Izba Reprezentantów Stanów Zjednoczonych po czternastu głosowaniach nadal nie zdołała wyłonić nowego spikera. Kandydatem dysponujących teoretycznie większością republikanów jest Kevin McCarthy. W ostatniej rundzie głosowania, w sobotę nad ranem czasu polskiego, zabrakło mu jednego głosu. Tym samym najdłuższy impas od 1856 roku trwa.
Impas ciągnie się kolejny dzień. Izba Reprezentantów - w której większość posiadają republikanie - przegłosowała w czwartek kolejne odroczenie obrad po tym, jak po jedenastu głosowaniach i trzech dniach nie udało się wyłonić nowego przewodniczącego. O zawieszeniu obrad zdecydowano po czwartym głosowaniu tego dnia, w którym lider republikanów w Izbie Kevin McCarthy nadal nie uzyskał wystarczającej liczby głosów. Piątek również nie przyniósł rozstrzygnięcia.
Po trzynastym głosowaniu Izba Reprezentantów poparła wniosek o przerwę, która trwała do godziny 22 czasu lokalnego (4 nad ranem w Polsce).
Czternaste głosowanie, które zakończyło się w sobotę po godzinie 5 nad ranem czasu polskiego, również nie przyniosło rozstrzygnięcia. McCarthy zdobył 216 głosów - o jeden za mało, by zostać spikerem.
McCarthy negocjuje ze skrajnym skrzydłem republikanów
McCarthy porozumiał się z częścią "buntowników" z Partii Republikańskiej. Według doniesień między innymi dziennika "Washington Post" polityk zgodził się na ustępstwa w sprawie ułatwienia procesu odwołania spikera i zmniejszenia jego uprawnień, a także obniżki wydatków budżetowych. Według Bloomberga, porozumienie mówi między innymi o zmniejszeniu wydatków na obronę, o 75 miliardów dolarów.
Impas w Izbie Reprezentantów
Trwający od wtorku impas, który uniemożliwia rozpoczęcie prac izby i formalnego zaprzysiężenia kongresmenów, jest pierwszą taką sytuacją od 1923 roku. Wówczas wyłonienie spikera - trzeciej osoby w państwie - zajęło trzy dni i 9 głosowań. Rekord w tym względzie padł w 1856 roku, kiedy Izba potrzebowała dwóch miesięcy i 133 głosowań.
Źródło: PAP, CNN