Tym razem króciutko. Podobało mi się. Niczego więcej oczekiwać nie mogłem. Ja na prawdę jestem zdania, że Polski futbol może być porównywalny z tym, który grają Irlandczycy. Nie chodzi mi o szczegóły. Chodzi o poziom sportowy. Naszej reprezentacji piłkarskiej nie stać na wiele więcej niż to co pokazała w sobotnią noc w Lizbonie.
Dlaczego miało się nie udać?
- to był rewanż za mecz, który zaszokował Portugalię.
- mecz odbywał się na terenie zespołu żądnego rewanżu.
- drużyna Luiza Felipe Scolariego to gwiazdy światowego formatu i to było widać.
- nasi piłkarze są i byli wyraźnie słabsi – piłkarsko słabsi.
Teoretycznie Polacy powinni więc przegrać z kretesem, ale pod wodzą Leo Beenhakkera reprezentacja nie poddaje się bez walki. Nie raz jej nie wychodzi, a wtedy możemy zarzucić brak pomysłu na grę, słabsze umiejętności czy niedokładność. W ostatnich miesiącach nie możemy zarzucić braku waleczności. Dla mnie to najważniejsze kryterium. Gdy widzę, że ktoś robi wszystko co w jego mocy, wykorzystuje maksimum swoich możliwości i umiejętności, szanuję taką postawę. Nie może być inaczej. Beenhakker też robi co w jego mocy. Wie, że nie ma napastników, więc gole maja strzelać pomocnicy. I strzelają. Postawę reprezentacyjnych napastników i ich klubowe dokonania przemilczmy.
Za taką postawę brawami dziękowaliśmy jeszcze ekipie Janasa, która walczyła z Niemcami podczas mundialu 2006. Ja dziękowałem, a byłem na stadionie w roli kibica.
Wielkie Serducha. Szacunek.
P.S. To, co zrobili mechanicy BMW podczas Grand Prix Włoch to już „maksymalne przegięcie pały”. Przepraszam za potoczny język, ale piszę te słowa kilkanaście minut po tym jak Robert ukończył wyścig na Monzy na 5 miejscu. Jestem przekonany, że zdecydowana większość z Was użyła słów o wiele bardziej dosadnych.