Zjadały go muchy, ale pilnował firmy

Bary nie ruszał się w klinice
Bary nie ruszał się w klinice
Źródło: OTOZ Animals Gliwice

- Pani była zadbana, wiek około 65 lat. Wrzeszczała, że jestem podła, żebym była człowiekiem i zostawiła jej tego psa, że nigdzie nie będzie miał tak dobrze jak u niej. Bary siedział w murowanym kojcu z widokiem przez furtkę. Kołtuny jak pięść, w uszach ropa i krew, w ranach larwy much. Nie ruszał się u weterynarza - opowiada obrończyni zwierząt.

Klientka firmy z małej miejscowości na Śląsku zaalarmowała OTOZ Animals w Gliwicach, zaniepokojona losem psa. - Gdy go zobaczyłam, wiedziałam jedno. Trzeba mu pomóc - napisała do "Animalsów".

Potem, już po odebraniu Bariego, w klinice weterynaryjnej stwierdzono, że te larwy much w jego ranach to musi być efekt wielomiesięcznego zaniedbania.

- Dlaczego nikt wcześniej nie zadzwonił? Naprzeciwko kojca jest warsztat mechanika, tylu ludzi podjeżdżało i patrzyło na tego psa - mówi Anita Chromy z gliwickich "Animalsów".

Cały w muchach

Bary w kojcu z widokiem przez furtkę
Bary w kojcu z widokiem przez furtkę
Źródło: OTOZ Animals Gliwice

Siedział w kojcu murowanym z trzech stron, z widokiem przez furtkę. Miał budę, jak należy i miskę z wodą. Tylko cały w muchach.

Bary był cały w muchach
Bary był cały w muchach
Źródło: OTOZ Animals Gliwice

- Jego pani siedziała w biurze. Zadbana, wiek około 65 lat. Wrzeszczała na mnie, że jestem podła, złośliwa, żebym była człowiekiem i zostawiła jej tego psa, że on pilnuje firmy, że na noc jest wypuszczany z kojca i biega po całym podwórzu i nigdzie nie będzie miał tak dobrze jak u niej - opowiada Anita Chromy.

Obrończyni zwierząt zaproponowała jej podpisanie zrzeczenia się prawa własności do Bariego, przedstawiając całą ścieżkę prawną: złożenie pisma do burmistrza o tymczasowe odebranie psa, a po decyzji wystąpienie do sądu o odebranie na zawsze.

- Pani się zgodziła, podpisała, może miała nadzieję, że nie podamy jej do sądu. Podamy za znęcanie się nad zwierzęciem - zapewnia Chromy.

Bary najpierw nie chciał wyjść z kojca, a potem nie ruszał się u weterynarza. Ogolili go. Miał kołtuny wielkie jak pięść, zlepione brudem i krwią. Oczyścili uszy z ropy i krwi, z larw much. Choroba prawdopodobnie zaczęła się od zapalenia, jakieś pół roku temu, wystarczyło go wtedy zaprowadzić do weterynarza i wyleczyć. Bary się drapał, zrobiły się rany i zaczęło się cierpienie.

Bary nie ruszał się w klinice
Bary nie ruszał się w klinice
Źródło: OTOZ Animals Gliwice

Autor: mag/i / Źródło: TVN 24 Katowice

Czytaj także: