8668 dni po śmierci 15-letniej Małgosi Sąd Okręgowy we Wrocławiu ogłosił wyrok w sprawie tak zwanej zbrodni miłoszyckiej. Za gwałt i zabójstwo sprzed ponad dwóch dekad skazani na 25 lat więzienia zostali dwaj mężczyźni. Obaj nie przyznają się do winy. Wyrok jest nieprawomocny. Wcześniej za tę zbrodnię niesłusznie skazano Tomasza Komendę.
Prokuratura żądała dla Ireneusza M. kary dożywocia. Z kolei dla Norberta Basiury (który zgodził się na publikację swoich danych i wizerunku) kary 25 lat pozbawienia wolności. Ten pierwszy przed sądem - w ostatnim słowie - mówił: - Jestem niewinny, nie wiem, kto to zrobił. Chciałbym się dowiedzieć, ale sąd i prokuratura uniemożliwia mi to. Każdy coś nagadał, a co jest prawdą, nie wiadomo. O tym, że jest niewinny, przekonywał też drugi z oskarżonych: - Nie znałem Małgorzaty K. Nie pamiętam jej z dyskoteki, nie wyprowadzałem jej z dyskoteki, nie zgwałciłem i nie zamordowałem Małgorzaty K. Cały akt oskarżenia oparty jest na zlepku domysłów prokuratora. Jestem niewinny. Uniewinnienia dla swoich klientów chcieli także ich obrońcy. OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W INTERNECIE >>>
Winni
W piątek Sąd Okręgowy we Wrocławiu ogłosił wyrok. Obaj oskarżeni - Ireneusz M. i Norbert Basiura - zostali skazani na 25 lat więzienia. Sąd orzekł także pozbawienie praw publicznych na okres 10 lat. Ireneusz M. został uniewinniony od jednego z czynów opisanego w akcie oskarżenia. Wyrok jest nieprawomocny.
Sąd zadecydował o przedłużeniu tymczasowego aresztowania dla M. do 29 stycznia 2021 roku. Zastosował również ten sam środek zapobiegawczy wobec Norberta Basiury, który do tej pory odpowiadał przed sądem z wolnej stopy.
- Czuliśmy na sobie wagę tego postępowania i jednocześnie podjętych decyzji. Każdy człowiek rozsądkowo myślący, biorąc pod uwagę powagę tej sprawy, a jednocześnie to, co się działo ze sprawą niedawno uniewinnionego Tomasza Komendy, zdaje sobie sprawę, że najłatwiejszą decyzją byłoby uniewinnienie oskarżonych, nie licząc się z konsekwencjami. My, jako funkcjonariusze publiczni, nie możemy uciekać od podejmowania trudnych decyzji. Z przekonaniem wydaliśmy ten wyrok, uznając, że wina i okoliczności nie budzą wątpliwości - mówił w uzasadnieniu Marek Poteralski, sędzia Sądu Okręgowego we Wrocławiu.
Sąd wskazał, że oskarżeni działali wspólnie i w porozumieniu z innymi nieustalonymi dotąd osobami.
- Dopuścili się zbiorowego zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem (…) pozostawili ją nagą, leżącą na ziemi i w miejscu ogólnie niedostępnym i nieoświetlonym, a sami wrócili na dyskotekę, nie interesując się jej dalszym losem - mówił sędzia Poteralski w sentencji wyroku. Sąd podkreślił, że w wyniku odniesionych podczas gwałtu obrażeń oraz w wyniku wychłodzenia organizmu 15-latka zmarła.
Skład sędziowski uznał za wiarygodny dowód w postaci protokołu ze znalezienia zwłok nastolatki 1 stycznia 1997 roku. Istotna była też opinia sądowo-lekarska z sekcji zwłok. Sędzia Poteralski podkreślił, że dowody DNA jednoznaczne wskazują na sprawstwo gwałtu. W przypadku Norberta Basiury biegły ocenił te dowody jako "ekstremalnie mocne", a w przypadku Ireneusza M. jako "bardzo mocne". W uzasadnieniu podkreślano też bardzo ważną rolę zeznań świadków z tamtego czasu.
Sędzia Poteralski zaznaczył, że tamtej nocy sylwestrowej odbywało się "polowanie na młode, atrakcyjne dziewczyny". Oprócz Małgosi alkohol był podawany również innym uczestniczkom zabawy. Jednak w tym zakresie nie można przypisać oskarżonym sprawstwa.
Jak mówił sędzia, o sprawstwie obu mężczyzn świadczyły także inne dowody. - W przypadku Norberta B. było to zachowanie bezpośrednio po zbrodni, takie jak kierowanie podejrzeń na innych czy manipulowanie, ale też jego zachowanie w toku obecnego postępowania - gubienie się we własnych zeznaniach, wraz z pojawianiem się kolejnych obciążających go dowodów. Podobnie było z Ireneuszem M. Na początku kategorycznie zaprzeczał, jakoby jego DNA mogło znajdować się na miejscu zbrodni. Kiedy dowiedział się, że śledczy zabezpieczyli takie ślady, twierdził, że mógł na przykład oddać mocz w tamtym miejscu - opisywał sędzia.
Jeśli chodzi o wymiar kary, sąd wziął pod uwagę, że zabójstwo zostało dokonane z zamiarem ewentualnym, w związku z czym nie orzekł kary dożywocia. Jednocześnie brał pod uwagę, że Ireneusz M. dwukrotnie był w przeszłości skazywany za gwałty. Psycholog zaopiniował go jako osobę potencjalnie niebezpieczną. W przypadku Basiury jest zupełnie odwrotnie. To przykładny obywatel z dobrą opinią. Kara mogłaby być zróżnicowana względem drugiego z oskarżonych, ale w takim wypadku ustawodawca przewidział 15 lat więzienia, a to - jak podkreślał sąd - byłoby stanowczo za mało.
- To, że ktoś ma pracę, rodzinę i nie był karany, powinno być normą, a nie szczególną przesłanką do złagodzenia kary - uzasadniał sędzia.
To nie koniec
Prokurator Dariusz Sobieski z Dolnośląskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej we Wrocławiu powiedział, że jest zadowolony z wyroku, ponieważ sąd stwierdził, że wina i sprawstwo oskarżonych nie budzą wątpliwości. Prokuratura domagała się dla Ireneusza M. kary dożywocia, zaś dla Norberta Basiury kary 25 lat więzienia. Prokurator podkreślił przy tym, że nie budzi wątpliwości, że dwaj oskarżeni nie są jedynymi sprawcami gwałtu w Miłoszycach.
- To wynika z aktu oskarżenia (…) my się w pełni zgadzamy z tym, na co wskazał sąd, że był to gwałt zbiorowy, który zakończył się śmiercią Małgosi - powiedział prokurator. - Chciałbym też z tego miejsca jeszcze raz zaapelować; jeśli są osoby, które posiadają wiedzę na temat tego zdarzenia, aby zgłosiły się do Prokuratury Krajowej we Wrocławiu - powiedział prokurator.
Pierwszy i ostatni sylwester poza domem
Sylwester 1996 roku dla Małgosi miał być pierwszym spędzonym poza domem. Na imprezę pojechała do oddalonych o kilka kilometrów od domu Miłoszyc. Towarzyszyła jej przyjaciółka. 15-latka bawiła się w grupie znajomych. Głównie dziewczyn. Choć od czasu do czasu w towarzystwie pojawiali się też chłopcy. Wypiła piwo. Po nim zaczęło jej się kręcić w głowie. Jednak o północy, tak jak inni na imprezie, wypiła wino musujące. A po nim poczuła się jeszcze gorzej. Zaczęła wymiotować. Po pierwszej w nocy wyszła - w towarzystwie chłopaka poznanego na dyskotece - na dwór. To wtedy do dwójki podszedł nieco starszy od nich chłopak. Powiedział, że ma na imię Irek. Stwierdził, że jest bratem Małgosi i odprowadzi ją do domu. Innym osobom stojącym na zewnątrz nie wydawał się podejrzany. Uznali, że dziewczyna go zna. Nastolatka do domu miała wrócić o piątej rano pociągiem. Gdy nie wróciła, rodzice rozpoczęli poszukiwania. Pojechali do Miłoszyc. Gospodarza dyskoteki poprosili o sprawdzenie, czy ich córka nie została w środku. Nie było jej. Sprawdzili okolicę. Coraz bardziej zaniepokojeni wrócili do domu. W końcu o zaginięciu telefonicznie powiadomili policję i pojechali z powrotem do Miłoszyc. Tego poranka kursowali tak kilka razy. W pewnym momencie dołączył do nich policjant. Rozpytywał sąsiadów. Z rodzicami Małgosi jeździł po wiosce. Po dziewczynie nie było śladu. Rodzice nastolatki pojechali do komisariatu oficjalnie zgłosić zaginięcie. Gdy po godzinie 13 ponownie pojawili się w Miłoszycach, zobaczyli mnóstwo policji i mieszkańców wsi. Powiedziano im, że przy stodole leży dziewczyna. Nieżywa, naga i poobijana. To była ich córka. Ciało Małgosi leżało na sukience. Tej samej, którą włożyła kilkanaście godzin wcześniej. Lekarz pogotowia jako wstępną przyczynę zgonu zapisał: zgwałcenie, wykrwawienie, zamarznięcie. Obok znaleziono czarną wełnianą czapkę. Było też kilka włosów. Na ciele ktoś zostawił ślady zębów. Ten ślad przyczynił się później do skazania Tomasza Komendy, a teraz jest jednym z dowodów świadczących przeciwko Ireneuszowi M. Zdaniem śledczych oprawców Małgosi było trzech.
Najpierw skazali Tomasza Komendę. Po 20 latach zarzuty postawili M.
W 2000 roku w kręgu zainteresowania śledczych pojawił się Tomasz Komenda. I choć 12 osób dało mu alibi, że tamtego sylwestra spędzał we Wrocławiu, śledczym pasował na podejrzanego. W 2003 roku za gwałt i morderstwo sąd pierwszej instancji skazał Komendę na 15 lat pozbawienia wolności. Po apelacji wymiar kary zwiększono. W 2004 roku sąd drugiej instancji wymierzył mu karę 25 lat więzienia. Kasacja od tego wyroku, w 2005 roku, została przez Sąd Najwyższy oddalona. Mężczyzna nigdy nie przyznał się do winy. A śledztwo w sprawie "zbrodni miłoszyckiej" - z powodu niewykrycia pozostałych sprawców - zostało umorzone. Prokuratorzy i policjanci wrócili do sprawy w 2017 roku. I wówczas nastąpił przełom w sprawie. Nowe dowody wskazały, że winnym śmierci Małgosi może być Ireneusz M., odsiadujący wówczas wyrok za inne gwałty. Już w styczniu 1997 roku, kilka dni po zbrodni, zeznał, że był na dyskotece i na posesji, gdzie zamordowano dziewczynę, bo trzymał tam rower i alkohol. Sam dawał do zrozumienia, że śledczy mogą znaleźć tam jego DNA. Zapewniał jednak, że ze śmiercią nastolatki nie ma nic wspólnego. To nie przekonało prokuratorów, którzy mężczyźnie postawili zarzuty.
Zanim śledczy postawili zarzuty kolejnemu z podejrzanych w tej sprawie, na wolność wyszedł Tomasz Komenda. Wszystko dlatego, że zgromadzone i przeanalizowane przez prokuratorów i policję dowody wykazały, że mężczyzna - który za kratami spędził ponad 18 lat swojego życia - został skazany za zbrodnię, której nie popełnił. W maju 2018 roku został uniewinniony przez Sąd Najwyższy.
Strażak z zarzutami
Po tym, jak okazało się, że Tomasz Komenda został niesłusznie skazany, a Ireneusz M. usłyszał zarzuty, śledczy wciąż nie mieli kolejnych podejrzanych. Aż do września 2018 roku, gdy zatrzymano Norberta Basiurę.
To zatrzymanie dla wielu było szokiem. Mężczyzna był strażakiem. Do dnia zatrzymania służbę pełnił w jednostce ratowniczo-gaśniczej w Jelczu-Laskowicach. Nie miał problemów z prawem. Tej nocy był ochroniarzem w dyskotece, w której bawiła się zamordowana nastolatka. Kilka miesięcy później mężczyzna znalazł się w kręgu zainteresowania policjantów. Twierdził, że był straszony i nękany przez dwóch mężczyzn. W tej sprawie B. złożył zawiadomienie do prokuratury. Okazało się, że mężczyźni byli funkcjonariuszami Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania w tej sprawie. Mężczyzna przed sądem odpowiada z wolnej stopy. W styczniu 2019 roku Sąd Apelacyjny uchylił zastosowany wobec niego środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztu.
83 tomy akt, nowe dowody i ponad setka świadków do przesłuchania
Miesiąc później prokuratorzy poinformowali: - Akt oskarżenia w sprawie tak zwanej zbrodni miłoszyckiej trafił do sądu. I oskarżyli dwóch mężczyzn o to, że wspólnie i w porozumieniu dokonali zabójstwa ze zgwałceniem w noc sylwestrową z 1996 na 1997 rok w Miłoszycach. Ireneusza M. dodatkowo oskarżono o inny gwałt dokonany w 2007 roku w Piekarach. Jak informował Marek Poteralski, rzecznik Sądu Okręgowego we Wrocławiu, który później został wylosowany do prowadzenia procesu: - Materiał dowodowy w tej sprawie jest bardzo obszerny, zawiera się w 83 tomach akt. Prokuratura zawnioskowała do bezpośredniego przesłuchania na rozprawie 133 świadków oraz zawnioskowała o przeprowadzenie dowodów z szeregu opinii biegłych. Dodatkowo prokurator wniósł także o odczytanie lub ujawnienie zeznań ponad 500 świadków.
Ponad rok procesu
Proces rozpoczął się w maju 2019 roku, czyli ponad 22 lata po śmierci Małgosi. Oskarżeni od początku nie przyznają się do winy. W trakcie procesu ojciec zamordowanej nastolatki wnosił między innymi o przesłuchanie Tomasza Komendy. Sąd jednak do tego wniosku się nie przychylił. W trakcie procesu o wnioskach z badania próbek biologicznych mówił biegły. Jak przyznawał, w sprawdzanych próbkach znajdowały się m.in. krew oraz składniki nasienia. - W badaniach uzyskano zestaw mieszaniny DNA Ireneusza M. i Norberta Basiury, uzyskano też czysty profil tego drugiego - powiedział biegły.
Prokurator wniósł o dożywocie i 25 lat więzienia
Obrońcy oskarżonych wnosili o ponowne badanie próbek DNA. Sąd jednak te wnioski odrzucił. W mowie końcowej prokurator, który zażądał dożywocia dla Ireneusza M. i 25 lat więzienia dla Norberta Basiury., mówił o kilkudziesięciu próbkach, jakie zostały pobrane z dowodów znalezionych na miejscu zbrodni. - Biegli stwierdzili, że są to ekstremalnie mocne dowody. W którą stronę przechyliłaby się waga Temidy, kiedy położylibyśmy na niej te wszystkie dowody biologiczne, a po drugiej stronie gołosłowne zapewnienia oskarżonych, że są niewinni? - pytał Dariusz Sobieski, przedstawiciel oskarżyciela publicznego. Oprócz próbek DNA o winie M. świadczyć ma też odcisk zębów zostawiony na ciele ofiary. Odcisk szczęki przed laty był jednym z dowodów świadczących przeciwko Tomaszowi Komendzie. Prokurator przypomniał też, że 15-latka została odurzona lekiem psychotropowym, który w połączeniu z alkoholem zadziałał jak "pigułka gwałtu". Nie wiadomo jednak, kto go podał nastolatce.
Źródło: TVN24 Wrocław/PAP