Po katastrofie w Katowicach, w której zginęły dwie osoby, do szpitala trafiły między innymi dwie dziewczynki. Ich mama mówi reporterce TVN24 Małgorzacie Marczok, że jedna ma złamane obie nogi, druga ma obrażenia wewnętrzne. Rodzina straciła dach nad głową, ale też dwa koty, które pomagały w rozwoju jednej z dziewczynek, która jest niepełnosprawna. - Bardzo tęsknią za kotkami, nie mogły wczoraj spać, bo martwią się - podkreśla kobieta i prosi o pomoc.
Joanna Ucińska to mama dwóch dziewczynek (trzylatki i pięciolatki), które - po wybuchu w kamienicy przy ulicy Bednorza 20 w Katowicach - trafiły ranne do szpitala. Kobieta mówi, że targają nią sprzeczne emocje. - Jest i strach i złość i poczucie winy - a co gdybyśmy wyszli wcześniej? I żal właśnie, ale z drugiej strony szczęście, że żyjemy, że jesteśmy stosunkowo w dobrym stanie. Dwie osoby z mieszkania obok zginęły, a ja nawet nie miałam nic rozciętego ani złamanego - relacjonuje pani Joanna w rozmowie z reporterką TVN24 Małgorzatą Marczok.
Jak podkreśla, mieli sporo szczęścia, bo miejsce, w którym stali w mieszkaniu w momencie wybuchu, było ścianą kartonowo-gipsową, a nie akurat tak jak w większości mieszkania z cegieł. - Ja stałam akurat w pustej framudze, gdzie nie ma drzwi, więc na mnie tylko spadł jakiś kawałek konstrukcji - opowiada kobieta.
Matka o stanie rannych córek. Małgosia i Diana są w szpitalu
Jej córeczki są w stanie stabilnym. - Małgosia ma obie nóżki złamane, co jest dla nas dosyć trudne, bo jest niepełnosprawna i ma taką wadę, że nie ma części kręgosłupa, nie ma kości krzyżowej - tłumaczy pani Joanna.
Dziewczynka nauczyła się chodzić, co w przypadku takiej wady lekarze - jak podkreśla jej mama - określali jako duży sukces. Teraz będzie musiała nauczyć się tego na nowo. - Mamy nadzieję, że te złamania nie wpłyną na dalszą rehabilitację, ale na pewno będziemy musieli trochę cofnąć się w tej rehabilitacji - mówi Ucińska. Jak podkreśla jednak, choć jej córkę boli, to jej obrażenia nie zagrają jej życiu.
- Diana ma z kolei obrażenia wewnętrzne, ale też jest stabilna - cieszy się pani Joanna.
Wybuch zniszczył całkowicie budynek, w którym mieszkali. Nie wiedzą, ile ich rzeczy uda się uratować z gruzów. Stracili też auto.
- Mieliśmy kupiony specjalnie nowy samochód, którym jeździmy ze starszą córką do różnych specjalistów, do Łodzi, do Warszawy - mówi pani Joanna. Auto stało przed domem i zostało zniszczone w wybuchu.
Czekają na Milusia i Szarotkę. "Dziewczynki bardzo tęsknią za kotami", matka prosi o pomoc
Rodzina Ucińskich poszukuje też swoich dwóch kotów - półtorarocznego czarno-białego kota Milusia i sześcioletniej kotki Szarotki, - Jest taka srebrzysto-szara, ma dosyć charakterystyczne umaszczenie. Podobno Szarotkę gdzieś widziano, nie wiem czy Milusia - przekazuje mieszkanka zniszczonej kamienicy.
Kotów poszukują katowickie fundacje i osoby prywatne. - Bardzo bylibyśmy wdzięczni za każdą informację jeżeli ktoś je gdzieś widział i gdzie je widział, żeby po prostu można było spróbować je odłapać - tłumaczy.
Jak podkreśla pani Joanna, koty są bardzo ważne w rozwoju jej starszej córki. - Pomagają jej w różnych problemach emocjonalnych, którymi jest obciążona, wynikających z wad, z którymi się urodziła. Dziewczynki bardzo tęsknią za kotkami, nie mogły wczoraj spać, bo martwią się - mówi.
Czytaj też: Z gruzów kamienicy strażacy wyciągnęli psa
Mimo całej tragedii starają się myśleć pozytywnie. - Staramy się uśmiechać. Dzieci muszą też widzieć, że będzie dobrze - zaznacza Ucińska.
Katastrofa w Katowicach. Zginęły dwie osoby
Do wybuchu przy ul. Bednorza 20 w Katowicach doszło w piątek około 8.30 rano. Początkowo wydawało się, że wszystkie osoby przebywające w budynku w chwili eksplozji wyszły z katastrofy cało, niektóre z obrażeniami niezagrażającymi życiu. Potem ustalono, że na probostwie parafii ewangelicko-augsburskiej mieszkały jeszcze dwie osoby: matka i córka. Rozpoczęto poszukiwania. Na ciało pierwszej z kobiet ratownicy natrafili w gruzowisku około 12.30, ciało drugiej odnaleźli ponad dwie godziny później. Ofiary miały 69 i 41 lat.
W szpitalach są obecnie cztery osoby. W najgorszym stanie jest mężczyzna przebywający w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, jego stan jest określany jako ciężki.
Proboszcza parafii nie było na plebanii w chwili wybuchu. Rodzina wikariusza jest w szpitalu, ma lekkie obrażenia. Nie ucierpiały rodziny ukraińskie, które również mieszkały w budynku.
Uszkodzone są dwie sąsiednie szkoły
Ceglany budynek, w którym doszło do wybuchu, zbudowano na przełomie XIX i XX wieku. Frontowa część domu została całkowicie zniszczona.
Czytaj też: Katowice. W szkołach naprzeciwko zawalonej kamienicy wypadły szyby. "Na szczęście trwają ferie zimowe"
Wybuch był tak silny, że w pobliskich budynkach wyleciały szyby, a nawet całe okna. Mocno ucierpiała specjalna szkoła podstawowa, gdzie uczy się około 30 dzieci, i technikum spożywcze, gdzie chodzi około 100 uczniów. Choć w poniedziałek kończą się ferie, do czasu zakończenia remontu dzieci mają uczyć się w innych placówkach lub zdalnie.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24