Ostatnie tygodnie to okres silnego zaangażowania sił zbrojnych Holandii w Polsce i na wschodniej flance NATO.
Podczas wtargnięcia w polską przestrzeń powietrzną rosyjskich dronów w nocy z 9 na 10 września stacjonujące w Polsce holenderskie samoloty F-35 wraz z polskimi F-16 zaangażowały się w akcję ich śledzenia i zwalczania. Później w ramach reakcji na ten incydent Holendrzy zapowiedzieli rozmieszczenie w Polsce swoich systemów przeciwlotniczych Patriot i NASAMS do ochrony polskiego nieba, a także systemów dronowych. Łącznie w najbliższych miesiącach do Polski ma trafić kontyngent liczący 300 żołnierzy.
Wsparcie sojuszników "to także forma obrony nas samych"
O tej decyzji mówił szef resortu obrony Holandii Ruben Brekelmans. Podkreślił, że Holandia, jak mało który kraj, rozumie znaczenie, jakie dla własnego bezpieczeństwa mają silne, sprawdzone i działające sojusze.
- To wynika między innymi z naszej historii. Nasza wolność niejednokrotnie była po prostu odbierana przez europejskie potęgi. W tym roku świętowaliśmy jednak 80 lat nieprzerwanej wolności i wiemy, że do tego, by zapewnić ją w przyszłości, potrzebne są silne sojusze. Nie takie, w których bronimy tylko siebie, ale także naszych sojuszników – mówił Brekelmans.
- Rozmieszczenie naszych systemów przeciwlotniczych i samolotów F-35 to także forma obrony nas samych - podkreślał.
Jak mówił, rozmieszczenie sił przeciwlotniczych w Polsce jest z jednej strony kluczowe do zabezpieczenia sojuszników ze wschodniej flanki, ale także hubu logistycznego przekazującego pomoc Ukrainie. Zwrócił też uwagę, że poprzez służbę w Polsce holenderscy przeciwlotnicy będą mieli okazję przećwiczyć współdziałanie różnych warstw obrony przeciwlotniczej – od systemów Patriot o najdłuższym zasięgu, poprzez systemy NASAMS średniego zasięgu, aż po krótkiego zasięgu systemy antydronowe.
"Fantastyczna robota" F-35 w reakcji na drony. Ale "musi być coś tańszego"
Minister był też pytany o fakt, że do Polski trafi de facto większość systemów przeciwlotniczych, którymi dysponuje obecnie Holandia.
- Nie możemy obronić całego terytorium NATO za pomocą Patriotów czy NASAMS-ów. Musimy je kierować do ochrony wskazanych przez Sojusz najbardziej kluczowych i narażonych na ataki lokacji, takich jak obecnie hub w Rzeszowie – tłumaczył, zauważając, że obecnie zagrożenie, na przykład atakiem balistycznym na jego kraj, jest de facto zerowe.
Brekelmans zwrócił jednocześnie uwagę, że Holandia, podobnie jak inne państwa NATO, w obliczu zagrożeń ze strony Rosji potrzebuje znacząco zainwestować w rozbudowę swoich systemów obrony powietrznej.
- Mamy duży program budowy zintegrowanej obrony przeciwlotniczej, ale musimy zainwestować więcej w systemy przeciwdronowe. Widzieliśmy, jak nasze myśliwce F-35 strącały rosyjskie drony podczas ich wtargnięcia nad Polskę, co było ze strony naszych pilotów absolutnie fantastyczną robotą, ale zgadzamy się, że to nie jest efektywny sposób ich zwalczania. To musi być coś tańszego - podkreślił.
Czego brakuje wojsku?
Minister zwrócił uwagę na rozwiązania broniących się przed rosyjskimi atakami Ukraińców, którzy rozwinęli w ciągu ostatnich trzech lat zaawansowane systemy wykrywania i zwalczania dronów. - Właśnie w tego typu technologie musimy teraz inwestować - ocenił Brekelmans.
Jak wskazał, obecnie Holandia przekroczyła już obowiązujący w NATO od 2014 roku pułap 2 proc. PKB wydawanych na obronność. - Za miesiąc mamy wybory, co znaczy, że już nowy rząd będzie musiał przygotować drogę do osiągnięcia nowego progu 3,5 proc. PKB (wyznaczonego na tegorocznym szczycie NATO w Hadze - przyp. red.) – powiedział.
Minister podkreślił jednak, że siły zbrojne potrzebują - poza sprzętem takim jak systemy przeciwlotnicze, nowe samoloty F-35 czy nowe fregaty - dużych inwestycji przede wszystkim w zaniedbane zdolności lądowe, w tym odbudowę sił pancernych, zakup nowych pojazdów opancerzonych, jak również zwiększenie liczby żołnierzy w lądowych brygadach i ich lepsze wyposażenie.
Przyznał też, że w planach inwestowania w wojsko widać miejsce dla współpracy między polskim a holenderskim przemysłem zbrojeniowym, które – jak ocenił – są w wielu obszarach komplementarne.
"Zagrożenia, z którymi się mierzymy, są w dużej mierze wspólne"
Brekelmans stwierdził też, że jego kraj i inni europejscy sojusznicy są gotowi do podjęcia wysiłku zbudowania takich zdolności odstraszania, by w dużej mierze uniezależnić się w tym obszarze od USA.
- Stany Zjednoczone przechodzą teraz strategiczną przemianę, która wiąże się z przemieszczeniem ich sił do regionu Indo-Pacyfiku czy z zadaniami związanymi z obroną kraju. Jestem jednak przekonany, że sekretarz generalny NATO Mark Rutte i jego ludzie robią wszystko, by nie wiązało się to z niespodziankami. Jeżeli USA będą chciały przemieszczać swoje zasoby, a Europa będzie musiała przejąć odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo, to będziemy do tego gotowi – zadeklarował.
- Potrzebujemy planu, swego rodzaju mapy drogowej, jak do tego dojść. Z drugiej strony, mimo wszystko potrzebujemy zaangażowania USA, albowiem zagrożenia, z którymi się mierzymy, są w dużej mierze wspólne – dodał minister Brekelmans.
Autorka/Autor: akr/dap
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock