Zakaz wstępu do pubów dla polityków partii rządzącej. "Wszyscy mają dość"

Brytyjskie puby przyciągają klientów ofertami niecodziennych aktywności
Nottinghamshire. Keir Starmer podczas wydarzenia przed wyborami w 2024 r. (nagranie archiwalne)
Źródło: Archiwum Reutera
Właściciele nawet tysiąca brytyjskich pubów zakazali wstępu do swoich lokali politykom rządzącej Partii Pracy. Protestują w ten sposób przeciwko zmianom w podatkach, które - jak twierdzą - mogą zagrozić całej branży.
Kluczowe fakty:
  • Na witrynach brytyjskich pubów pojawiły się naklejki z napisem "Żadnych posłów Partii Pracy".
  • To forma protestu po ogłoszeniu zmian podatkowych.
  • Cena kufla piwa jest obecnie nie do przyjęcia - mówi jeden z właścicieli pubu.

Naklejki z napisem "No Labour MPs" (pol. żadnych posłów Partii Pracy) zaczęły pojawiać się w brytyjskich pubach po tym, jak brytyjski rząd zaprezentował pod koniec listopada budżet państwa na kolejny rok. Naklejki to znak protestu przeciwko zmianom w stawkach podatku od nieruchomości, ogłoszonym przez ministrę finansów Rachel Reeves - przekazał "Guardian" w niedzielę. Zdaniem przedsiębiorców zmiana w praktyce oznacza dla nich podwyżkę podatku, często bardzo wysoką.

Portal Sky News w przedświąteczny wtorek wskazał, że nawet tysiąc pubów w całej Wielkiej Brytanii mogło wziąć udział w proteście i nakleić zakazy wstępu przedstawicielom partii rządzącej.

Zakaz wstępu do pubu

Jeden z protestujących, właściciel pubu Old Thatch w mieście Wimborne Minster w rozmowie z BBC ocenił, że protest stał się ostatecznością, gdy liczne kampanie podkreślające potrzebę obniżki podatków spełzły na niczym. - Wszyscy mają dość, bo rząd Partii Pracy nie posłuchał i zamiast tego nałożył na nas wyższe podatki - powiedział Andy Lennox.

Jak dodał, kolejni ludzie rezygnują z prowadzenia pubów z powodu "opodatkowania do granic możliwości". Lennox obawia się, że wyższe podatki położą kres następnym lokalom. Obawy te podzielają właściciele pubu Barking Cat Ale House w Poole, gdzie - jak podaje Sky News - wysokość podatku od działalności gospodarczej wzrośnie o prawie 9 tys. funtów (ok. 43 tys. zł) rocznie. 

Polityk oburzony zakazem wstępu do pubu

Jak na protest reagują politycy Partii Pracy? Rzecznik premiera Keira Starmera zapytany, jak szef rządu czuje się z perspektywą potencjalnego zakazu wstępu do pobliskiego pubu w okresie Bożego Narodzenia odpowiedział, że "premier oczywiście będzie ciężko pracował aż do świąt". - Nie będę wyprzedzał jego świątecznych planów - dodał. 

Z kolei poseł partii Starmera, Tom Hayes, zamieścił w mediach społecznościowych film sprzed jednego z pubów, w którym pojawiła się wspomniana już naklejka. - Okres świąteczny powinien być czasem radości, ale Larderhouse i inne lokale z naklejką "Żadnych posłów Partii Pracy" w witrynie podważają kulturę integracji, którą pomogli stworzyć lokalni przedsiębiorcy - mówi polityk w nagraniu, po czym dodaje, że zakaz uniemożliwia mu prowadzenie rozmów z właścicielami firm, a w konsekwencji utrudnia "promowanie przedsiębiorstw" w resorcie finansów.

Cena kufla "nie do przyjęcia"

Czy zakaz jest egzekwowany przez właścicieli lokali? Przynajmniej część przedsiębiorców deklaruje, że tak. Joe Butler, właściciel pubu Tollemache Arms w Harrington w rozmowie z "Guardianem" przyznał, że jego stałą klientką jest posłanka Rosie Wrighting. - Grzecznie poprosimy ją o opuszczenie lokalu. Nie ma w tym nic osobistego. To po prostu stanowisko, które zajmujemy wspólnie jako branża - podkreślił Butler.

By zobrazować kryzys, z jakim mierzy się branża, zwrócił uwagę na ceny. - Cena kufla piwa jest obecnie nie do przyjęcia. Kiedy 10 lat temu przejęliśmy ten pub, kufel kosztował 3,40 funta (ok. 16 zł - red.). Obecnie cena zbliża się do 7 funtów (ok. 34 zł - red.) - zauważył.

Czytaj także: