Strażacy w piątek wieczorem - po całodniowej akcji ratunkowej - zakończyli działania w miejscu wybuchu kamienicy w Katowicach. Prokuratura wszczęła w tej sprawie śledztwo. W wyniku eksplozji dwie osoby zginęły. Jak informuje reporterka TVN24, śledczy wciąż nie mogą wejść na gruzowisko, by dokonać oględzin. - Oględziny są ograniczone do miejsc, w których jest to możliwe - przekazała prokuratura. Ulica Bednorza jest wciąż wyłączona z ruchu.
Straż pożarna zakończyła działania na miejscu zdarzenia w piątek po godzinie 21. Gruzowisko zostało już sprawdzone, a teren został przekazany pod dozór policji. W piątek na miejscu pracowało kilkadziesiąt zastępów, w tym specjalistyczne, poszukiwawcze.
Jeżeli w sobotę okaże się, że strażacy są jeszcze w jakimś zakresie potrzebni, powrócą do pracy.
Łukasz Paździora z zespołu prasowego śląskiej policji przekazał nam w niedzielę przed południem, że ulica Bednorza, przy której znajduje się zniszczona kamienica, z powodu czynności śledczych jest wciąż wyłączona z ruchu.
Śledczy mają nagranie, na którym widać wybuch
Śledztwo w sprawie wybuchu i zawalenia się budynku plebanii kościoła ewangelicko-augsburskiego wszczęła Prokuratura Okręgowa w Katowicach.
- Prokurator wszczął śledztwo w sprawie wybuchu i zawalenia się kamienicy w Katowicach Szopienicach, w następstwie czego śmierć poniosły dwie osoby, a kolejne siedem osób doznało obrażeń ciała, w tym jedna ciężkich. Prokurator podjął działania mające na celu wyjaśnienie okoliczności tej katastrofy budowlanej, w tym wyjaśnienie przyczyn tego zdarzenia. Zostali przesłuchani pierwsi świadkowie, zabezpieczony został monitoring, przeprowadzone zostały oględziny samochodów, które znajdowały się w pobliżu miejsca zdarzenia - powiedziała Marta Zawada-Dybek z Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
Śledczy będą musieli przesłuchać wszystkich świadków, zgromadzić dokumentację, być może powołać biegłego z zakresu gazownictwa, budownictwa, żeby odpowiedzieć jaka była przyczyna tego zdarzenia.
Zabezpieczono monitoring z miejsca katastrofy, przeprowadzono oględziny uszkodzonych samochodów.
Na miejscu zdarzenia pracował także biegły z zakresu budownictwa.
Po pozytywnej decyzji inspektora nadzoru budowlanego w sprawie możliwości wykonania czynności, zostaną przeprowadzone oględziny. Choć inspektor przebywa na miejscu zdarzenia w sobotę od rana, na razie takiej decyzji nie wydał. Jak przekazała reporterka TVN24 Olga Mildyn, budynek będzie trzeba w całości wyburzyć.
Na miejscu są też policjanci, którzy nie tylko zabezpieczają teren katastrofy, ale też wykonują pomiary skanerem 3D, które mają pomóc w śledztwie.
Prokuratura: oględziny ograniczone do miejsc, w których jest to możliwe
W sobotę po południu Zawada-Dybek poinformowała, że inspektorzy nadzoru zgodzili się na ograniczony zakres czynności śledczych - ze względu na kwestie bezpieczeństwa. - Prokurator rozpoczął oględziny miejsca zdarzenia, ale ponieważ nie mamy zgody inspektora nadzoru budowlanego na wejście na teren samego budynku, ze względu na stan techniczny - zagrożenie zawaleniem - te oględziny są ograniczone do miejsc, w których jest to możliwe. Oględziny prowadzone są przez prokuratora z udziałem biegłego - powiedziała prokurator. Z tych względów trudno przesądzać, jak długo i w jakiej formie będą trwały konieczne oględziny.
Zakończono za to oględziny uszkodzeń w okolicznych budynkach i zniszczeń samochodów. Sekcje zwłok ofiar katastrofy odbędą się w najbliższych dniach, nie wcześniej, niż w poniedziałek. - Co do ustaleń, jest za wcześnie, by cokolwiek mówić, musimy przeprowadzić niezbędne czynności, a ze względu na ich zakres na pewno będzie to śledztwo czasochłonne - przekazała Zawada-Dybek. Rzeczniczka katowickiego magistratu Sandra Hajduk przekazała PAP, że spośród mieszkańców zniszczonego budynku dwie osoby zdecydowały się skorzystać z oferty miasta, dotyczącej zamieszkania oraz wyżywienia. Pozostali wybrali miejsca u swoich bliskich.
W katastrofie w Katowicach zginęły dwie osoby
Do wybuchu przy ul. Bednorza 20 w Katowicach doszło w piątek około 8.30 rano. Początkowo wydawało się, że wszystkie osoby przebywające w budynku w chwili eksplozji wyszły z katastrofy cało, niektóre z obrażeniami niezagrażającymi życiu. Potem ustalono, że na probostwie parafii ewangelicko-augsburskiej mieszkały jeszcze dwie osoby: matka i córka. Rozpoczęto poszukiwania. Na ciało pierwszej z kobiet ratownicy natrafili w gruzowisku około 12.30, ciało drugiej odnaleźli ponad dwie godziny później. Ofiary miały 69 i 41 lat.
Ranne dzieci przebywają w szpitalu
W szpitalach są obecnie cztery osoby. W najgorszym stanie jest mężczyzna przebywający w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, jego stan jest określany jako ciężki.
Dwie dziewczynki - siostry w wieku trzech i pięciu lat - są leczone w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Dzieci mają obrażenia kończyn, głowy i lekkie poparzenia na twarzy. Jak przekazali lekarze, ich stan jest stabilny. W tej samej placówce jest także ich mama. Jej obrażenia nie są poważne.
Jeden z poszkodowanych mężczyzn, który trafił do szpitala z urazem nogi, na własne życzenie opuścił już placówkę.
Dwie osoby, które same wydostały się spod gruzów, nie wymagały hospitalizacji.
Proboszcza parafii nie było na plebanii w chwili wybuchu. Rodzina wikariusza jest w szpitalu, ma lekkie obrażenia. Nie ucierpiały rodziny ukraińskie, które również mieszkały w budynku.
Uszkodzone są dwie sąsiednie szkoły
Ceglany budynek, w którym doszło do wybuchu, zbudowano na przełomie XIX i XX wieku. Był ogrzewany gazem z miejskiej sieci. Gazu używano także do gotowania. Najprawdopodobniej to wybuch gazu był przyczyną piątkowej katastrofy. Frontowa część domu została całkowicie zniszczona.
Czytaj też: Katowice. W szkołach naprzeciwko zawalonej kamienicy wypadły szyby. "Na szczęście trwają ferie zimowe"
Wybuch był tak silny, że w pobliskich budynkach wyleciały szyby, a nawet całe okna. Mocno ucierpiała specjalna szkoła podstawowa, gdzie uczy się około 30 dzieci, i technikum spożywcze, gdzie chodzi około 100 uczniów. Choć w poniedziałek kończą się ferie, do czasu zakończenia remontu dzieci mają uczyć się w innych placówkach lub zdalnie.
Źródło: PAP, TVN24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24