Do wypadku doszło w sobotę (25 października). 11-latka skoczyła podczas zabawy z wysokości dwóch metrów na poduszkę, która miała być nadmuchana powietrzem, a nie była. Ciężko ranne dziecko trafiło do szpitala. Ma złamany kręgosłup.
Do sprawy w mediach społecznościowych odniosła się radna Rady Miasta Lublin. Jak opisała, kilkanaście dni wcześniej w tej samej sali zabaw urodziny świętowała jej córka.
"Takie miejsca powinny być bezpieczne i profesjonalnie zarządzane, aby dawać radość naszym dzieciakom, a nam rodzicom - świadomość, że oddajemy je pod odpowiednią opiekę" - podkreśliła Anna Glijer. I dodała, że w poniedziałek złożyła interpelację do prezydenta Lublina, "by podległe mu służby skontrolowały wszystkie sale zabaw w Lublinie". "Należy sprawdzić czy wszystkie urządzenia posiadają odpowiednie certyfikaty, a pracownicy są odpowiednio przeszkoleni do ich obsługi. Zdrowie i bezpieczeństwo naszych dzieci są najważniejsze" - wskazała radna.
Łącze się w bólu z rodziną dziewczynki, poszkodowanej w sali zabaw w Lublinie 🙏. Mam nadzieję, że szybko wróci do...
Posted by Anna Glijer on Monday, October 27, 2025
Jeden z internautów skomentował to, co robi radna jako działanie na pokaz.
"Zawsze myślicie dopiero jak coś się stanie, nigdy przed" - napisał w komentarzu.
Radna odpowiedziała mu, że "sala została otwarta kilka tygodni temu, z pewnością była wówczas kontrolowana, bo została dopuszczona do użytkowania". "Wydarzyła się tragedia, więc zwracam uwagę, że takie kontrole powinny zostać przeprowadzone w całym mieście, aby to się nie powtórzyło" - stwierdziła Glijer.
Wśród komentujących pojawili się też tacy, którzy wątpią, czy służby miejskie mają prawo wejść do prywatnej sali zabaw i ją skontrolować. Zapytaliśmy o to biuro prasowe prezydenta. Czekamy na odpowiedź.
Prokuratura sprawdza. Właścicielka mówi o winie "czynnika ludzkiego"
Sprawą wypadku zajmuje się prokuratura. Postępowanie toczy się z artykułu 160 Kodeksu karnego, który dotyczy narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Czyn ten zagrożony jest karą do trzech lat pozbawienia wolności.
Dziewczynka po wypadku została przetransportowana karetką do szpitala.
O szczegółach zdarzenia, w którym została ranna jej mama opowiedziała przed kamerą TVN24. - Zostaliśmy zaproszeni całą rodziną na urodziny. Przyjechaliśmy, byliśmy dosłownie 10 minut. Dzieci zdążyły raz zjechać ze zjeżdżalni, która tam była. No i córka weszła po stopniu. Chciała skoczyć na poduszkę. Nie widziała, że poduszka nie była nadmuchana. Chciała skoczyć na pupę. Skacząc, uderzyła plackiem w beton i deski, które tam są. To jest bardzo twarde podłoże. Nie było żadnych materacy, nic tam nadmuchane. Dziecko krzyknęło, piszczało z bólu. Po chwili straciła przytomność. Nie było z nią przez chwilę dobrą żadnego kontaktu - relacjonowała matka 11-letniej Anastazji.
Jak dodała, u dziewczynki doszło do złamania kręgosłupa. - Przynajmniej w ośmiu odcinkach kręgów - przekazała.
- Obsługa zawiadomiła służby ratownicze. Więc z naszej strony zostały dopełnione te procedury udzielenia pomocy. Natomiast nie uchylamy się od odpowiedzialności. Zawinił czynnik ludzki - powiedziała Sylwia Ginejko-Prażmo, właścicielka sali. Dopytywana przez reporterkę TVN24 o to, co kryje się za sformułowaniem "czynnik ludzki" odpowiedziała, że trwa postępowanie policji i prokuratury, i to śledczy będą teraz ustalać okoliczności zdarzenia. Nie wiadomo więc, dlaczego dzieci zostały wpuszczone na salę zabaw, kiedy poduszka nie była jeszcze napompowana ani dlaczego nie napełniono jej powietrzem wcześniej.
Autorka/Autor: tm/ tam
Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24