Bulwersujący film z koniem, który padł na trasie do Morskiego Oka zniknął z internetu. Autor usunął go z serwisu Youtube, bo - jak pisze "Tygodnik Podhalański" - boi się zemsty ze strony górala. Sam góral w rozmowie z TVN24 tłumaczy: "Koń był dobrze traktowany". Mimo to, padł zmęczony ciągnąc wóz i zdechł po dwugodzinnej agonii.
- Ino się przegrzoł. Som musi wstoć - mówił góral, kiedy koń z jego zaprzęgu padł ze zmęczenia w okolicy Morskiego Oka. Zarejestrował to na filmie turysta i umieścił w serwisie YouTube. W niedzielę po południu usunął jednak film z internetu. Film zaczął jednak w sieci żyć własnym życiem i do internetu wkrótce wrócił na YouTube.
Ile osób na wozie?
Wcześniej jednak, turysta opowiadał o okolicznościach śmierci zwierzęcia. Twierdził, że woźnica przekroczył dopuszczalną liczbę pasażerów w wozie ciągniętym przez konia. - Dopuszczalna liczba osób na wozie to 14. Z relacji osób, które widziały tę sytuację wiemy, że na wozie było ponad 20 osób - powiedziała w rozmowie z tvn24.pl Beata Czerska z Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Sam góral zaprzecza. - Na wozie było regulaminowe 13 osób dorosłych plus jedno dziecko - mówi w rozmowie z TVN24. Dodaje też, że koń był dobrze traktowany i regularnie zmieniany.
Atak serca?
- Gdy dojechaliśmy do Włosienicy, gdzie kończy się trasa, widać było, że koń jest straszliwie przemęczony - relacjonował z kolei "Tygodnikowi Podhalańskiemu" autor filmu. - Słaniał się na nogach, w końcu upadł. Później dowiedzieliśmy się, że nie przeżył. Rozmawialiśmy też z woźnicą. Tłumaczył, że był to atak serca. Moim zdaniem koń padł z przemęczenia - mówił turysta.
Na jego filmie widać jak woźnica szarpał za lejce, potem próbował pomóc koniowi wstać. Jednak gdy zorientował się, że zwierzę jest w kiepskim stanie, sytuację skwitował słowami: "nigdy mu się tak nie dzioło". - Koń po dwóch godzinach męki zdechł. Prawdopodobnie zaszkodziło mu również ścieranie piany z niego przez woźnicę. Koń wydzielał ją, by lepiej się ochładzać - powiedziała Czerska.
Koń do prokuratury
Tatrzańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w piątek zgłosiło sprawę do prokuratury. - Naszym zdaniem woźnica ewidentnie zamęczył konia, bo z relacji świadków wynika, że już w połowie drogi widać było, że zwierzę ledwo żyje - mówi przedstawicielka TTOnZ.
Obrońcy praw zwierząt w piątek zgłosili sprawę do prokuratury.
Źródło: Tygodnik Podhalański.pl, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24