"Liban znów może się zmienić w beczkę prochu"


Francuskie media i eksperci w dość podobnych słowach formułują w piątek obawy, że Liban może stać się polem bitwy w wojnie, jaką per procura prowadzą między sobą Iran i Arabia Saudyjska.

Jednocześnie wyraźnie widać w mediach satysfakcję z mediacji prezydenta Emanuela Macrona, który - jak ogłoszono - w sobotę przyjąć ma w Paryżu libańskiego premiera Saada Haririego.

Zdaniem komentatorów prezydent, dzięki temu, że potrafi rozmawiać ze wszystkimi ugrupowaniami polityki libańskiej oraz ma dobre kontakty zarówno z Arabią Saudyjską, jak i z Iranem, "ma w ręku wszelkie atuty, by przywrócić Francji liczącą się rolę na Bliskim Wschodzie".

"Powrót Francji na Wschód" – brzmi tytuł komentarza w "le Figaro". "Specjalne” stosunki Francji z Libanem rozpoczęły się już w XVI wieku, kiedy dzięki porozumieniu króla Franciszka I z sułtanem osmańskim francuscy monarchowie stali się oficjalnymi opiekunami chrześcijan Wschodu. W 1920 roku decyzją Ligi Narodów, Syria i Liban stały się francuskimi terytoriami mandatowymi, w rzeczywistości protektoratami. W roku 1941, pod naciskiem Londynu, Siły Wolnej Francji generała De Gaulle’a proklamowały całkowitą niezależność Syrii i Libanu. To Francja wprowadziła w Libanie obowiązujący do dziś układ polityczny, polegający na tym, że prezydentem jest maronita, premierem sunnita, a przewodniczącym parlamentu szyita. Gdy układ wchodził w życie, chrześcijanie stanowili w Libanie większość, po nich najwięcej było sunnitów, a szyici stanowili trzecią pod względem liczebności wspólnotę wyznaniową. Obecnie jednak, choć nie przeprowadza się spisu ludności, pewne jest, że na skutek emigracji i słabej dzietności chrześcijanie przestali być największą grupą, a zastąpili ich zapewne szyici. Choć układ polityczny nie odpowiada już demograficznej rzeczywistości "zachwianie kruchej równowagi znów zmienić może kraj w beczkę prochu" – powiedział komentator BFMtv.

"Afera Haririego" może spowodować kryzys

Podobną opinię znaleźć można prawie we wszystkich mediach francuskich, z których wiele wyraża obawę, że "afera Haririego" spowoduje bardzo poważny kryzys regionalny, a – jak pisze komentator dziennika "le Figaro" – "niebezpośrednia wojna, jaką prowadzą Arabia i Iran, może rzucić Liban w wir nowej katastrofy". "To smutne dla Libanu, ale jest to bardzo zgrabny sukces dla nowej dyplomacji Emmanuela Macrona" – pisze dziennikarz tej gazety. Również "Le Monde" podkreśla, że "coraz większa jest rola Macrona jako mediatora w kryzysie, który rozpoczął się 4 listopada od niespodziewanej dymisji premiera Haririego". "Międzylądowanie (Haririego) w Paryżu urządza 'MBS' (saudyjskiego następcę tronu Muhammada ibn Salmana), gdyż na 'przetrzymywanie' premiera niepodległego, przynajmniej w teorii, państwa, krzywo zaczynają patrzeć ONZ oraz rządy innych krajów" – analizuje komentator "Le Figaro", który twierdzi, że "Rijad zarzuca Haririemu przede wszystkim miękkość wobec (szyickiego) Hezbollahu". Hezbollah to główna karta Teheranu w rozgrywce regionalnej. Zarówno w Libanie, jak i w Syrii. Zmuszając premiera Libanu do dymisji, Rijad pragnął wszem wobec pokazać, że ma dosyć irańskiej ekspansji” – mówił w czwartek w audycji radiowej politolog Karim Bitar. "Bezpośredni powrót do Bejrutu, nawet po to, by w sposób formalny złożyć dymisję na ręce (prezydenta Libanu) Michela Naima Aouna, byłoby upokorzeniem dla Rijadu, stąd kompromis paryskiej wizyty” – tłumaczy "Le Monde". "Paryż ma nadzieję na złagodzenie napięć, ale kryzys bynajmniej nie jest zakończony" – ostrzega korespondent tego dziennika i zapowiada, że kolejnym etapem będzie nadzwyczajne spotkanie ministrów spraw zagranicznych Ligi Państw Arabskich, zwołane na niedzielę do Kairu. "Ze sformułowań komunikatu końcowego wyczytać będzie można, jakie pomysły ma 'MBS' i ile państw regionu popiera tego szczególnie awanturniczego księcia" - dodaje.

Autor: mart//kg / Źródło: PAP

Raporty: