Agnieszka Nojszewska, behawiorystka zwierząt i trenerka psów metodą konstrukcyjną, oraz mecenas Kinga Morlińska, wiceprzewodnicząca sekcji praw zwierząt Izby Adwokackiej w Warszawie, odniosły się w "Tak jest" w TVN24 do tragedii, do jakiej doszło kilka dni temu w Zielonej Górze.
46-letni mężczyzna został tam śmiertelnie pogryziony przez trzy psy, gdy spacerował po lesie. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że zwierzęta wydostały się poza teren pobliskiej strzelnicy, gdzie przebywały. Mężczyzna doznał ponad 50 ran szarpanych i gryzionych.
Behawiorystka pytana była w "Tak jest", z jakiego powodu psy mogły zaatakować mężczyznę. - Najprawdopodobniej były do tego szkolone, czyli były uczone atakować człowieka. Każdego człowieka, którego znajdą na swojej drodze - odpowiedziała.
- W takiej grupie wystarczy, że zrobi to jeden pies i robi to wtedy reszta. Taki człowiek nie ma praktycznie szans się uratować - przyznała.
Dopytywana, czy zdarza się, że ludzie szkolą psy do zachowań agresywnych, odparła, iż "wydaje jej się, że dokładnie tak tutaj było". Zwracała przy tym uwagę, że czymś innym jest "nauka obrony", jak w przypadku, gdy psy bronią posesji.
Odwołała się do przykładu psów stróżujących czy pasterskich, które mogą chronić na przykład stado owiec.
- One nie atakują niepotrzebnie. Wystarczy się odsunąć od tych owiec i one odpuszczą. (...) Ich celem nie jest atak, tylko obrona. A te psy były uczone ataku, taka jest różnica - podsumowała ekspertka.
Agresja "nie jest związana z żadną rasą"
Nojszewska była też pytana, czy istnieją "mordercze rasy" psów. - Nie ma. Agresja jest cechą, która jest dziedziczna, ale nie jest związana z żadną rasą. Czyli agresja jest w każdym psie, tak jak jest w każdym człowieku - wyjaśniła.
Zaznaczyła przy tym, że "na szkolenie obronne są podatne rasy, które mają w sobie instynkt obronny". - Jest instynkt związany z obroną, ale to nie jest agresja jako taka. Te psy nie są skłonne do zachowań agresywnych na przykład w stosunku do człowieka bardziej niż inne psy, bo każda agresja ma swój kontekst. Może być na przykład agresja lękowa, może być agresja wyuczona, taka instrumentalna - kontynuowała.
Oceniła, że w przypadku psów z Zielonej Góry mogła właśnie zaistnieć ta ostatnia. - One nie atakowały ze strachu - dodała.
"Za psa ponosi odpowiedzialność właściciel"
Mecenas Morlińska wyjaśniała zaś, jak wygląda od strony prawnej odpowiedzialność za sytuację, do jakiej doszło w Zielonej Górze.
- Przepisy prawa mówią, artykuł 77 Kodeksu wykroczeń, że za psa ponosi odpowiedzialność właściciel - oznajmiła. Dodała, że chodzi o odpowiedzialność "za niezabezpieczenie terenu, za niedopilnowanie tego zwierzęcia".
Przekazała też, że jako właściciela rozumie się "osobę, która w danej chwili sprawuje opiekę nad zwierzęciem".
Adwokatka dopytywana była, co w sytuacji, gdyby ktoś tłumaczył się, twierdząc, że teren był jego zdaniem dobrze zabezpieczony, a psy były zawsze spokojne. - Niestety nie może być takie tłumaczenie, ponieważ ta odpowiedzialność dotyczy opieki nad psem, również kwestii zabezpieczenia terenu, wyprowadzenia na smyczy czy w kagańcu. Każdy właściciel poza tym zna swojego psa - odparła Morlińska.
§ 1. Kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1000 złotych albo karze nagany. § 2. Kto dopuszcza się czynu określonego w § 1 przy trzymaniu zwierzęcia, które swoim zachowaniem stwarza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia człowieka, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny albo karze nagany.Art. 77, Kodeks wykroczeń
Autorka/Autor: akr//akw
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24