- Ten raport opiera się na prawdach. Jeżeli z tymi prawdami pan Antoni Macierewicz nie może się pogodzić, to on ma problem, a nie komisja, nie członkowie komisji i na pewno nie ja - powiedział w "Kropce nad i" były szef MSWiA Jerzy Miller, który przewodniczył komisji, która badała katastrofę smoleńską.
Były szef MSWiA Jerzy Miller, który badał przyczyny katastrofy smoleńskiej, odpowiadał na zarzuty, które przedstawiła podkomisja smoleńska powołana przez MON. Zarzuciła ona wycięcie kilku sekund z zapisu czarnych skrzynek. - Nie jest to dla mnie wielkim zaskoczeniem, bo już kilka razy słyszałem o tym, że fałszowaliśmy fakty, które pozwoliły nam zakończyć prace nad takim, a nie innym raportem. Świadczy to tylko bardzo źle o tych, którzy pracują dzisiaj nad problemem sprawdzenia naszych danych, które wpisaliśmy do raportu - mówił Jerzy Miller. - W treści raportu, a dokładnie załącznikach do raportu jest dokładnie wytłumaczone dlaczego jeden z rejestratorów nie mógł zapisać ostatnich sekund - ponieważ tak był skonstruowany, że bez zasilania prądem nie mógł tego zrobić - zapewnił.
Podkomisja: samolot uszkodzony jeszcze w powietrzu
Miller wykluczył możliwość uszkodzenia silników tupolewa i wysokościomierzy jeszcze przed zderzeniem się z ziemią. - Samolot jest wyposażony w czarne skrzynki. To nic innego, jak zestaw czujników połączonych z rejestratorem, który na bieżąco zapisuje odczyty różnych wielkości. Te czujniki są umieszczone we wszystkich istotnych urządzeniach samolotu. Nie jest możliwe, aby coś się uszkodziło, a rejestrator tego nie zapisał. A w związku z tym takie domniemania świadczą znowu o braku profesjonalizmu - ocenił były szef MSWiA.
- Fakty mówią jednoznacznie - samolot był za nisko, samolot był w obszarze poniżej tej trajektorii, która była dozwolona przy tym lądowaniu. Temu nikt nie zaprzeczy, to jest zapisane. Wszystkie tłumaczenia, że ktoś mógł inaczej zinterpretować te zapisy, są po prostu fałszywe. Najwidoczniej członkowie podkomisji smoleńskiej nie przeczytali naszego raportu - mówił Miller.
- Ten raport opiera się na prawdach. Jeżeli z tymi prawdami pan Antoni Macierewicz nie może się pogodzić, to on ma problem, a nie komisja, nie członkowie komisji i na pewno nie ja - powiedział. Dodał, że członkowie jego komisji są już przyzwyczajeni do zarzutów sfałszowania raportu. - Przykro mi tylko, że w tak tragicznej kwestii ktoś ma odwagę tak fałszywie odczytywać fakty - powiedział. - To świadczy o braku szacunku dla rodzin osób, które zginęły w tym wypadku lotniczym - przyznał.
"Gdybyśmy chcieli, by raport był taki jak rosyjski, nie polemizowalibyśmy z nim"
Były szef MSWiA tłumaczył w programie, że w jego słowach o spójności raportów polskiego i rosyjskiego chodziło o to, aby czytelnik obu raportów mógł dokładnie stwierdzić, że "polski w bardzo wielu newralgicznych miejscach różni się od raportu rosyjskiego".
Podkomisja upubliczniła nagranie, na którym słychać przewodniczącego komisji badającej katastrofę smoleńską mówiącego o konieczności jednolitego przekazu z raportem rosyjskim.
- Przecież Rosjanie przygotowali raport w styczniu 2011 roku i zgodnie z konwencją chicagowską wykorzystaliśmy prawo do wyrażenia opinii o wszystkich zapisach w tym raporcie. Gdybyśmy chcieli, aby nasz raport był taki sam jak rosyjski, to przecież byśmy w ogóle z nim nie polemizowali. Myśmy przygotowali całą litanię zarzutów i uwag, które naszym zdaniem zaprzeczały ustaleniom rosyjskim - odpowiadał.
Odniósł się także do przytoczonego zarzutu podkomisji, że przedstawiciele strony polskiej nie brali udziału w badaniu wraku i miejsca zdarzenia. Przyznał, że on sam, nie będąc ekspertem w sprawach lotnictwa ani wypadków lotniczych, nie uczestniczył w tych pracach, "natomiast członkowie komisji byli już 10 kwietnia na miejscu i razem z Rosjanami, równolegle, prowadzili badania na terenie wypadku". - Jeżeli ktoś uważa, że ich tam nie było, to niech powie, skąd się wzięła cała dokumentacja z lotniska pod Smoleńskiem – dodał.
Miller o obecności gen. Błasika w kokpicie
- Na pewno w kabinie pilotów był ktoś, kto potrafił odczytywać wysokościomierz - w ten sposób były szef MSWiA odpowiedział na zarzuty podkomisji, która twierdzi, że nie zidentyfikowano głosu gen. Andrzeja Błasika w kokpicie Tu-154M.
Miller zaznaczył, że obecność generała Błasika została wywnioskowana na podstawie analizy.
- Ta kwestia nie jest jednak tak ważna z punktu widzenia ustalenia przyczyn wypadku. Generał Błasik wchodząc do kabiny nie przedstawił się, tylko z rozmowy z załogą wiadomo, że to był ktoś, wobec kogo czuli się podwładnymi - argumentował Miller.
Deresz broni Millera
Obecny w programie Paweł Deresz, wdowiec po Jolancie Szymanek-Deresz, która zginęła pod Smoleńskiem bronił prac komisji Millera. Podkreślił, że w Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych są wybitni specjaliści od katastrof lotniczych, a podkomisji powołanej przez MON nie ma żadnego.
- Minister obrony narodowej chce pozyskać dalszych zwolenników do swojej koncepcji zamachu, ale nie sądzę, aby to się mu udało, bo co wystąpienie to wpadka. Wielokrotnie go obserwowałem, wielokrotnie go krytykowałem - powiedział Deresz.
- Kiedy pierwszy raz usłyszałem słowa o zamachu, to myślałem, że to pomyłka. Ale potem doszedłem do wniosku, że Macierewicz robi na tych słowach wielką karierę - stwierdził.
Deresz krytycznie odniósł się do zapowiedzi prokuratury, która zamierza ekshumować wszystkie ciała ofiar katastrofy smoleńskiej. - Liczę na to, że będę miał sojusznika w postaci Kościoła. Przecież to Kościół mówi "wieczne odpoczywanie racz im dać Panie". Liczę na to, że nasz Kościół się odezwie i powie – panie Pawle, ma pan rację, dajmy spokój tym zwłokom - powiedział.
Autor: kło/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Komisja Badania Wypadków Lotniczych