|

Kamil cierpiał tyle dni. A gdzie wy wtedy byliście? 

Ośmioletni Kamil zakatowany przez ojczyma
Ośmioletni Kamil zakatowany przez ojczyma
Źródło: TVN24
Uciekał z domu. Znajdowali go w sklepie, na ulicy, na przystanku. Nie odpowiadał na pytania policjantów. Oddawali go matce, bo była trzeźwa. 8 marca przyszedł do szkoły ze złamaną ręką i pękniętą wargą. 30 marca nie przyszedł wcale. Matka powiedziała, że polał sobie twarz ciepłą herbatką. Przez pięć dni nikt do niego nie zajrzał. Artykuł dostępny w subskrypcji

Mieszkał z matką, ojczymem, piątką rodzeństwa, ciotką, wujem i dwójką kuzynów. Mieli dwa przechodnie pokoje z kuchnią. Domownicy codziennie przechodzili obok jego łóżka w jednym z siedmiu mieszkań, na parterze, za drzwiami przy samych schodach. Ciągle ktoś przechodził obok tych drzwi - w kamienicy zrośniętej z innymi domami, z oknami na podwórze, a z drugiej strony wprost na wąską ulicę. Chodziło się więc tuż przy tych oknach, za którymi przez pięć dni leżał ze złamanymi rękami, ze złamaną nogą, z krwiakiem na głowie i oparzeniami 25 procent powierzchni ciała, przytomny. 

Czytaj także: