Jeżeli twórcy albo ludzie ich kontrolujący mieli lub mają świadomość, że niezwykle mało prawdopodobne jest przyjęcie tego przez parlament, to trudno to zrozumieć - przyznał w "Faktach po Faktach" europoseł i były premier Włodzimierz Cimoszewicz. Komentował projekt posłów PiS o zmianie ustawy medialnej. - Przy tych sformułowaniach, jakie zostały zaproponowane, tego typu regulacja dotyczyłaby wyłącznie państwa telewizji, czyli jest to ustawa anty-TVN-owska - ocenił gość TVN24.
Grupa posłów Prawa i Sprawiedliwości wniosła w środę późnym wieczorem do Sejmu projekt nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. "Wolą ustawodawcy jest, by spółki z siedzibą w Polsce nie mogły być kontrolowane przez podmioty spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego" - czytamy w jego uzasadnieniu.
W zgodnej opinii komentatorów i ekspertów zmiany wymierzone są w niezależność TVN. TVN24 wciąż czeka na przedłużenie koncesji przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. KRRiT twierdzi, że problem leży w "sytuacji właścicielskiej" grupy TVN. Zarząd stacji w oświadczeniu napisał, że w 2015 roku Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zaakceptowała wejście amerykańskiego kapitału do TVN.
O PiS-owskim projekcie nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 były premier, eurodeputowany Włodzimierz Cimoszewicz.
Cimoszewicz: każdy instrument może być wykorzystywany w dobrych i w złych celach
- Tego się nie da oczywiście zrozumieć. Sama inicjatywa jest prowokacyjną hecą, ma tylko jedną dobrą stronę: prawdopodobnie nic z tego nie wyjdzie - stwierdził Włodzimierz Cimoszewicz.
Mówił, że podane w projekcie uzasadnienia, "które mówią o potrzebie europeizacji polskich mediów nie mają żadnego sensu". - Ludzie, którzy podpisali się pod tym projektem, często powołują się na fakt, że w innych krajach unijnych obowiązuje podobne ustawodawstwo, jednak trzeba mieć świadomość, że takie argumenty są kłamliwe - zauważył.
- Każdy instrument może być wykorzystywany w dobrych i w złych celach. Rozszyfrowanie i ocena takiej inicjatywy zależy od kontekstu - tłumaczył. - Wiadomo, że przy tych sformułowaniach, jakie zostały zaproponowane, tego typu regulacja dotyczyłaby wyłącznie państwa telewizji, czyli jest to ustawa anty-TVN-owska - ocenił.
Cimoszewicz: niezwykle mało prawdopodobne jest przyjęcie tego przez parlament
Cimowszewicz pytany o zdanie na temat przyczyn powstania takiego projektu odpowiadał, że "jeżeli twórcy albo ludzie ich kontrolujący mieli lub mają świadomość, że niezwykle mało prawdopodobne jest przyjęcie tego przez parlament, to trudno to zrozumieć". - To jakaś awantura, kompletnie bezsensowna - uznał.
- Jeżeli byli przekonani, że można to przeprowadzić przez parlament, to chcieli zapewne zaszkodzić waszej telewizji, ale ja bym wtedy widział możliwość interpretacji znacznie dalej idącej, wręcz gorszej: jeżeli są przekonani, że przegrają najbliższe wybory, to prawdopodobnie są też gotowi do podejmowania każdych kroków, każdych działań, aby temu zapobiec, włącznie z wyeliminowaniem tych instrumentów, które mogą służyć kontroli prawidłowości wyborów - mówił.
Jak wyjaśniał swoje słowa, "telewizja, która ma swoich korespondentów, współpracowników, jest w stanie zbierać informacje dochodzące z setek punktów", stąd staje się w takim wypadku "zagrożeniem, dlatego że może zgromadzić materiały, które Sąd Najwyższy może uznać za wystarczające do unieważnienia wyborów".
"Nieprzypadkowo mamy te wszystkie postępowania"
W programie przywołano wpis rzecznika amerykańskiego Departamentu Stanu Neda Price'a. "Silne demokracje z otwartymi ramionami witają wolną i niezależną prasę. Zróżnicowane głosy i niezależne punkty widzenia pozwalają na informowanie obywateli i rozliczanie rządów z ich działań – są czymś niezbędnym dla demokracji tak w Polsce, jak i w USA" - napisał Price.
- To nie jest sygnał szokujący w tym znaczeniu, że niestety przez ostatnie kilka lat świat, zwłaszcza demokratyczny, niestety przyzwyczaił się do negatywnych sygnałów płynących z Polski, gdzie łamie się prawo, ogranicza się swobody demokratyczne - skomentował Cimoszewicz.
Wymienił, że "nieprzypadkowo mamy te wszystkie postępowania przed europejskim Trybunałem Sprawiedliwości, w Radzie Europy, przed Trybunałem Praw Człowieka i tak dalej". - To nie jest zaskakujące, ale to jednocześnie wszystkich utwierdza, że w Polsce jest dramatycznie źle - przyznał.
>> Rzecznik TSUE: polskie przepisy o odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów są sprzeczne z prawem Unii >> Rada Europy odrzuciła wszystkich polskich kandydatów na sędziów Europejskiego Trybunału Praw Człowieka >> Minister sprawiedliwości odwołał sędziów. Europejski trybunał: naruszono konwencję praw człowieka >> Wyrok polskiego TK w sprawie aborcji pod lupą Europejskiego Trybunału Praw Człowieka
Cimoszewicz przywołał przekazaną w piątek informację o skierowaniu aktu oskarżenia wobec liderek Strajku Kobiet, w tym Marty Lempart i Klementyny Suchanow. - Tutaj prokuratura działa bez podstawy prawnej, wiedząc o tym, jakie jest stanowisko Sądu Najwyższego w tej sprawie - zwrócił uwagę były premier.
Sąd Najwyższy na początku lipca zdecydował, że wprowadzony przez rząd przepis zakazujący organizowania zgromadzeń "został wydany z przekroczeniem delegacji ustawowej". W uzasadnieniu wspomniano o artykule 57 i 31 ust. 3 konstytucji. Przywołane przepisy konstytucji zapewniają wolność zgromadzeń, która może być ograniczona tylko ustawą.
"Wygrają zarówno te panie, jak i wygra większość polskiego społeczeństwa"
Zapytany, co powiedziałby w tej sytuacji oskarżonym i innym protestującym, Cimoszewicz odparł: - Mogę wyrazić swoją solidarność, poparcie dla działania i głębokie przekonanie, że żaden uczciwy sąd nigdy nie uzna ich za winnych. Jest kwestią czasu, kiedy zostaną oczyszczone z tych zarzutów, nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
- Niestety doznają przykrości, są nękane, wzywane, przesłuchiwane. Czeka je przykre wydarzenie, jakim jest stawanie przed sądem w roli oskarżonego. To są wszystko moralne dolegliwości - zwrócił uwagę. Ocenił, że zachowanie prokuratury jest "skandaliczne i niedopuszczalne". - Wygrają zarówno te panie, jak i wygra większość polskiego społeczeństwa, która chce powrotu do praworządności demokracji - podsumował.
Cimoszewicz: nie byłbym zaskoczony, gdyby Tusk kandydował w wyborach prezydenckich
Cimoszewicz pytany był także o bieżące sprawy polityczne, w tym powrót Donalda Tuska do polskiej polityki. Tusk w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" powiedział, że zostanie ponownie premierem nie jest jego motywacją. - Moim celem jest przywrócenie w Polsce demokracji, wolności, przyzwoitości - zapewnił.
- On dokonał takiego wyboru. Moim zdaniem najważniejsze byłoby trudne zadanie doprowadzenia do szerokiego porozumienia opozycji - stwierdził Cimoszewicz. - To tak naprawdę warunek sine qua non odsunięcia PiS-u od władzy - dodał.
Przekazał, że jest "zaskoczony" deklaracją o braku woli objęcia stanowiska szefa rządu przez Tuska. - Nie potrafię tego skomentować. Wydaje mi się jednak, że będzie on potrzebny po prostu w wyrazistej, jasnej roli, bo w przeciwnym razie może mieć kłopot z osiągnięciem tego, co sobie zakładał - komentował.
- Wybory parlamentarne, powołanie nowego rządu, nastąpią wcześniej niż wybory prezydenckie. Nie byłbym zaskoczony, gdyby on (Tusk) kandydował w wyborach prezydenckich - powiedział. - Wiele będzie zależało od przebiegu rozmów. Być może on chce stanowisko premiera wykorzystać jako rodzaj oferty wobec najpoważniejszych potencjalnych i potrzebnych koalicjantów - dodał.
Wybory parlamentarne w Polsce odbędą się w 2023 roku, prezydenckie - w 2025.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24