- Nie boimy się. Będziemy walczyć do śmierci i jesteśmy gotowi - ostrzegają tajlandzcy demonstranci, którzy okupują lotnisko w Bangkoku w proteście przeciwko rządowi. Policja zapowiada, że jest gotowa do użycia siły.
Główny policyjny negocjator z opozycją generał Suchart Muenkaew ostrzegł, że jeśli negocjacje nie przyniosą rezultatów, policjanci podejmą dalsze kroki. - Ostatnim z nich będzie rozpędzenie demonstrantów - zapowiedział, dodając, że na razie protestujący są proszeni o umożliwienie wznowienia pracy portu.
Jednak jeden z liderów opozycyjnego Ludowego Sojuszu na rzecz Demokracji (PAD) oświadczył, że protestujący nie ustąpią. - Użyjemy żywych tarcz przeciwko policji, jeśli spróbuje nas rozproszyć - ostrzegł i jak zapewnił, jego zwolennicy są gotowi na śmierć.
Okupacja lotnisk trwa w najlepsze
Uczestnicy antyrządowych demonstracji zajęli w ostatnich dniach dwa stołeczne lotniska - międzynarodowy port lotniczy Suvarnabhumi i stare lotnisko Don Muang, obsługujące obecnie głównie loty krajowe. W czwartek premier Somchai Wongsawat, którego ustąpienia żądają demonstranci, ogłosił na obu lotniskach stan wyjątkowy.
Tego samego dnia armia zaproponowała udostępnienie swej bazy lotniczej U-Tapao na wschodzie kraju dla ruchu turystycznego. Na ofertę pozytywnie zareagowały już narodowe linie tajlandzkie Thai Airways, informując iż biorą pod uwagę możliwość skorzystania z wojskowego lotniska.
Żądają odejścia premiera, armia niepewna
Opozycja, od sierpnia okupująca rejon kancelarii premiera, żąda ustąpienia szefa rządu Tajlandii. Oskarża zaprzysiężonego 25 września premiera Somchaia, że jest sterowany przez byłego szefa rządu, a prywatnie swojego szwagra Thaksina Shinawatrę, obalonego w 2006 roku w rezultacie wojskowego zamachu stanu.
W środę Somchai po raz kolejny powtórzył, że nie ustąpi ze stanowiska. Odrzucił też żądania armii w sprawie dymisji gabinetu i rozpisania przedterminowych wyborów do parlamentu. Zaapelował do sił zbrojnych kraju by "pozostały w koszarach".
Źródło: BBC, PAP