Jarosław Kaczyński i Donald Tusk. Ale także Jarek, Jareczek, Donalduś i Donek. Podczas debaty liderzy PiS i PO poza argumentami i umiejętnościami erystycznymi wykazali się także poczuciem humoru.
- Panie Donaldzie - zwrócił się serdecznie premier do swojego adwersarza. Ten uśmiechnął się pod nosem i odpowiedział: - Panie Jarku, proszę się nie krępować. Szef rządu miał wątpliowści, jak zdrobnić imię lidera PO: - Donaldku? Donaldusiu? - pytał rozbawiony Jarosław Kaczyński. - Ja mam łatwiejsze zadanie, panie Jareczku - zaśmiał się Tusk i zaproponował: - Mówi mi Donek! Ale to był dopiero przedsmak wzajemnych uszczypliwości. W drugiej rundzie politycy dyskutowali o sprawach międzynarodowych. - Dobra polityka zagraniczna nie polega na nieustannym grymaszeniu, strojeniu groźnych min - przekonywał Donald Tusk. Wyraźnie rozbawiony premier zapytał: - A mam zrobić groźną minę? - Nie, no mnie pan nie przestraszy - ripostował lider PO. Rozluźniony Jarosław Kaczyński zwrócił się do swego oponenta: - Cieszę się, że nie ma pan tych wilczych oczu co zwykle... Szef Platformy natychmiast zareagował na tę zaczepkę: - Niech pan się zdecyduje, czy ja mam wilcze oczy, czy wilcze zęby - odparł Tusk. Bomby w czasie debaty nie było. Pojawiła się za to broń palna. Konkretnie pistolet premiera. A na stół wyłożył go Donald Tusk. Przewodniczący Platformy przypomniał Jarosławowi Kaczyńskiemu sytuację sprzed lat, kiedy to ówczesny szef Porozumienia Centrum nosił przy sobie broń. Kaczyński miał wyciągnąć pistolet i powiedzieć do Tuska "dla mnie ciebie zabić to jak splunąć". Na konferencji prasowej zwołanej tuż po debacie premier przyznał, że choć zdarzenie opisywane przez Tuska nie miało miejsca, broń przy sobie nosił.
Źródło: TVN24, PAP