Część dyrektorów i część samorządów rzeczywiście nie chce dopuścić do tego, aby szkoły wróciły do stacjonarnego nauczania - ocenił w czwartek minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski. Jego zdaniem "część polityków, część samorządów z powodów politycznych próbuje straszyć Polaków tym, że może się wydarzyć coś złego". - Wydaje się, że ta sytuacja epidemiczna, która jest dziś w Polsce, pozwala na to, aby wrócić do stacjonarnych zajęć - uznał szef MEN.
Według Ministerstwa Edukacji Narodowej, podstawowym modelem pracy w szkołach od 1 września ma być nauka stacjonarna. Model mieszany ma być dopuszczalny, gdy dyrektor szkoły uzyska zgodę organu prowadzącego i pozytywną opinię sanepidu. Wtedy może zadecydować, że część dzieci lub klas będzie uczęszczać do szkoły w tradycyjnej formie, a część uczyć się na odległość. Przy większym zagrożeniu epidemicznym w grę wchodzi też przejście całej szkoły na edukację zdalną.
Szef MEN: część dyrektorów i samorządów nie chce dopuścić do tego, aby szkoły wróciły do stacjonarnego nauczania
Na czwartkowej konferencji prasowej szef resortu edukacji Dariusz Piontkowski był pytany o sytuację dwóch szkół w Sławnie, gdzie uczniowie rozpoczną naukę dopiero 7 września. Dyrektorzy placówek nie musieli prosić sanepidu o zgodę na opóźnienie zajęć stacjonarnych, bo skorzystali ze swojego uprawnienia do ustalenia kilku dni w ciągu roku jako dni wolnych od zajęć. Decyzję tą argumentowali zagrożeniem epidemicznym.
Piontkowski ocenił, iż "to pokazuje, że część dyrektorów i część samorządów rzeczywiście nie chce dopuścić do tego, aby szkoły wróciły do stacjonarnego nauczania".
- Dzisiaj chyba ukazał się taki sondaż, w którym pytano rodziców o to, czy chcieliby, aby ich dzieci wróciły do szkoły. Tam prawie 70 procent rodziców wyraźnie wskazało, że oczekuje przejścia na system stacjonarny - przekonywał.
W najnowszym sondażu United Surveys (US) dla "Dziennika Gazety Prawnej" i RMF FM, opublikowanym w czwartek, badanych pytano, czy w obecnej sytuacji epidemicznej, gdyby istniał wybór, posłaliby swoje dziecko do szkoły od 1 września. Twierdząco odpowiedziało 68,4 proc. respondentów, zaś przeciwnego zdania było 27,2 proc. Z kolei 4,4 proc. odpowiedziało, że nie wie.
Badanie zostało zrealizowane 21 sierpnia tego roku na próbie 1100 Polaków metodą CATI.
"Część polityków, część samorządów z powodów politycznych próbuje straszyć Polaków"
Zdaniem ministra, wynik badania "odzwierciedla to, o czym mówiliśmy wielokrotnie na konferencjach prasowych". - Ja także mówiłem po swoich osobistych kontaktach z nauczycielami, rodzicami i uczniami, z których przytłaczająca większość mówiła, że trzeba wrócić do kształcenia stacjonarnego, ponieważ ono nie tylko jest bardziej efektywne, ale także ma mniej takich zagrożeń psychologicznych i społecznych - dodał.
Jak uznał minister edukacji, "także z tych powodów warto wrócić do nauczania stacjonarnego i my chcemy to zrobić". - Natomiast widzę jednocześnie, że część polityków, część samorządów z powodów politycznych próbuje straszyć Polaków tym, że może się wydarzyć coś złego. Wydaje się, że ta sytuacja epidemiczna, która jest dziś w Polsce, pozwala na to, aby wrócić do stacjonarnych zajęć - mówił.
Piontkowski przekonywał, że "przykłady innych krajów europejskich, które już wróciły do stacjonarnych zajęć, pokazują, że nic tam niespodziewanego na szczęście się nie wydarzyło, że szkoły nie są ogniskiem rozwoju epidemii i powinno być podobnie w Polsce".
- Jednocześnie pozostawiamy sobie możliwość reakcji w tych miejscach, w których jest zwiększone zagrożenie epidemiczne, bo nie chcemy narażać życia i zdrowia ani uczniów, ani nauczycieli i ich rodzin - stwierdził szef MEN.
Źródło: TVN24, PAP