Tylko w TVN24 GO
"Była dobra zabawa i wielka tragedia". Zanim zniknął pod wodą
Anna wychowała się na Mazurach, nad jeziorem spędzała każdą wolną chwilę. Do lipca 2013 roku. Wypłynęła katamaranem razem z partnerem, 5-letnią córką i grupą przyjaciół, prowadziła łódź. - Była dobra zabawa i wielka tragedia - mówi drżącym głosem. - Kąpaliśmy się, karmiliśmy z małą kaczki, łabędzie. Popołudniem zaczęło się robić chłodniej, więc postanowiliśmy wracać. Wyszliśmy na skrzyżowanie, jezioro w tym miejscu przechodzi w odnogi w kształcie litery "t". Na środku jest duża powierzchnia, gdzie wiatr ma czas i siłę się rozpędzić. W tamtym momencie było już bardzo źle - opowiada Anna Chmielewska. - Zaczęłam obierać kurs, żeby płynąć w kierunku lądu, kiedy usłyszałam, że Jurek jest w wodzie. Wyskoczyłam, byłam blisko niego. Do dziś zastanawiam się, czy mówił "o jeju" czy "o Jezu" zanim zniknął powtórnie pod wodą - opowiada.
Rafał skakał z wielu pomostów, pływał - jak mówi - bardzo dobrze. Dwa lata temu wbiegł do wody, chciał się ochłodzić. Uderzył głową w słup, pozostałość po dawnym pomoście. Plaża była niestrzeżona. - Rozłożyło mi ręce, już nic nie czułem. Dokładnie nie pamiętam, ile leżałem w wodzie. Brakowało mi oddechu, tym bardziej, że nic nie mogłem już zrobić, odwrócić się. To sekundy trwało: uderzenie, dno i karetka - wspomina.
Polska od lat jest w czołówce europejskich państw, jeśli chodzi o statystyki dotyczące utonięć. Biorąc pod uwagę dane przygotowane przez Eurostat, w 2018 roku zajmowaliśmy niechlubne pierwsze miejsce na tle innych europejskich państw i dziesiąte, jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę utonięć na 100 tysięcy ludności. - Niestety mamy bardzo dużo pracy, jakby już był środek sezonu. Po pandemii bardzo dużo osób przyjechało na Mazury, widać to na jeziorach, od żagli jest biało - relacjonuje Michał Warchoł, kierownik MOPR w Mikołajkach i opowiada, czego najczęściej dotycząca ratownicze interwencje.