Rozbite bmw, które zatrzymało się niedaleko płonącej kii z trzyosobową rodziną w środku, chwilę przed zdarzeniem pędziło z prędkością co najmniej 253 kilometrów na godzinę. Śledczy wiedzą to dzięki rejestratorowi danych, który przez biegłych nazywany jest "czarną skrzynką". - Urządzenie staje się dodatkowym, obiektywnym świadkiem tragedii - podkreśla inż. Kamil Konczerewicz, elektronik, rzeczoznawca samochodowy i biegły sądowy, który specjalizuje się w odzyskiwaniu danych z samochodowych rejestratorów.
Od blisko dwóch tygodni informujemy o wypadku, w którym na autostradzie A1 zginęła trzyosobowa rodzina. Tuż po zdarzeniu strażacy informowali, że chwilę przed tragedią doszło do kolizji samochodu marki Kia, którym podróżowała rodzina, z jadącym w tym samym kierunku bmw. Kia stanęła w płomieniach, a bmw, z poważnie rozbitym przodem, zatrzymało się kilkaset metrów dalej.
W środę prokurator generalny Zbigniew Ziobro przekazał, że bmw jechało "z prędkością co najmniej 253 kilometrów na godzinę". Zaznaczył, że auto "posiada w swojej pamięci zapisy elektroniczne istotne dla odtworzenia parametrów, między innymi szybkości jazdy tego pojazdu".
- Chodzi po prostu o urządzenie Event Data Recorder (rejestrator danych wypadków - ang.), który był zainstalowany w bmw - mówi tvn24.pl Kamil Konczerewicz, elektronik, rzeczoznawca samochodowy i biegły sądowy przy Sądzie Okręgowym w Warszawie, specjalizujący się w odzyskiwaniu danych z samochodowych rejestratorów.
Podkreśla, że takie urządzenia znajdują się w wielu pojazdach, które jeżdżą po polskich drogach, chociaż nie wymagają tego przepisy. - Śledczy wyjaśniający tragedie drogowe w Polsce mogą z nich skorzystać, bo część producentów umieszcza "czarne skrzynki" w swoich pojazdach z własnej inicjatywy. Urządzenia są wymagane w każdym pojeździe, który trafia na rynek amerykański, ale często w Europie sprzedawane są identycznie wyposażone auta - opisuje ekspert.
Kwestia odczytu
Prokurator generalny Zbigniew Ziobro przekazał w środę na konferencji prasowej, że polska filia BMW nie posiadała narzędzi informatycznych pozwalających na uzyskanie dostępu do zapisów z samochodu i trzeba było sprowadzić je z zagranicy.
- Niestety, ponieważ "czarne skrzynki" w Europie nie były wymagane prawem, nie zawsze dostęp do zarejestrowanych przez pojazd danych elektronicznych oparty jest na gotowych dedykowanych systemach i rozwiązaniach. Każdy z producentów ma nieco inny sposób ich odczytu. Czasami - jeżeli nie ma możliwości zdobycia narzędzia ułatwiającego pracę - biegli korzystają z samodzielnie skonstruowanych i zaprogramowanych urządzeń, żeby pozyskać kluczowe dane - wyjaśnia.
Zaznacza, że najłatwiej jest odczytać dane z samochodów niemieckich - marki Volkswagen, Mercedes czy właśnie BMW. - Podobnie sytuacja wygląda w przypadku pojazdów Volvo czy Toyota, która rejestratory instaluje już od 2003 roku. Są też producenci, którzy w Europie nie sprzedają aut z "czarną skrzynką", myślę tutaj głównie o autach francuskich, jak Peugeot czy Citroen - mówi Konczerewicz.
Prędkość, status hamulca, kąt skrętu kierownicy
Kiedy pytamy eksperta o to, jakie dane można pozyskać z rejestratora, odpowiada, że "to zależy".
- Różne urządzenia mają różne możliwości. Standardem jest, że rejestrator zapisuje prędkość pojazdu, przyspieszenia jego nadwozia, status hamulca i pozycję pedału przyspieszenia. Wiadomo dzięki temu, co robił kierowca na chwilę przed zdarzeniem - opisuje ekspert.
Zaznacza, że bardziej zaawansowane urządzenia rejestrują też informacje o kącie skrętu kierownicy, na którym biegu jechało auto czy włączony był tempomat. - Rejestrator może zapisywać nawet, w jakim położeniu były fotele osób wewnątrz pojazdu i w jakim zakresie mieściła się ich waga. Część urządzeń zapisuje dane co pół sekundy, inne robią to nawet dziesięć razy na sekundę - zaznacza rozmówca tvn24.pl.
Nasłuchiwanie pojazdu
Podkreśla, że "czarne skrzynki" na stałe zapisują dane sprzed kilku sekund przed wypadkiem.
- Musimy zrozumieć, że rejestratory nie wymagają stworzenia odrębnego systemu w pojeździe. Auto i tak cały czas "nasłuchuje" tego, co się z nim dzieje. Każde auto wyposażone w poduszki gazowe musi "wiedzieć", kiedy następuje odpowiednio silne przeciążenie nadwozia, żeby system ochrony biernej SRS aktywować. Ten sam impuls sprawia, że następuje skopiowanie danych z pamięci ulotnej do pamięci trwałej. Na nośnik, który jest w stanie przetrwać bardzo poważny wypadek. Ciekawostką jest również fakt, że "czarna skrzynka" potrafi również rejestrować dane zderzeń, w trakcie których nie nastąpiła aktywacja żadnego z komponentów systemu SRS - konieczne jest jedynie, aby zderzenie cechowało odpowiednie nasilenie - tłumaczy biegły.
Urządzenia rejestrujące dane auta znajdują się - jak zaznacza rozmówca tvn24.pl - najczęściej w pobliżu lewarka zmiany biegów.
- To miejsce środka masy pojazdu, najrzadziej jest ono uszkodzone w momencie wypadku. Rejestrator jest pośrednio zabezpieczony przed zniszczeniem i spaleniem - mówi Konczerewicz.
Obiektywny świadek
Biegły podkreśla, że odczytane z rejestratora dane są potem cenne dla specjalistów w zakresie rekonstrukcji wypadków, bo "pokazują" to, co działo się z autem jeszcze przed zdarzeniem.
- "Czarna skrzynka" zapisuje to, co działo się z pojazdem zwykle w okresie na pięć sekund przed uderzeniem. To naprawdę dużo danych, które - co trzeba zaznaczyć - są nie tylko obiektywne, ale też są pozyskane z nieuszkodzonego jeszcze auta - zaznacza rozmówca tvn24.pl.
Podkreśla, że dane z rejestratorów są o tyle ważne, że powszechne we współczesnych autach systemy zapobiegające poślizgom i blokowaniu kół (ABS i ESP) sprawiają, że na drodze dużo rzadziej niż kiedyś można znaleźć ślady hamowania.
- Komisja Europejska w ostatnim czasie podjęła kroki, żeby - podobnie jak w USA - rejestratory były obowiązkowe. Wcześniej pomysł w Brukseli upadł ze względu na ochronę prywatności użytkowników aut. Na powszechne wykorzystanie "czarnych skrzynek" trzeba jednak będzie jeszcze poczekać kilka lat - kwituje Konczerewicz.
To nie "czarna skrzynka" dzwoni po pomoc
Warto podkreślić, że Event Data Recorder (rejestrator danych wypadków - ang.) nie jest urządzeniem, które może po wypadku samoczynnie wezwać pomoc. Robi to system eCall, którego działanie - jak wynika z regulacji resortu infrastruktury, które w ubiegłym roku weszły w życie - musi być obowiązkowo testowane w niektórych typach pojazdów (m.in. w busach i samochodach dostawczych).
ECall, w sytuacji wypadku drogowego, aktywuje się automatycznie (odpowiada za to czujnik przeciążenia lub uruchomienia poduszek powietrznych) i powiadamia służby ratunkowe o zdarzeniu, nawet w wypadku, gdy kierowca stracił przytomność. System ten - jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy - był też zainstalowany w bmw, które brało udział w zdarzeniu na A1.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Stop Cham