Rząd zapowiedział uruchomienie "Parasola Wyborczego", programu ochrony wyborów w cyberprzestrzeni i ochrony przed dezinformacją. - Nawet jeżeli w 90 procentach przypadków jest to syzyfowa praca, no to mamy 10 procent, gdzie możemy wychwycić jakąś bardzo spektakularną manipulację I powiedzieć o niej światu - oceniła na antenie TVN24 profesor Aleksandra Przegalińska, ekspertka w zakresie sztucznej inteligencji, filozofka i futurolog. - Jestem jest za próbami takiego parasola. Nawet, gdyby miało się okazać, że jego skuteczność nie jest super wysoka - dodała.
Minister spraw wewnętrznych i administracji Tomasz Siemoniak oraz wicepremier, minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski zaprezentowali we wtorek główne założenia "Parasola Wyborczego" - programu ochrony wyborów w cyberprzestrzeni i ochrony przed dezinformacją. Ma on wystartować 2 lutego.
- Musimy założyć, że ci, którzy źle życzą Polsce, chcą wpływać na procesy wyborcze - powiedział szef MSWiA. - To jest nasza odpowiedzialność, temu służy "Parasol Wyborczy", który rozstawiamy nad procesem wyborczym razem z premierem Gawkowskim: tysiącami urzędników, funkcjonariuszy, którzy będą w to zaangażowani, (…) aby każdy polski wyborca miał poczucie, że to jego wola (…) będzie decydowała o tym, kto będzie wybrany na prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej - dodał. Gawkowski zapewnił, że w ramach "Parasola Wyborczego" "wzmocniony" zostanie m.in. portal bezpiecznewybory.pl. W planach są także m.in. bezpłatne skanowanie cyberbezpieczeństwa domen, przekazywanie informacji na temat wycieku haseł oraz mapowanie źródeł finansowania prowadzonych za pośrednictwem mediów społecznościowych.
- Będziemy chcieli włączyć w przeciwdziałanie dotyczące dezinformacji wszystkie w Polsce działające platformy społecznościowe. To znaczy ruch w sieci ma być monitorowany w taki sposób, żeby nie można było na niego wpływać z zagranic - powiedział szef resortu cyfryzacji.
Rosyjskie służby "mają zamiar wpływać na kampanię prezydencką". Ogłoszono "Parasol Wyborczy". CZYTAJ WIĘCEJ >>>
"Pole do nadużyć jest bardzo duże"
O "Parasol Wyborczy" na antenie TVN24 pytana była prof. Aleksandra Przegalińska, ekspertka w zakresie sztucznej inteligencji, filozofka i futurolog z Akademii Leona Koźmińskiego. Na pytanie, czy dostrzega w tym więcej niebezpieczeństw czy zalet odparła, że w relacji między polityką, a sztuczną inteligencją i technologiami cyfrowymi widzi jedno i drugie.
- Z jednej strony to jest po prostu nasz sposób komunikacji ze sobą nawzajem. W związku z tym siłą rzeczy jest to też sposób, w jaki komunikuje się z nami polityka. Tutaj pole do nadużyć jest bardzo duże. Z jednej strony każdy z polityków, czy polityczek może paść ofiarą chociażby najróżniejszych deepfake'ów. Teraz jest tego naprawdę dużo, jest zalew deepfake'ów i jest je bardzo łatwo robić. Z drugiej strony może być to też bardzo niefajny polityczny oręż przeciwko innym kandydującym. Jest to połączenie szalenie trudne, skomplikowane - dodała.
- Ja rozumiem takie inicjatywy, które miałaby na celu informować nas o tym, że jesteśmy dezinformowani, że to, co widzimy to deepfake. Uważam, że warto o takich rzeczach informować. Jestem za próbami takiego parasola. Nawet, gdyby miało się okazać, że jego skuteczność nie jest super wysoka - podkreśliła.
W jej ocenie "jest szansa na skuteczność" tego programu. - Ja najbardziej wierzę oczywiście w edukację i uświadamianie, budowanie takich ostrożniejszych postaw po stronie ludzi, którzy niekoniecznie muszą mieć świadomość tego, jak rozwinięte dzisiaj są już technologie. Chociażby technologie sztucznej inteligencji - wyjaśniała.
- Nawet jeżeli to jest w 90 proc. przypadków syzyfowa praca, no to mamy 10 proc., gdzie możemy wychwycić np. jakąś bardzo spektakularną manipulację I powiedzieć o niej światu. Czy też w tym przypadku Polsce. I to wtedy jest absolutnie warte tego wysiłku - oceniła ekspertka na antenie TVN24.
"Szlachtą są technologiczni oligarchowie"
Rozmówczyni pytana była również o bliską współpracę Donalda Trumpa z szefami technologicznych gigantów. - Prawdę mówiąc, patrząc na to, co się dzieje na dworze amerykańskim - bo to tak troszeczkę zaczyna wyglądać - to mam wrażenie, że powrót do jakiejś formy monarchii jest możliwy.
- Tam mamy właśnie do czynienia z królem i szlachtą, która składa mu hołd, chcąc jednocześnie mieć możliwość wywierania na niego wpływu. Tą szlachtą są technologiczni oligarchowie. Więc myślę, że mamy do czynienia z wykuwaniem się - przynajmniej w USA - jakiegoś innego systemu niż checks and balances (mechanizm kontroli i równowagi, koncepcja świadomego rozdzielania władzy pomiędzy wzajemnie kontrolujące się organy - red.), do którego byliśmy do tej pory przyzwyczajeni. I to jest coś, co jest robione z premedytacją - oceniła ekspertka.
- Tylko pytanie, jak przy tak licznych osobowościach silnych, samcach alfa, którym tam jest bardzo dużo, utrzymać taki sojusz. Bo ja mam wrażenie, że tu jest duży potencjał konfliktu. I takich dworskich intryg - dodała i wyjaśniła, że kultura amerykańska jest "bardzo indywidualistyczna, a nie kolektywistyczna, jak np. w Chinach".
- Tam może być potężne starcie osobowości. Więc nie wiem, czy ta nowa próba systemu okaże się dla tych rządzących i tych, którzy są blisko rządzących, aż tak bardzo skuteczna i korzystna ostatecznie - podsumowała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock