Po 18 latach spędzonych w więzieniu, niesłusznie skazany za gwałt i zabójstwo 15-latki Tomasz Komenda zostaje uniewinniony przez Sąd Najwyższy. Gdy trafił do aresztu, miał 23 lata. Na wolność wyszedł w 2018 roku, dzięki determinacji policjanta i prokuratorów, którzy doprowadzili do wznowienia śledztwa. Jego sprawę w swoim filmie opowiada Jan Holoubek. Agata Kulesza wciela się w nim w matkę skazanego mężczyzny, która ani przez sekundę nie zwątpiła w niewinność swojego syna. Przez 18 lat, które spędził za kratami, cały czas go wspierała i nie opuściła ani jednego widzenia.
Ewelina Witenberg, TVN24: Przygotowując się do filmu "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy" pierwszy raz w karierze musiała pani przerwać zdjęcia próbne. Co się stało? Agata Kulesza: Wydawało się, że już tyle czasu wykonuję ten zawód, że niemal nic mnie nie zaskoczy. Tego dnia partnerowałam kilku aktorom do postaci Tomka Komendy. Spotkaliśmy się na zdjęciach próbnych z Piotrkiem Trojanem, z którym wcześniej pracowałam przy "Pułapce" [serial TVN - red.]. Grał ze mną bardzo trudną i emocjonalną scenę. On ma rodzaj takiej prostoty, szlachetności w graniu. Tak bardzo mu uwierzyłam, że się rozpłakałam i poprosiłam, żebyśmy zrobili chwilę przerwy, bo muszę ochłonąć.
Od razu było jasne, że to on powinien zagrać Tomasza Komendę?
Piotrek od początku był moim faworytem. Jak spotkaliśmy się z Jankiem Holoubkiem, powiedziałam: "Wiesz co, jest taki aktor, który moim zdaniem jako jedyny może to zagrać" i okazało się, że mamy z Jankiem ten sam typ. To nas niezwykle ucieszyło.
Sprostał waszym oczekiwaniom?
Uważam, że fenomenalnie zagrał, a sytuacja była bardzo trudna. To nie była ani łatwa postać, ani sprawa. Pamiętajmy jeszcze, że panowie się spotkali. Czyli jest to wcielenie się w żywego człowieka, któremu naprawdę się to przydarzyło i który stoi obok.
Tą sprawą w pewnym momencie żyła cała Polska. Dlaczego warto było do niej wrócić w kinie?
Było warto i cieszę się, że Tomek oraz jego rodzina tę historię pozwolili sfilmować, żeby nigdy więcej się to nie zdarzyło. Żebyśmy zaczęli też dyskutować o systemie. Czy może my nie jesteśmy winni, jeżeli ten system nie działa, jeżeli są takie błędy? Jeżeli niewinny człowiek może siedzieć 18 lat w więzieniu, to znaczy, że coś jest nie tak.
Jak zareagowała pani na film "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy" jako widz?
Bardzo rzadko jestem widzem filmów, w których gram. Z reguły oglądam film raz i robię to w dużej mierze technicznie. Interesuje mnie, jaki jest rytm filmu i jaki rodzaj narracji wybrał reżyser. Mam za dużą "nadwiedzę", żeby dać się wciągnąć opowieści, bo znam scenariusz i całe kulisy, wiem, co się działo na planie. Natomiast ten film mnie uwiódł. Na tyle, że się bardzo wzruszyłam, co rzadko mi się zdarza. Ja siebie nie wzruszam, ale tutaj miałam mniejszą rolę, więc mogłam też to obserwować z boku. Ta opowieść i jej przekaz wydały mi się niezwykle silne emocjonalnie, więc wyszłam zasmarkana. Dobrze, że wzięłam chusteczki, bo tak coś podejrzewałam.
Mówi pani "mniejsza rola". Jednak duet, jaki tworzycie na ekranie z Piotrem Trojanem, jest najważniejszym elementem tego filmu. Ta kreacja to dla pani po prostu kolejna rola czy wyjątkowa pozycja w zawodowym portfolio?
Prawdopodobnie będzie wyjątkową pozycją. Kiedy Janek zadzwonił i zapytał, czy moglibyśmy zacząć współpracę…
…to nie od razu się pani zgodziła.
Nie zgodziłam się, bo wtedy pracowałam przy "Magnezji" Maćka Bochniaka i mówiłam, że muszę robić jeden film. Przeczytałam scenariusz i też powiedziałam Jankowi [Holoubkowi - red.], że to jest taka ciężka historia, że ja już chyba tak nie zagram... Ale on do mnie przyjechał. Nie odpuszczał i namówił mnie. Kiedy ostatnio gratulowałam mu nagród na Festiwalu w Koszalinie, powiedziałam: "Dziękuję, że mnie namówiłeś, bo nie miałam racji". Oczywiście wiadomo, że to jest wielki luksus w zawodzie aktora, że mogę wybierać, ale póki co go mam i z niego korzystam.
Zgodziła się pani i co dalej?
Zaczęłam pracę nad scenariuszem i przyjechałam na plan kilka dni po tym, jak zaczęły się już zdjęcia. Wiedziałam, że spotkam się z "rodziną". Tak ich nazywam. Mówię o Tomku, mamie, jego braciach. Ekipa już ich poznała. Wszyscy mówili, że to niezwykle emocjonalne przejście.
W pani przypadku również?
Rzeczywiście tak było. Ta sytuacja, kiedy nagle staję twarzą w twarz i patrzę w oczy ludzi, którzy to wszystko przeszli, była dla mnie niezwykle silnym przeżyciem. Trochę właśnie przerażającym. W poczuciu bezsilności patrzyłam na to, że życie zgotowało im taki scenariusz. Wcześniej wiedziałam, co się stało, czytałam książki, przygotowywałam się, ale w momencie, kiedy spojrzałam w te oczy, to było porażające, że coś tak strasznego się wydarzyło.
Wcielanie się w realną postać to dla pani szczególna sytuacja?
To jest chyba pierwszy przypadek, gdzie gram kobietę, która jest tuż obok mnie. Wcześniej tego nie chciałam. Wydawało się, że to nie jest mi potrzebne. Mówiłam Jankowi, że zagram tę sytuację, emocje, ale nie byłam pewna, czy spotykać się z panią Teresą, bo trochę się bałam. Jednak kiedy porozmawiałyśmy, zrozumiałam, jak ogromny to jest ciężar i wymagająca rola. Jak wielki podziw budzi we mnie ta kobieta, której po prostu należy oddać hołd. Również tym filmem. Za niezłomność, energię, miłość do rodziny. Za to, że sobie poradziła i opowiedziała o tym światu, żeby nigdy więcej coś takiego się nie zdarzyło. To pewnie będzie dla mnie wyjątkowa rola. Wspominając ją zawsze będę miała przed oczami panią Teresę.
Pani relacja z córką też jest tak zażyła jak Tomasza Komendy z mamą? Mogła pani budować tę ekranową więź, korzystając z własnych doświadczeń?
Wie pani, jak to jest - nie trzeba kogoś zabić, żeby zagrać mordercę. Hula w nas emocjonalna wyobraźnia i na tym polega nasz zawód, żeby pewne rzeczy potrafić sobie wyobrazić. Wiedziałam, że między nimi jest jakieś niesamowite połączenie. Ja ze swoją córką też mam bardzo dobry kontakt. Uważam, że uczucie matki do dziecka jest jedną z silniejszych emocji, jaka się zdarza. Kobiety naprawdę są w stanie zrobić bardzo wiele, jeżeli nie wszystko, żeby ratować swoje dziecko. Nie mówię, że wszystkie, ale w większości jest ta naprawdę potężna siła uczucia. Są w stanie zrobić niewiarygodnie dużo.
Kobiety w ogóle są zdolne do nieprawdopodobnych poświęceń...
Oglądam teraz filmy z Białorusi i widzę, jak bardzo kobiety wyszły na pierwszy plan. Jak chronią mężczyzn. Robią kordony między sobą, trzymają się za ręce, żeby nie doszło do zbyt ostrej walki. Próbują bronić swoich potencjalnych synów. Bardzo często kobiety działają, aby bronić. Pani Teresa też próbowała obronić swoje dziecko, ale znalazła się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Właściwie można powiedzieć beznadziejnej, a nie zwątpiła.
Kilka lat temu powiedziała mi pani, że budując kolejne bohaterki, wymyśla pani ich zapach. Nadal tak się dzieje? Skąd w ogóle wziął się ten pomysł? Nie wiem, dlaczego tak wymyśliłam. Często jak kogoś powącham, czuję jego zapach, to on mi się kojarzy z jakimiś cechami. Albo na przykład mówię: "O! Te perfumy pasowałyby do tej i do tej osoby". Później perfumy, które są u mnie na półce, przypominają mi o jakiejś postaci. W przypadku "25 lat niewinności..." nie miałam wybranego żadnego zapachu. Było też tak, że to był szalony rok dla mnie. Byłam w rozbiegu. Zrobiłam cztery fabuły i dwa seriale. To jest bardzo dużo i chyba nie miałam jakoś na to czasu, ale przygotowywałam się rzetelnie w inny sposób.
Wśród tych czterech fabuł był nowy film Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta. Czy czuła się pani w czasie "ogólnonarodowej kwarantanny" niemal tak samotna jak bohaterka, w którą wciela się pani w "Śniegu już nigdy nie będzie"?
Nie, ja to nawet bardzo polubiłam. Można powiedzieć, że jestem domatorką. Mam wielu przyjaciół i trochę to było dziwne, że się spotykamy tylko przez komunikatory. To też jest dosyć zabawne, bo trzeba się nauczyć innej rozmowy. Normalnie ludzie przerywają sobie nawzajem, mówią równocześnie, a tutaj przy tych kamerkach trzeba uważać, żeby każdy mówił po kolei. Właściwie można by się uczyć kultury dialogu w tej sytuacji.
Zrobiła pani jakieś postanowienia podczas kwarantanny?
Nie robię postanowień. Nie lubię, bo to się nigdy nie udaje. Oczywiście w głowie miałam ich mnóstwo. Na przykład mówię: "będę ćwiczyć" czy coś takiego, ale później myślę: nie rób tego, nie rób, bo to nic dobrego dla ciebie nie będzie, jeżeli padniesz. Przyjmij ten czas, że możesz sobie odpocząć, popatrzeć, poczytać, nie spieszyć się, nie wstawać i mówić "muszę". To jest takie słowo, które staram się ze swojego słownika wyrzucić, bo mi się ciągle wydaje, że coś muszę. Chyba moje postanowienie w tej pandemii to właśnie nie musieć. To był taki czas próbny, że nie musisz.
To jak minął pani ten czas?
Siedziałam z moimi kotami w domu i wyjście do sklepu było wielką ekscytującą przygodą... Ja wiem, że kryzys i to straszne, że nam grozi ten straszliwy wirus, ale było też coś, muszę powiedzieć, przyjemnego. Akurat miałam w tym czasie zaplanowaną przerwę i odpoczynek. Nie chciałam pracować, więc siedziałam w domu. Tyle obejrzałam, przeczytałam, pomyślałam, pobyłam ze sobą twarzą w twarz. Pewnie każdy tak ma, że w tych czasach jesteśmy "przebodźcowani". Rzadko konfrontujemy się sami ze sobą. Za chwilę nie wiemy, co lubimy, co nam się podoba, a co nie. Boimy się zająć stanowisko, bo wszystko ciągle jest płynne. Wszystko można tylko przewijać - tu nowe zdjęcia, tu fajne, tu śmieszne, tu groźne, tu wojna, tu coś. To przestaje robić na nas wrażenie i gdzieś zapominamy o sobie.
Pandemia to zmieniła?
Nie wiem, czy to mi zostanie, czy za chwilę rzucę się w taki wir, że znowu o tym zapomnę... Jednak traktuję ten czas jako spotkanie z samą sobą. Nie mówię rozliczeniowo. Warto też czasem pomyśleć o sobie, że jest się dla siebie ważnym i zrozumieć, co to jest "być dla siebie dobrym". Jakoś cenię ten czas.
A propos ekscytującej przygody, jaką było wyjście do sklepu. Czy teraz traktuje pani wizytę w kinie albo kawiarni jako sport ekstremalny?
Dawno nie byłam w kinie.
To niedobrze.
Znaczy, namawiam państwa. Proszę, chodźcie do kina. Tak naprawdę moja ostatnia wizyta w kinie była na premierze "Hejtera" na początku marca i chwileczkę po tym nas zamknięto. Później szukałam przyrody, więc siedziałam w jakimś domku na wsi. Tam nie było kina, więc cieszę się, że teraz mogę do niego wrócić. Wiem, że wymaga to dziś zupełnie innej higieny, ale namawiam państwa, żebyście oglądali filmy, bo robimy je dla was. Fajnie byłoby, żebyście nas wsparli. Ja z ogromną przyjemnością wróciłam już na plan. Jestem w trakcie realizacji najnowszego filmu Wojtka Smarzowskiego i właśnie przebieram nogami, kiedy znowu tam wrócę.
Uchyli pani rąbka tajemnicy...
"Wesele 2".
A pani rola? Coś więcej?
Właśnie nie wiem, czy ja mogę mówić.
Chociaż troszeczkę.
Gram matkę panny młodej.
Co przez pandemię zmieniło się na planie?
Inaczej wygląda wydawanie posiłków. Większość ekipy jest w maskach. Wiadomo, że w nich nie gramy, ale wszędzie są te preparaty…
Do dezynfekcji rąk.
Z których ja już niestety nie mogę korzystać, bo nabawiłam się uczulenia. Staramy się trzymać odległość, ale to jest bardzo trudne. Przypominamy sobie nawzajem, że "zaraz, zaraz, nie za blisko". Z reguły wszyscy rzucali się sobie na szyję, więc ci, co nie lubili się tak całować, myślę, że są zadowoleni. Ja trochę też. Natomiast praca przebiega tak, jak przebiegała. Wchodzimy na plan. Są kamery, jest ekipa.
Na tym braku bliskości pomiędzy wami nie straci sam film?
Mam nadzieję, że nie. Zdajemy sobie sprawę, w jakiej jesteśmy sytuacji. Jedyne, co jest dziwne to to, że przed każdym planem mam robione badania i sprawdzane przeciwciała na koronawirusa. Miałam nadzieję, że jestem już po chorobie, ale niestety nie. Dla nikogo ta sytuacja nie jest komfortowa, ale nie mamy wyjścia. Musimy tak żyć.
Jak widzi pani przyszłość artystów w Polsce?
Patrzę na to z pewnym niepokojem. Co się stanie z teatrem, muzykami? Zdaję sobie sprawę, że ja jestem w luksusowej sytuacji. Gram w filmach, czy mam pewne oszczędności. Za to z głębokim niepokojem patrzę na kolegów, którzy grają tylko w teatrze i muszą z tego wyżyć. Zdaje się, że my aktorzy jesteśmy na samym końcu szeregu. Chciałabym, żeby państwo pamiętało o aktorach grających w teatrach, o samych teatrach i muzykach. Żeby w jakiś sposób pomóc również nam.
Nie zdarza się pani dzień bez książki - jakie tytuły są teraz u pani na topie?
Skończyłam książkę "Mała" o Madame Tussaud, którą właściwie można czytać rodzinnie. Ostatnio też "Małe życie" zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Wolę papier, ale czytałam je na kindlu. Staram się do niego przyzwyczaić, bo czasami trzeba wyjechać i parę książek ze sobą wziąć. Denerwowałam się, bo to jest gruba książka, a przez czytnik nie widziałam, gdzie jestem. Byłam przerażona, że zaraz się skończy, a nie chciałam, żeby się skończyła. Teraz dostałam najnowszą książkę mojej przyjaciółki Kasi Nosowskiej i z wielką przyjemnością czytam o tym, co ma do powiedzenia o świecie i to jest wspaniałe. Jestem z niej bardzo dumna.
Katarzyna Nosowska, Agnieszka Suchora, Kinga Preis. To pani przyjaciółki - artystki. Łatwo przez lata utrzymywać bliskie relacje z koleżankami po fachu?
Mam świetnych, wypróbowanych przyjaciół, nie tylko aktorki. O relacje i ludzi trzeba dbać. Powtórzyłabym za Leszkiem Kołakowskim, że przyjaciele to bardzo, bardzo, bardzo ważna rzecz w naszym życiu. Z aktorkami umiem się przyjaźnić, ale to nie jest tak, że rozmawiamy tylko o naszym zawodzie. Trochę się pośmiejemy, bo jesteśmy dosyć złośliwe i sarkastyczne w podejściu do siebie. Na przykład ja dzwonię do Izy Kuny, ona do mnie mówi: "Nie, Agata, przepraszam, nie przeszkadzaj mi, bo ja teraz właśnie czekam na telefon od amerykańskiego producenta" lub mówi: "słuchaj, bo ja nie mogłam się zgodzić, to chyba tobie zaproponują tę rolę". Żartujemy i mamy duży dystans do siebie. To świetne kobiety. Dbam o to, aby ludzie byli blisko w moim życiu i oni o mnie dbają. Takie relacje dają nam siłę, a czasami mogą się okazać wręcz ratujące.
Po pierwsze przyjaciele. A poza tym: Chcieć niezbyt wiele. Wyzwolić się z kultu młodości. Cieszyć się pięknem. Nie dbać o sławę. Wyzbyć się pożądliwości. Nie mieć pretensji do świata. Mierzyć siebie swoją własną miarą. Zrozumieć swój świat. Nie pouczać. Iść na kompromisy ze sobą i światem. Godzić się na miernotę życia. Nie szukać szczęścia. Nie wierzyć w sprawiedliwość świata. Z zasady ufać ludziom. Nie skarżyć się na życie. Unikać rygoryzmu i fundamentalizmu."Przykazania Leszka Kołakowskiego"Polityka, 2004
Zawsze nosiła pani tekst Leszka Kołakowskiego w torebce. Cały czas tam jest?
Niestety to musiało się skończyć w momencie, kiedy przestałam nosić notes. Kiedyś notowałam gdzie, co i kiedy. Miałam w nim jakieś ukochane zdjęcia czy wycinki z gazet. Od kiedy mam wszystko w telefonie, to notes jest na półce. To zabrało mi trochę przyjemności, ale nie mam siły, żeby do mojej z reguły dużej i tak ciężkiej torby wkładać jeszcze ten gruby notes. Tego żałuję, ale życie idzie naprzód i co zrobić?
***
Agata Kulesza (ur. 1971 r. w Szczecinie) - aktorka teatralna, filmowa i serialowa. Wykształcenie zdobyła na PWST w Warszawie. Studia ukończyła z wyróżnieniem. Występowała w Kabarecie Olgi Lipińskiej. Wygrała pierwszą edycję "Tańca z gwiazdami", a nagrodę przekazała na cele charytatywne. Od 2011 roku należy do zespołu warszawskiego Teatru Ateneum. Wcześniej występowała na deskach stołecznego Teatru Dramatycznego. Ma na koncie trzy nagrody Polskiej Akademii Filmowej "Orzeł" za role w obrazach "Róża", "Ida" i "Jestem mordercą". Ma córkę Mariannę.
Źródło: TVN24+
Źródło zdjęcia głównego: Kino Świat/TVN