Co najmniej 400 tybetańskich uchodźców, po brutalnej interwencji policji, zatrzymały nepalskie władze w Katmandu. W piątek Tybetańczycy chcieli zorganizować antychińską demonstrację przed chińskim konsulatem.
To scenariusz, który powtarza się w Nepalu niemal każdego dnia, od stłumienia wystąpień niepodległościowych w Lhasie w marcu tego roku. Tybetańczycy wychodzą na ulice protestując m.in. przeciwko łamaniu praw człowieka i są pacyfikowani przez przychylne Pekinowi władze. W strefie, gdzie znajduje się chiński konsulat, już dawno zakazano wszelkich zgromadzeń.
Do podobnych wydarzeń doszło w czwartek, kiedy około 2 tys. uchodźców, w tym wielu buddyjskich mnichów i mniszek, wyszło na ulice w Katmandu. Wielu z nich zostało aresztowanych.
W Nepalu żyje kilkadziesiąt tysięcy Tybetańczyków, którzy uciekli ze swojej ojczyzny po 1959 roku.
Tybet pod chińską okupacją
W 1950 roku Chiny najechały Tybet pod hasłem przyłączenia go do macierzy. Mimo zapewnień Pekinu, szybko zaczęły się represje.
Nie widząc nadziei na porozumienie z Chinami i w obawie przed niepotrzebnym rozlewem krwi, w 1959 roku duchowy przywódca Tybetańczyków XIV Dalajlama uciekł do Indii. Do dziś przebywa na uchodźstwie.
Prawie 50 lat chińskiej okupacji kosztowało życie mniej więcej co piątego mieszkańca Dachu Świata (przyjmuje się, że zginęło ponad 1,2 miliona Tybetańczyków) i doprowadziło do zniszczenia ponad 5 tysięcy klasztorów buddyjskich.
W związku z Igrzyskami Olimpijskimi w Pekinie często dochodzi do protestów, mających zwrócić uwagą na problem tybetański. Co ciekawe, sam XIV Dalajlama nie sprzeciwia się organizacji tej największej sportowej imprezy na świecie w Chinach i uważa, że sytuacja, jeśli chodzi o prawa człowieka w Państwie Środka, może się poprawić.
Źródło: PAP, BBC, tvn24.pl