- Jest mi trudno się bronić, że nie jestem wspólnikiem w zamachu, którego nie było, bo nie mogę przedstawić dowodów na coś, co nie zaistniało - przekonuje Tomasz Arabski, były szef kancelarii premiera Donalda Tuska w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną". Pod koniec marca ruszy proces, w którym Arabski jest oskarżony w trybie prywatnym przez część rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej.
Pełnomocnicy rodzin zarzucają Arabskiemu niedopełnienie obowiązków przy organizacji lotu prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 r. Prywatny akt oskarżenia złożono pod koniec 2014 r. - po tym, gdy praska prokuratura umorzyła śledztwo ws. organizacji lotów do Smoleńska.
W rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" były szef kancelarii premiera powiedział, że nie chce w związku z tym procesem robić z siebie "męczennika".
- Lęk jest czymś naturalnym w sytuacjach trudnych. Jednak nie boję się, z jednej strony dlatego, że prawda jest moją tarczą, z drugiej, jeśli ktoś pełen nienawiści chce, żebym się bał, to mu nie dam tej satysfakcji - powiedział Arabski.
"Mam czyste sumienie"
Jak mówił, gdyby ustalono, że to on jest odpowiedzialny za katastrofę, to żylibyśmy "w jakiejś odwróconej rzeczywistości". - Jest mi trudno się bronić, że nie jestem wspólnikiem w zamachu, którego nie było, bo nie mogę przedstawić dowodów na coś, co nie zaistniało - dodał.
Przyznał, że tak jak wszyscy, on również czasem popełnia błędy, zapewnia jednak, że w sprawie organizacji wizyt ma "czyste sumienie". Skomentował także zarzuty dotyczące jego wizyty w Moskwie 17 marca, na trzy tygodnie przed katastrofą. W trakcie spotkania z urzędnikami Federacji Rosyjskiej, w pewnym momencie zrezygnowano z usług tłumacza i uczestnicy spotkania przeszli na język angielski, co potwierdza sam Arabski i komentuje: rozumiem, że to przejście na angielski to znak, że spiskowałem.
- Jasne. Nad kotletem. Czy pani to widzi? Część ludzi zaangażowanych w politykę oraz kilka osób, o których nie chcę się wypowiadać, wmawia tej części społeczeństwa, że doszło do zamachu. Wmawiają, choć sami w to nie wierzą. Używają tej katastrofy do polityki - powiedział Arabski.
"Mówią o spisku, sami poszli na obiad"
Arabski wspominał też, co według jego wiedzy działo się 10 kwietnia na miejscu tragedii.
- Ci, którzy są teraz aktywni, mówią o spisku, przecież byli wtedy w Smoleńsku, niektórzy nawet organizowali wizytę prezydenta Kaczyńskiego. Oni wtedy 10 kwietnia, kiedy zginął prezydent Rzeczypospolitej, nasz prezydent i 95 innych osób, poszli w Smoleńsku na obiad, a potem wrócili do Polski - powiedział były szef KPRM.
Jak mówił, on sam był wtedy w drodze z Gdańska do Warszawy, gdzie odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Rady Ministrów, trwały też przygotowania do lotu do Smoleńska. Arabski dodał, że wśród wymienionych osób, które "poszły w Smoleńsku na obiad" był m.in. obecny szef MON, Antoni Macierewicz.
- Ta sprawa naznaczy nas wszystkich do końca świata - ocenił Arabski.
Materiał magazynu "Polska i Świat" z 27 stycznia, po odwołaniu Arabskiego z funkcji ambasadora RP w Hiszpanii:
Autor: ts/kk / Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Źródło zdjęcia głównego: tvn24