Komisja Europejska (KE) doskonale zdaje sobie sprawę, że jej plan B - wspólna pożyczka krajów UE i euroobligacje - jest jeszcze mniej akceptowalny jako sposób finansowania 140 miliardów euro reparacji dla Kijowa niż pomysł wykorzystania zamrożonych rosyjskich aktywów państwowych, który utknął w martwym punkcie w zeszłym tygodniu - wskazuje Politico.
Zaznacza, że to "krótka piłka UE" w kwestii wsparcia Ukrainy - Bruksela daje krajom członkowskim alternatywę: albo przejęte "rosyjskie pieniądze" w postaci zamrożonych aktywów, albo sfinansowanie tego z "portfeli" krajów członkowskich.
Plan B, czyli gorsza alternatywa
Portal przypomina, że rządy historycznie niechętne dużym wydatkom - "oszczędne" Niemcy i Holandia - nie znoszą powiększania długu publicznego. Z kolei kraje bardziej rozrzutne - jak Francja i Włochy - są zbyt zadłużone, by przyjąć kolejne zobowiązania.
Europejscy urzędnicy liczą, że Belgia, która ma większość zamrożonych aktywów Rosji i która wyraża obawy co do legalności ich przejęcia, wraz z innymi krajami zgłaszającymi zastrzeżenia po cichu, zostanie przekonana wizją gorszej alternatywy w postaci wspólnych pożyczek - a tego Belgia od dawna chciała uniknąć.
- Brak dyscypliny fiskalnej w niektórych krajach UE jest tak duży, że nie wierzę, by euroobligacje zostały zaakceptowane, przynajmniej przez "oszczędnych", w ciągu najbliższych 10 lat - mówi cytowany przez Politico Karel Lannoo, dyrektor naczelny brukselskiego think tanku Centre for European Policy Studies.
Wykorzystanie zamrożonych rosyjskich aktywów wydaje się jedyną realną opcją. - 140 miliardów euro to ogromna suma i musimy ją wykorzystać. Musimy pokazać, że się nie boimy - podkreśla Lannoo.
Europejskie rządy i Europejski Bank Centralny stopniowo przekonują się do pomysłu użycia przejętych rosyjskich aktywów na sfinansowanie wspomnianych 140 miliardów euro. Początkowo byli ostrożni - uważali, że zabieranie pieniędzy innego państwa, nawet takiego, które dopuściło się agresji, jest prawnie i moralnie wątpliwe. Ale pilne potrzeby Ukrainy i niepewne stanowisko Waszyngtonu zmusiły ich do zmiany stanowiska.
Jednak podczas ubiegłotygodniowego szczytu przywódców UE premier Belgii Bart De Wever odmówił ustępstw wobec planu, który wymaga jednomyślnej zgody wszystkich 27 rządów. To zmusiło Unię do odłożenia decyzji co najmniej do grudnia - wskazał Politico.
Wyścig z czasem Brukseli
Teraz UE ściga się z czasem na dwóch frontach. Po pierwsze, Ukraina może wyczerpać środki do końca marca. Po drugie, proces podejmowania decyzji może stać się jeszcze trudniejszy, gdy Węgry spróbują połączyć siły z Czechami i Słowacją. Panuje przekonanie, że to sytuacja z cyklu "teraz albo nigdy".
KE stara się utrzymać delikatną równowagę i doprowadzić do przyjęcia planu dotyczącego aktywów - przekazało Politico trzech unijnych dyplomatów.
- Taka jest dyplomacja. Oferujesz ludziom coś, czego nie chcą, żeby zgodzili się na coś mniej bolesnego - mówi anonimowo jeden z nich, zaznajomiony z kulisami rozmów.
Drugi dyplomata był równie sceptyczny wobec planu B. - Pomysł, że euroobligacje mogą być realnie rozważane, jest po prostu śmieszny - stwierdza.
De Wever powiedział innym przywódcom podczas szczytu, że Komisja Europejska zbagatelizowała złożoność kwestii rosyjskich aktywów i możliwe skutki prawne dla Belgii. Mimo to UE nie wierzy, że utrzyma opór po grudniu, gdy przywódcy spotkają się ponownie.
- Pożyczka zabezpieczona rosyjskimi aktywami zostanie zrealizowana. Pytanie nie brzmi czy, ale kiedy - wskazuje jeden z urzędników UE.
Trzecia opcja na stole
Wiele europejskich państw od dawna sprzeciwia się pomysłowi euroobligacji, wierząc, że nie powinny odpowiadać za długi rządów, które nie potrafią utrzymać porządku w finansach publicznych.
Pandemia COVID-19 osłabiła ten opór - wtedy rządy zgodziły się na wspólne zadłużenie, by sfinansować fundusz odbudowy w wysokości 800 miliardów euro. Od tamtej pory Bruksela kontynuuje wspólne zaciąganie długu, finansując m.in. pożyczki na zakup uzbrojenia i wzmocnienie obrony przed Rosją. Jednak większość krajów UE wciąż sprzeciwia się szerokiemu stosowaniu tego mechanizmu.
Na stole jest też trzecia opcja: UE mogłaby rozpocząć "poszukiwania skarbów" o wartości 25 miliardów euro, czyli próbę znalezienia rosyjskich aktywów w innych krajach bloku.
To jednak zajęłoby więcej czasu, którego Ukraina nie ma. Poza tym mogłoby to sprawiać wrażenie, że Europa zdejmuje nogę z gazu.
- Wsparcie dla Ukrainy i presja na Rosję to ostatecznie to, co może skłonić Putina do rozmów i właśnie dlatego tak ważne jest, by kraje europejskie wzmocniły swoje działania - zaznacza szwedzka minister ds. europejskich Jessica Rosencrantz.
Wspólne ryzyko
Zdecydowana większość zamrożonych rosyjskich aktywów znajduje się w rękach Euroclear w Belgii, co stawia ten kraj w obliczu znacznego ryzyka finansowego i prawnego.
- Komisja prowadzi intensywne rozmowy z władzami belgijskimi w tej sprawie i jest gotowa dostarczyć dalszych wyjaśnień i zapewnień w razie potrzeby - wyjaśnia rzecznik KE.
Dodaje też: - Każda propozycja będzie oparta na zasadzie wspólnego podziału ryzyka. Nie widzimy przesłanek, by pierwotne podejście Komisji wiązało się z nowymi zagrożeniami, ale oczywiście zgadzamy się, że każde ryzyko wynikające z przyszłych propozycji musi być dzielone przez wszystkie państwa członkowskie, a nie tylko jedno.
KE umniejsza ryzyko dla Belgii - podkreśla, że 140 miliardów euro zostałoby zwrócone Rosji tylko wówczas, gdy Kreml zakończy wojnę i wypłaci odszkodowania Ukrainie. Szansa na taki scenariusz jest tak niewielka, że pieniądze prawdopodobnie nigdy nie zostaną zwrócone - pisze Politico.
A Belgia obawia się, że Moskwa może wysłać całe zastępy prawników, by odzyskać swoje środki - zwłaszcza że kraj ten podpisał z Rosją bilateralny traktat inwestycyjny w 1989 roku.
Urzędnicy i dyplomaci, z którymi rozmawiał Politico, są jednak pewni, że porozumienie zostanie osiągnięte.
- Naprawdę spodziewam się, że na najbliższej Radzie Europejskiej (zaplanowanej na 18-19 grudnia - red.) wreszcie zobaczymy postęp - stwierdza minister spraw zagranicznych Litwy Kestutis Budrys.
Autorka/Autor: Jan Sowa/kris
Źródło: Politico
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/OLIVIER HOSLET