"Krąg akolitów" Emmanuela Macrona maleje. Decyzję o rozwiązaniu parlamentu podjął w czteroosobowej grupie z najbliższymi doradcami. Nawet ministrowie byli zaskoczeni, a premier - protegowany Macrona - dowiedział się jako jeden z ostatnich - opisuje "The New York Times".
W niedzielę we Francji odbywa się pierwsza tura przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Zostały zwołane, bo prezydent Emmanuel Macron rozwiązał parlament po klęsce rządzącej koalicji w eurowyborach na początku czerwca.
W przedwyborczych sondażach, z poparciem 36 procent, prowadziło skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe. Centrowa partia Macrona Odrodzenie wraz z sojusznikami uzyskiwała około 20 procent, lądując na trzecim miejscu za lewicowym Nowym Frontem Ludowym.
Macron chce "wyjaśnienia", "zagrał z Francją w rosyjską ruletkę
Macron sam mówi o sobie, że jest "niepoprawnym optymistą". Jak tłumaczył, decyzja o przedwczesnych wyborach to wyraz poszanowania zasad demokracji. Zignorowanie klęski w wyborach europarlamentarnych i dalsze rządzenie jak gdyby nigdy nic, według Macrona byłoby okazaniem pogardy dla tego ustroju.
Według prezydenta potrzebne jest jasne "wyjaśnienie" woli Francuzów, które jest możliwe tylko w formie ogólnokrajowego głosowania. - Zagrał z Francją w rosyjską ruletkę. To prawie niewybaczalne - twierdzi Celia Belin z paryskiej Europejskiej Radzie Stosunków Zagranicznych.
W Paryżu - donosi "NYT" - mówi się o "szalonym hazardzie", "utracie kontaktu z rzeczywistością" i "oślepiającym ego" Macrona.
Maleje "krąg akolitów" prezydenta. Decyzja w gronie czterech osób
Styl rządzenia Francją przez Macrona opierał się na jego odgórnych decyzjach, ale tym razem - pisze "New York Times" - mógł pojść o krok za daleko i "doprowadzić do rzeczy wcześniej niewyobrażalnej" - uformowania skrajnie prawicowego rządu.
Grupa, z którą prezydent podjął decyzję o rozwiązaniu parlamentu i przeprowadzeniu przedwczesnych wyborów była bardzo wąska. Miała się składać z zaledwie czterech osób - prezydenta i jego najbliższych doradców.
Wielu francuskich ministrów było zaskoczonych i oszołomionych gotowością do podjęcia takiego ryzyka. Nawet premier Gabriel Attal, protegowany Macrona, dowiedział się "jako jeden z ostatnich". Został - ocenia "NYT" - zlekceważony.
Amerykański dziennik zauważa, że francuski prezydent, który przed siedmioma laty szturmem podbił Pałac Elizejski, staje się coraz bardziej odizolowany, a "krąg jego akolitów" z miesiąca na miesiąc maleje.
Źródło: "The New York Times", "Le Monde", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: EPA/YARA NARDI