Bez obrażeń się w tej chwili już nie obejdzie. Obrażenia to są zgony, ciężkie zachorowania i olbrzymie kłopoty służby zdrowia - powiedział w "Faktach po Faktach" profesor Andrzej Horban, główny doradca premiera do spraw walki z COVID-19. Dodał, że w kontekście walki z rozprzestrzeniającym się koronawirusem "jesteśmy bardzo blisko ściany".
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w czwartek o 27 143 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem. To najwyższy bilans dobowy od początku epidemii w Polsce. Resort przekazał także informację o śmierci 367 osób, u których stwierdzono infekcję SARS-CoV-2. Łącznie w Polsce zakażenie potwierdzono u 466 679 osób, z których zmarły 6842.
Dzień wcześniej natomiast premier Mateusz Morawiecki ogłosił listę nowych obostrzeń, które zaczną od soboty (część od poniedziałku) obowiązywać w Polsce. Mówił także o ewentualnym wprowadzeniu w Polsce "całkowitego lockdownu". Dodał, że obecnie rząd wciska "hamulec bezpieczeństwa".
"Jesteśmy bardzo blisko ściany"
Profesor Andrzej Horban, krajowy konsultant do spraw chorób zakaźnych, szef specjalnej grupy rządowych doradców epidemiologicznych i główny doradca premiera ds. walki z COVID-19, mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 o sytuacji epidemicznej w kraju.
- Jesteśmy bardzo blisko ściany i słusznie pan premier i pan minister zdrowia (Adam Niedzielski - red.) powiedział: włączamy hamulce - mówił Horban. Użył także samochodowej metafory, aby zobrazować obecną sytaucję.
- Wjeżdżamy na pobocze, łubu dubu - i właściwie jesteśmy w tej chwili w takim miejscu - nawet ci z tyłu, co nigdy nie zapinali pasów, zapinają pasy bezpieczeństwa ze strachu i albo walniemy w ścianę, albo nam się uda wrócić na właściwą drogę z niewielkimi obrażeniami - mówił. Doradca premiera ocenił przy tym, że "bez obrażeń się w tej chwili już nie obejdzie".
- Obrażenia to są zgony, ciężkie zachorowania i olbrzymie kłopoty służby zdrowia - wyjaśniał.
Prof. Horban: trochę ciężko jest zobaczyć w obecnej sytuacji światełko w tunelu, ale trochę je widać
Horban przyznał, że "trochę ciężko jest zobaczyć w obecnej sytuacji" światełko w tunelu, ale "trochę (je) widać".
Mówił także, iż "wydawało nam się, że jeżeli jest mniej nowych zakażeń, to już będzie lepiej. Liczyliśmy, że będzie około 20 tysięcy (zakażeń dziennie – red.). Niestety stało się inaczej, mamy dwadzieścia parę tysięcy - wskazywał. - Jutro założę się, że będzie już 30, a może, nie daj Boże, więcej w przyszłym tygodniu - dodał doradca premiera.
- Bardzo prosimy o maseczki, dystans i niezakażenie innych. To jest proste - przekonywał gość TVN24. Jak zauważył, "jakoś się udało na wiosnę, a teraz się nie udaje". - Tutaj też oczywiście gra rolę zmiana wirusa. Ten wirus jest z jednej strony może mniej zjadliwy, bo nie zabija trzech procent (chorujących – red.) jak na początku, ale dwa czy półtora, natomiast jest bardziej zaraźliwy. W związku z tym mamy nie 500 osób zakażonych, tylko 30 tysięcy – powiedział prof. Horban.
Prof. Horban: być może nawet gdyby nie było tych demonstracji, to koronawirus by się równie dobrze transmitował
Premier Mateusz Morawiecki zaapelował w środę, żeby pozostać w domach, ponieważ - jak mówił - według analiz specjalistów z Uniwersytetu Warszawskiego każdego dnia wzrost liczby zakażeń na skutek protestów ulicznych może wynosić około 5 tysięcy osób.
Protesty w Polsce trwają od 22 października i są reakcją na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, na czele którego stoi Julia Przyłębska. TK uznał, że prawo do aborcji w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu jest niezgodne z ustawą zasadniczą.
Tymczasem we wtorek Interdyscyplinarne Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego opublikowało komunikat, w którym informuje, iż "nieuprawnione jest stwierdzenie, że z modelu ICM UW wynika, iż protesty uliczne mogą zwiększyć liczbę stwierdzonych przypadków z 25 tysięcy na 31".
CZYTAJ WIĘCEJ: Premier o wzroście zakażeń przez protesty. Uczeni: nasz model tego nie uwzględnia >>>
Profesor Horban mówił w "Faktach po Faktach", że "trwa dyskusja, czy demonstracje, czy spacerki nie spowodowały zaostrzenia tej sytuacji". - Jedni mówią, że nie, drudzy mówią, że tak. Dane z Europy Zachodniej, ze Stanów (Zjednoczonych – red.) pokazują, że jeżeli są tego typu demonstracje czy zbiór ludzi, to musi dojść do zakażenia - powiedział. Ocenił, że "to jest dyskusja akademicka".
- To jest bardzo prosty wirus, on się rozprzestrzenia bardzo gwałtownie i tyle. Reszta to jest dywagacja akademicka, więc ja bym ją zostawił - dodał.
Przekonywał, że "problem jest bardziej złożony". - Bo jeżeli demonstrują czy są w tego typu sprawach ludzie młodzi, to oni chorują bardzo łagodnie albo w ogóle nie chorują. Dowcip polega na tym, że oni idą potem do domu i zarażają sowich rodziców, zarażają swoich dziadków - mówił krajowy konsultant do spraw chorób zakaźnych.
Podkreślił jednak, że "wirus się po prostu transmituje w tej chwili powszechnie". - I myślę, że być może nawet gdyby nie było tych demonstracji, to on by się równie dobrze transmitował, żeby też nie było wątpliwości. Bo to są takie liczby transmisji i tak łatwo się ten wirus transmituje, że właściwie jesteśmy bardzo bliscy powiedzenia: ludzie siedźcie w domu, jeżeli nie chcemy totalnego załamania służby zdrowia - powiedział Horban.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24