W ubiegłym roku do sądu rodzinnego w Częstochowie wpłynął wniosek o umieszczeniu ośmioletniego Kamila i jego rodzeństwa w pieczy zastępczej. Sąd uznał, że brak podstaw do zmiany zarządzeń opiekuńczych. Kilka miesięcy później ojczym skatował ośmioletniego chłopca, który po 35 dniach zmarł w szpitalu. - To pokazuje, że praca fachowców nie ma sensu - komentuje anonimowo jedna z pracownic socjalnych w Częstochowie.
- Mam takie poczucie, że brakuje powiązania naszej pracy z reakcją sądów. Niejednokrotnie informujemy sąd o tym, że rodzice nie potrafią zaopiekować się własnymi dziećmi. Sąd jednak nie decyduje o umieszczeniu dzieci w pieczy zastępczej - mówi nam jedna z wieloletnich pracownic socjalnych w Częstochowie. Ze względu na swoje bezpieczeństwo wypowiada się anonimowo.
W przypadku Kamila pracownicy socjalni prosili sąd o to, żeby odebrać dzieci z domu. Wniosek o odebranie chłopca i jego rodzeństwa pracownicy częstochowskiego MOPS argumentowali "niewydolnością rodziców", "trudnymi warunkami mieszkaniowymi" i "brakiem działań w kierunku uregulowania sytuacji zdrowotnej dzieci".
Czytaj reportaż Małgorzaty Goślińskiej: Kamil cierpiał tyle dni. A gdzie wy wtedy byliście?
Sąd zadecydował dwa miesiące później o braku podstaw do zmiany zarządzeń opiekuńczych. Po kolejnych kilku miesiącach doszło do koszmaru. 27-letni Dawid B., ojczym Kamila, polał go wrzątkiem i wrzucił na rozgrzany piec węglowy. Chłopiec po 35 dniach zmarł.
Pracownica socjalna, która zdecydowała się z nami porozmawiać zaznacza, że sądy są głuche na podobne apele również w innych sprawach:
- Są orzekające zespoły specjalistów sądowych, którzy wskazują jasno, że dzieci nie mają więzi, że nie powinny przebywać w danej rodzinie. Mimo to decyzje o umieszczeniu w pieczy zastępczej nie są podejmowane. To pokazuje, że praca fachowców nie ma sensu - mówi pracownica MOPS.
Prokuratura będzie chciała najsurowszej kary
5 kwietnia prokurator zarzucił ojczymowi dziecka, 27-letniemu Dawidowi B., że 29 marca br. usiłował pozbawić życia swojego pasierba, polewając go wrzątkiem i umieszczając na rozgrzanym piecu węglowym. W ten sposób spowodował ciężkie obrażenia ciała - oparzenia głowy, klatki piersiowej i kończyn.
Podejrzanemu zarzucono też, że znęcał się nad ośmiolatkiem ze szczególnym okrucieństwem - poprzez bicie, kopanie po całym ciele oraz przypalanie papierosami i spowodowanie u niego licznych złamań kończyn oraz rany oparzeniowe.
Matka chłopca Magdalena B. jest podejrzana o narażanie swego dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, a także o udzielenie pomocnictwa mężowi w znęcaniu się nad chłopcem. Nie reagowała bowiem na zachowania męża i nie udzieliła dziecku pomocy. Prokuratura zaznacza, że spoczywał na niej szczególny obowiązek opieki nad dzieckiem.
Niedługo po tym, jak szpital w Katowicach przekazał informację o śmierci ośmiolatka, minister sprawiedliwości poinformował, że formalnie ojczym dziecka wciąż jest podejrzany o usiłowanie zabójstwa, ale po zmianie kwalifikacji będzie odpowiadał za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem i znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem.
Prokurator generalny zaznaczył, że śledczy będą dążyć do "najsurowszego wymiaru kary" dla sprawcy koszmaru Kamila. Dodał przy tym, że surowo mają być ukarani też wszyscy ci, którzy przyczynili się do dramatu chłopca.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24