Dochodzimy do pewnego skraju wyczerpania fizycznego. Są osoby pracujące 400-450 godzin w miesiącu - relacjonował w "Rozmowie Piaseckiego" Rafał Cudnik, dyrektor medyczny gdańskiego szpitala tymczasowego. W programie opisywał sytuację epidemiczną na Pomorzu.
Resort zdrowia w niedzielę potwierdził 29 253 nowe przypadki zakażenia. W sobotę poinformowano o 31 757 infekcjach, a w piątek o 35 143, co było najwyższym dobowym wynikiem od początku epidemii. W szpitalach przebywa ponad 29 tysięcy pacjentów z COVID-19.
O sytuacji na Pomorzu mówił w "Rozmowie Piaseckiego" doktor Rafał Cudnik, dyrektor medyczny szpitala św. Wojciecha i szpitala tymczasowego w Gdańsku. Na antenie TVN24 został zapytany, czy w swojej karierze zawodowej doświadczył trudniejszych momentów.
- Zdecydowanie ten obecny to chyba najtrudniejszy okres w mojej karierze. Dodał, że to okres "permanentnego, fizycznego i psychicznego wyczerpania". - Jest ciężko, ale jeszcze póki co całym zespołem dajemy radę - powiedział.
"Są osoby pracujące 400-450 godzin w miesiącu"
Doktor Cudnik powiedział, że "dzięki swojemu zespołowi nie czuje się bezradny w trakcie dyżurów". Zwrócił jednak uwagę, że medycy dochodzą tam "do pewnego skraju wyczerpania fizycznego". - Są osoby pracujące 400-450 godzin w miesiącu, to jest dużym problemem, bo życie rodzinne odchodzi na dalszy tor - przyznał.
- Wydaje się, że wszystko, co najgorsze przed nami. Najgorsze prawdopodobnie będą dwa najbliższe tygodnie - podsumował.
Lekarz ocenił, że "system jest już na granicy wyczerpania swoich możliwości". - W Gdańsku jesteśmy w o tyle dobrej sytuacji, że mamy bufor bezpieczeństwa w postaci kolejnych miejsc w szpitalu tymczasowym. To 180 łóżek otwartych z opcją rozszerzenia do 400 - opisał. - Bufor bezpieczeństwa jest, ale się wyczerpuje - dodał.
Lekarz przekazał, że w tej chwili jego szpital tymczasowy leczy 168 pacjentów i posiada 20 wolnych łóżek. Według niedzielnego raportu ministerstwa zdrowia, na Pomorzu odnotowano 1874 nowe zakażenia. W regionie 29 924 osoby przebywają na kwarantannie.
CZYTAJ WIĘCEJ: "Najbliższy tydzień będzie dla nas bardzo trudny". Pandemiczna sytuacja w województwach
"Sprzętowo jesteśmy przygotowani, logistycznie też"
Pytany o to, dlaczego liczba miejsc nie została rozszerzona do planowanych 400 łóżek, doktor Cudnik wskazał, że "na tę chwilę wynika to z decyzji ministra zdrowia, która zobowiązuje szpital do udostępnienia 188 łóżek". - Czekamy na zmianę decyzji ministra zdrowia. Prawdopodobnie dziś taka się pojawi i wówczas będzie decyzja o rozszerzeniu do 400 łóżek - powiedział.
- Sprzętowo jesteśmy przygotowani, logistycznie też. To, co najważniejsze, to szybki dobór kadry - tłumaczył.
Dopytywany o kwestię braków personelu medycznego, Cudnik wskazał, że rezerwę kadrową przygotowywał od kilku miesięcy. - Takie zasoby kadrowe jeszcze posiadam, ale one są na wyczerpaniu. To są te same osoby, które pracują w pozostałych szpitalach spółki. Są decyzje o ograniczaniu tak zwanej operatywy planowej, o wyłączaniu pewnych oddziałów, żeby przerzucać personel do pracy z pacjentami z COVID-19 - zwrócił uwagę.
"Te dwie fale to są zupełnie różne zjawiska"
Doktor Cudnik był także pytany o różnice między obecną a jesienną falą pandemii. - Te dwie fale, jakbym miał porównać, to są dwa zupełnie różne zjawiska - powiedział.
Jak tłumaczył, w okresie jesiennej fali, która nadeszła jeszcze przed szczepieniami, system ochrony zdrowia zmagał się z brakami personelu. - Z powodu kwarantanny czy z powodu samych zakażeń mieliśmy bardzo dużą absencję tego personelu. Rąk do pracy było bardzo mało - zwrócił uwagę.
- Wówczas [w czasie drugiej fali – red.] pacjenci byli głównie starsi. Mało postaci płucnych COVID, czyli z zajęciem płuc, z niewydolnością oddechową. Ci pacjenci oczywiście byli, ale w porównaniu do tego, co dzieję się obecnie, to już jest diametralna różnica - mówił gość TVN24. Dodał, że obecnie szpitale mają do czynienia "z dużą liczbą pacjentów z postacią płucną COVID, z zajętym miąższem płucnym", którzy wymagają podłączenia do respiratora.
- Takiej liczby zajętych respiratorów jeszcze nigdy nie mieliśmy. Tak samo, jeśli chodzi o zajętość łóżek dla pacjentów z COVID-19 – wskazał.
"Same respiratory nie uleczą ludzi"
- Każdy oddział wewnętrzny, zakaźny, który jest zlokalizowany w szpitalu tymczasowym, ale także w szpitalach stacjonarnych, musi mieć zaplecze oddziału intensywnej terapii. Z założenia u iluś procent pacjentów dojdzie do niewydolności oddechowej. Ci pacjenci będą musieli trafić pod respiratory - powiedział gość TVN24.
Jak tłumaczył, w szpitalu tymczasowym w Gdańsku zajętych jest obecnie 19 z 20 respiratorów.
Komentując informacje o kończących się zasobach wolnych respiratorów w Polsce, doktor Cudnik powiedział, że "oznacza to, że musimy szybko budować kolejną bazę respiratorową". - W swoich zasobach posiadamy kilkanaście respiratorów do potencjalnego wykorzystania, ale same respiratory nie uleczą ludzi. Potrzebna jest wykwalifikowana kadra, głównie lekarzy anestezjologów albo pielęgniarek anestezjologicznych, a z tym są już duże problemy - zwrócił uwagę.
Pytany o to, czy lekarze zmagają się już z pytaniem o to, kogo podłączyć do respiratora, gość "Rozmowy Piaseckiego" oświadczył, że "na tę chwilę takiej sytuacji na Pomorzu nie ma". - Ale kolejne tygodnie to będzie testowanie wydolności opieki zdrowotnej i mam nadzieję, że do takiej sytuacji nie dojdzie - przyznał.
Odpowiadając na pytanie, co w praktyce będzie oznacza "przekroczenie granicy wydolności" opieki zdrowia, Cudnik wyjaśnił, że "mamy przygotowane pewne scenariusze na gorsze czasy". - To jest wyłączanie kolejnych oddziałów szpitalnych i całkowite wstrzymanie zabiegów planowych. Pacjenci, którzy są na przykład zakwalifikowani na planowe endoprotezoplastyki czy zabiegi zaćm, będą musieli chwileczkę poczekać i prawdopodobnie te oddziały będą zamieniane na oddziały covidowe – mówił.
"To były cztery dni"
Pytany, czy widzi już efekty obostrzeń, które na Pomorzu zostały wprowadzone wcześniej, doktor przyznał, że "nie bardzo". - Oczywiście nie umiem odpowiedzieć na pytanie, co by było, gdyby tego lockdownu nie było. Być może byłoby znacznie gorzej - wyjaśnił.
Doktor Cudnik, odpowiadając na pytanie, dlaczego szpital tymczasowy w Gdańsku nie został uruchomiony wcześniej, zaznaczył, że "z punktu widzenia medycznego" też tego nie wie. - Decyzję o tym, że 8 marca ma się otworzyć szpital, dostaliśmy bodajże 4 marca. To były cztery dni, gdzie dzień zlewał się z nocą - powiedział.
- Na wszystkich spotkaniach mówiłem, że powinniśmy się otworzyć nawet w mniejszym wymiarze, ale zacząć działać wcześniej – zaznaczył.
Co jest pocieszające?
- Były już takie dni na Pomorzu, gdzie karetki oczekiwały po 4-5 godzin na przekazanie pacjentów do szpitali covidowych. Wówczas otwieraliśmy w szpitalu tymczasowym w Gdańsku kolejne oddziały. (…) Dziś mijają dokładnie trzy tygodnie od czasu uruchomienia szpitala tymczasowego. Mamy 188 łóżek i jesteśmy przygotowani na otwarcie kolejnych – powiedział.
- Wydaje się, że póki co jesteśmy buforem bezpieczeństwa całego regionu. Przygotowujemy się również na przyjęcie pacjentów z ościennych województw, jeżeli będzie taka potrzeba – wskazał.
Doktor Cudnik przyznał, że w walce z COVID-19 "pocieszające jest to, że te osoby, które przyszły tutaj do pracy, widzą jej sens". - Schodzą z dyżuru zmęczeni fizycznie, ale widać uśmiech na twarzy. Każdy, kto schodzi z dyżuru, (…) schodzi z poczuciem, że jest sens i że damy radę – podkreślił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24