Wodniacy ratowali wędkarzy, który w nocy łowili ryby na Jeziorze Żywieckim przy ujściu rzeki. Dwaj znaleźli na wysepce, która znikała pod wodą. Trzeci sam wydostał się na brzeg, po tym jak zatonęła mu łódź. W ostatniej chwili założył kapok. Akcję ratowniczą utrudniały wiatr i duże fale.
Mężczyźni wybrali się w sobotę na nocne wędkowanie nad Jezioro Żywieckie. Na biwak wybrali cypel blisko ujścia rzeki Soła w miejscowości Łodygowice w pobliżu ulicy Wesołej. Po nocnych ulewach cypel zamienił się w wyspę. Wędkarze zostali odcięci od lądu.
O godzinie 7.15 w niedzielę policja w Żywcu powiadomiła Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe w Żywcu, że 50-letni mężczyzna, który wypłynął po wędkarzy łódką, zaginął.
Ryk silnika nagle ucichł
Jak relacjonuje Bartłomiej Szczelina, prezes oddziału rejonowego beskidzkiego WOPR w Żywcu, sternik miał przewieźć łódką trzech wędkarzy. Ale, jak opisuje, jego łódka to była "łupinka" na dwie osoby. Przewiózł na brzeg najpierw jedną osobę i wypłynął po kolejne. Wtedy urwał się z nim kontakt. Mężczyzna z brzegu powiadomił policję.
Rano nad jeziorem był porywisty wiatr. Wiał od strony jeziora, w przeciwną stronę do biegu wartkiej przy ujściu rzeki. Woprowcom udało się dopłynąć do uwiezionych na cyplu dwóch wędkarzy i odtransportować ich na brzeg. - Na cyplu dogasało ognisko. Panowie nie wiedzieli, o której godzinie sternik po nich wypłynął - opowiada Szczelina.
Łódź zaczęła tonąć, sternik ubrał kapok
Sternik sam wydostał się na brzeg. - Opowiadał, że przyszła nagła burza, która zniosła łódź na mieliznę. W efekcie nie dopłynął do kolegów. Łódź zaczęła się zatapiać. Mężczyzna ubrał kapok i po mieliźnie doszedł do brzegu, do miejsca gdzie zaparkował samochód i gdzie już byli policjanci. Był wyziębiony, policjanci wezwali do niego pogotowie - mówi Mirosława Piątek, rzeczniczka policji w Żywcu.
Akcja WOPR zakończyła się o 8.30.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Beskidzkie WOPR