Z części restrykcji nie można rezygnować, póki nie będzie szczepionki ani skutecznych leków - powiedział w programie "Koronawirus. Raport" profesor Krzysztof Simon, dolnośląski konsultant wojewódzki do spraw chorób zakaźnych. Podkreślił, że jak dotąd nie ma ani jednego, ani drugiego, "a epidemia jest i wirus się szerzy".
W poniedziałek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 341 nowych potwierdzonych zakażeniach w Polsce. W ciągu doby odnotowano śmierć 11 osób. Łącznie koronawirusa stwierdzono u ponad 21 tysięcy ludzi. COVID-19 od początku pandemii został uznany za przyczynę śmierci 1007 pacjentów. Najtrudniejsza sytuacja utrzymuje się na Śląsku, gdzie potwierdzono już ponad 7 tysięcy infekcji. Mimo że epidemia trwa, od drugiej połowy kwietnia władze przeprowadzają kolejne etapy łagodzenia restrykcji.
"Te osoby bezobjawowe cały czas się poruszają w środowisku"
Do sytuacji epidemiologicznej w Polsce odniósł się w programie "Koronawirus. Raport" profesor Krzysztof Simon, dolnośląski konsultant wojewódzki do spraw chorób zakaźnych i ordynator jednego z oddziałów zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu.
- W Polsce, poza górnikami, gdzie zaczęto robić testy przesiewowo, robiono badania tylko pacjentom objawowym i służbie zdrowia, czyli tej grupie, która wykazywała jakiekolwiek objawy albo miała związek bezpośredni z osobami chorymi. Pozostałe osoby nie były w ogóle testowane, ponieważ nie zgłaszały dolegliwości - podkreślił lekarz. - Te osoby bezobjawowe cały czas się poruszają w środowisku. Jest jeden plus: jak przebyły zakażenie, to one już nie przetransmitują wirusa, jeśli wyzdrowieją. Minus jest taki, że te osoby wchodzą w coraz nowe środowiska. Jeśli zaczną wchodzić w te wąskie środowiska, to tam nagle te ogniska wybuchają - wyjaśnił.
Według profesora, dopiero przemnażając "te 20 tysięcy (odnotowanych dotychczas zakażeń - red.) razy cztery czy pięć, to mamy realną liczbę chorych". Skąd taki przelicznik? - To wynika z prostych danych, które podały kraje, gdzie się wcześniej zaczęła epidemia. Dotyczyło to Chińczyków, dotyczyło to Tajwanu, dotyczyło to Tajlandii i szeregu innych krajów, gdzie taka była statystyka i robiono masowe badania epidemiologiczne - mówił epidemiolog.
Simon: restrykcje poluzować racjonalnie, powoli i z dużym dystansem
"Absurdem" profesor Simon nazwał głoszenie teorii, "że mamy już wszystko poza sobą". - Wiadomo, że w okresie letnim, w warunkach tego kraju, w strefie umiarkowanej, choroby przenoszone drogą powietrzno-kropelkową szerzą się w sposób ograniczony i mniejsza jest częstotliwość. Ale proszę wziąć pod uwagę, że jesteśmy dalej w centrum epidemii - podkreślił. - Epidemia się skończy wtedy, kiedy wirus straci swoją patogenność - co jest mało prawdopodobne, bo jednak jest wysoce zaraźliwy - albo się zakazi 70 procent populacji i nie będzie transmisji - wyjaśnił ekspert. - No, ale ile osób z tego umrze? - pytał.
- Z drugiej strony gospodarka musi iść, pieniądze muszą płynąć - przyznał. - Trzeba racjonalnie, powoli i z dużym dystansem te (obostrzenia - red.) poluzować. Z części restrykcji nie można rezygnować, póki nie będzie szczepionki ani skutecznych leków. Ani nie ma idealnych leków, ani nie ma skutecznej szczepionki. A epidemia jest i wirus się szerzy - mówił.
"Dla bezpieczeństwa swojego i innych używam maski"
Profesor Krzysztof Simon odniósł się też do doniesień o możliwej rezygnacji z nakazu noszenia maseczek w miejscach publicznych. – To jest dyskusyjna sprawa, czy na wolnej przestrzeni jest sens noszenia masek. Gdy był taki niewątpliwy szczyt epidemii i przerażenia, zawsze powtarzałem, że te maski trzeba nosić, żeby przerwać to szerzenie gwałtowne. I to słusznie zrobiliśmy, i to prawdopodobnie spłaszczyło nasze zachorowania - ocenił.
- Bardzo wiele osób nosi maski, utrzymuje dystans, myje ręce. Ale wiele osób patrzy na to z lekceważeniem. Być może w przestrzeni ogólnej, na niezagęszczonych ulicach, masek nie trzeba będzie nosić, ale jak przeglądałem dane amerykańskie, to już zastrzegają, że jak się biega, to trzeba utrzymać pięć metrów dystansu, jak się jedzie na rowerze - 20 metrów. Dla bezpieczeństwa swojego i innych używam maski - oświadczył.
- To, że ktoś młody nie zachoruje, nie znaczy, że nie może przenieść wirusa na osoby starsze, które żyją dzięki temu, że nie są zakażone - dodał profesor.
Źródło: TVN24