12 tys. - liczy prokurator Czerwiński.
Umowa była jasna, przejrzysta, zrozumiała. Ale po kilku miesiącach pojawiły się problemy. Bo przecież tu się płatności nie zgadzały, tu sklep jeszcze na siebie nie zarobił, pojawiła się strata. I mama Karoliny, choć chciała, nie miała z czego oddać Krzysztofowi.
Mężczyzna zaproponował wtedy, że, skoro nie ma pieniędzy, pożyczy jej znowu. Będzie miała z czego dopinać budżet sklepu, a co za tym idzie - z czego spłacać dług. Matka Karoliny się zgodziła.
Po 4 tys. zł spłaty co miesiąc
Dwie pożyczki oznaczały podwójną ratę. Co miesiąc, przez prawie cały rok, kobieta dawała mu więc po 4 tys. zł. Sytuacja zaczęła się jednak pogarszać. Po dziesięciu miesiącach regularnych spłat, matka Karoliny rozłożyła ręce: nie miała z czego uzbierać na jedenastą ratę.
"Żaden problem". - Krzysztof zaproponował jej, żeby w zamian za to, zawarła umowę leasingową na samochód dla niego - opowiada prokurator. - Zamiast rat długu, kobieta miała spłacać tylko raty leasingu, które były niższe - wyjaśnia rozumowanie mężczyzny.
Kobieta się zgodziła. A Krzysztof w leasing wziął Skodę Superb - wartą ok. 100 tys. zł.
To było półtora roku przed "porwaniem".
Sytuacja jednak wcale się nie poprawiła. - Spłaciła trzy raty, a potem znowu nie domykała budżetu. Nie miała pieniędzy na ratę leasingu, więc Krzysztof kazał jej oddać własny samochód Peugeot Partner. Auto warte było około 20 tys. zł - mówi Czerwiński.
Z wyliczeń prokuratury wynika, że wtedy kobieta, która pożyczyła od mężczyzny 20 tys. zł, wydała na spłatę długu - na raty, leasing, oddając samochód - na pewno nie mniej niż 50 tys. zł.
Najpierw samochód, potem mieszkanie
Rok przed "porwaniem" Krzysztof powiedział jednak, że dług spłacony nie został, umowa nie została dotrzymana. Zaproponował kolejne rozwiązanie: - Powiedział jej: sprzedaj mieszkanie, wyprowadź się z niego - relacjonuje Czerwiński. Ta nie chciała, powiedziała, że przecież nigdy nie pożyczyła od niego tylu pieniędzy. Zagroził, że pobije ją, jej męża, że zniszczy jej mieszkanie. Przychodził z pistoletem i groził sześć razy. Za szóstym się zgodziła. Przekazała mu akt notarialny, podpisała umowę sprzedaży. I z całą rodziną wyniosła się z wartego 100 tys. zł mieszkania.
- Ta kobieta wpadła w spiralę długów, w bardzo złą sytuację finansową. Była zastraszana, ten mężczyzna groził jej - mówi Czerwiński.
Nie poszła jednak na policję, Krzysztof jej zabronił. Nie powiedziała o sprawie nikomu, tylko własnej rodzinie. Jej mąż też był zastraszony.
Wtedy Karolina wymyśliła, że jak ona z tym nic nie zrobi, nie poradzą sobie. Zaczęła wpisywać w wyszukiwarkę pytanie: jak upozorować własne porwanie.
Postanowiła też, że zbierze się na odwagę, wsiądzie w mały busik, pojedzie do pobliskiej miejscowości. Wejdzie do piwnicy jednego z bloków, pokaleczy sobie twarz. Uda, że została porwana, cudownie uwolniona zgłosi się na policję. - Chciałam pomóc mojej mamie - mówi dziś w rozmowie z tvn24.pl.
- Nie powiedziała, że napadł ją Krzysztof. Ale sugerowała to. Chodziło o to, żebyśmy zainteresowali się tym mężczyzną. I, muszę powiedzieć, dopięła swego - mówi prokurator.
Śledczy prześwietlili wierzyciela. Postawili mu szereg zarzutów, sprawa dotarła do sądu. W sierpniu sędzia Sądu Rejonowego w Lidzbarku Warmińskim przychylił się do opinii biegłych, którzy oskarżyli Krzysztofa o przywłaszczenia, wymuszenia rozbójnicze, lichwę i nielegalne posiadanie broni. Wyrok jest już prawomocny. Mężczyzna w więzieniu ma spędzić teraz 3,5 roku.
Sąd sprawę ciągle jednak bada. Skazanie Krzysztofa to nie koniec postępowania. Sędzia zajmie się też piętnastolatką, bo historię jej porwania wyłączyła do osobnego postępowania i przekierowała z wydziału karnego (gdzie był sądzony Krzysztof) do sądu dla nieletnich. - Dziewczynka wprowadziła w błąd organy ścigania, zgłaszając porwanie, które nie miało miejsca - relacjonuje prokurator Czerwiński.
Co z dziewczynką? Zdecyduje sąd
- Sprawa jest w toku - potwierdzają przedstawiciele Wydziału Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego w Lidzbarku Warmińskim.
Nie wiadomo co Karolinie może grozić. - Maksymalna kara to odpowiednik pozbawienia wolności, czyli ośrodek wychowawczy. Ale myślę, że dziewczynka dostanie dozór kuratora - zastanawia się Czerwiński.
Jej matka nie chce o sprawie rozmawiać. Dziewczynka też woli zostawić już całą tę historię za sobą. Jak mówi, wszystko jest w porządku. Chociaż wie, że takich mężczyzn jak Krzysztof jest jeszcze mnóstwo.
Nie jest dumna z tego co zrobiła, ale bardzo się cieszy, że w końcu jej rodzina ma spokój. Nie sądzi też, żeby mama była z niej dumna. Mimo że Karolina tylko chciała jej pomóc.
Imię dziewczynki zostało zmienione
Autor: Olga Bierut / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock / Goole.com