Masowe egzekucje, w tym ludności cywilnej, zabójstwa dokonywane często bez przesłuchań. Do tego kradzieże i konfiskaty telefonów komórkowych, aby wyeliminować wszelkie dowody. Dziennikarze "New York Timesa" dotarli do świadków masakry w Mourze w środkowym Mali, którzy opisali piekło, jakie zgotowali im żołnierze i towarzyszący im cudzoziemcy. Według dyplomatów, urzędników i przedstawicieli organizacji praw człowieka byli to członkowie rosyjskiej Grupy Wagnera. - To forpoczta rosyjskich prób wypierania stamtąd przedstawicieli państw zachodnich. A dzięki temu, że jest to struktura nieformalna, najemnicy mogą działać bardziej swobodnie i bez zahamowań - komentuje w rozmowie z tvn24.pl analityk PISM Jędrzej Czerep.
Pierwsze doniesienia o masakrze w miasteczku Moura w środkowym Mali pojawiły się na początku marca. Teraz dziennikarze "New York Timesa" dotarli do świadków, którzy opisali piekło, jakie zgotowali im żołnierze, teoretycznie mający ścigać islamskich bojowników, od lat działających w regionie.
Jak pisze "NYT" wszystko zaczęło się 27 marca, w ostatnią niedzielę przed ramadanem. Lokalny targ wypełniony był mieszkańcami Moury. Nagle nad ich głowami pojawiło się pięć nisko lecących helikopterów. Padły strzały, ludzie zaczęli uciekać w popłochu, ale szybko okazało się, że nie mają dokąd, bo z helikopterów wyłonili się żołnierze, którzy szybko obstawili obrzeża miasta tak, by skutecznie zablokować wszystkie drogi ucieczki.
Wielu żołnierzy było Malijczykami, ale - według relacji świadków - towarzyszyli im biali cudzoziemcy ubrani w wojskowe mundury i mówiący językiem, który nie jest ani angielskim, ani francuskim.
Ci cudzoziemcy - według dyplomatów, urzędników i organizacji praw człowieka - należeli do nieformalnej rosyjskiej organizacji wojskowej znanej jako Grupa Wagnera.
Pięć krwawych dni
Jak twierdzą niektórzy lokalni politycy i aktywiści, między 27 a 31 marca malijscy żołnierze i ich rosyjscy sojusznicy plądrowali domy, przetrzymywali mieszkańców w niewoli i dokonali egzekucji setek mężczyzn.
Z relacji świadków, które przywołuje "New York Times" wyłania się obraz pięciu dni, które odcisnęło krwawe piętno.
W niedzielę 27 marca doszło do zatrzymań. W poniedziałek rozpoczęły się masowe egzekucje. Jak twierdzą świadkowie, ofiarami byli zarówno cywile, jak i nieuzbrojeni bojownicy. Żołnierze wybierali do 15 osób naraz, sprawdzali ich palce i ramiona pod kątem śladów pozostawionych przez regularne używanie broni. Egzekucje wykonywali na oczach innych pojmanych, którzy znajdowali się raptem kilka metrów od nich.
W tym czasie rosyjscy najemnicy ścigali ludzi na ulicach i włamywali się do domów. - Biali żołnierze zabijali każdego, kto próbował uciec - mówi cytowany przez amerykański dziennik Bara, handlarz bydła, który sam znalazł się w gronie przetrzymywanych osób.
We wtorek malijscy żołnierze nakazali opuszczenie domów ukrywającym się tam mieszkańcom. Dopilnowali tego rosyjscy najemnicy. 24-letni Modi wspomina, że dwóch białych mężczyzn strzelało przez drzwi jego domu, a kule ledwo go minęły.
Pasterz Hamadou relacjonuje, że kiedy opuścił swój dom we wtorek, "wszędzie były zwłoki". Gdy smród stał się nie do zniesienia, żołnierze rozkazali właścicielom wózków pozbierać ciała, a innym zbierać suchą trawę. Żołnierze oblali niektóre ciała paliwem i podpalili na oczach jeńców.
W środę odbyły się kolejne przesłuchania, w tym kobiet i dzieci. Doszło również do egzekucji.
Żołnierze i ich rosyjscy sojusznicy odeszli w czwartek 31 marca, po zabiciu sześciu ostatnich więźniów. Jak relacjonuje Hamadou, malijski żołnierz powiedział grupie jeńców, że zabili "wszystkich złych ludzi". Przeprosił za dobrych ludzi, którzy "zginęli przypadkiem".
Pochodzenie lub ubiór mogą stać się wyrokiem
Według świadków zarówno żołnierze, jak i zagraniczni najemnicy zabijali jeńców z bliskiej odległości, często bez przesłuchiwania ich, kierując się jedynie ich pochodzeniem etnicznym czy ubiorem. Cudzoziemcy grasowali po mieście, na oślep zabijając ludzi w domach, kradnąc biżuterię i konfiskując telefony komórkowe, aby wyeliminować wszelkie dowody.
To się jednak nie udało - przy pomocy zdjęć satelitarnych "New York Times" zidentyfikował miejsca co najmniej dwóch masowych grobów, które pasowały do opisywanych przez świadków miejsc, w których jeńcy zostali straceni i pochowani.
Malijska armia i władze nie odpowiedziały na wielokrotne prośby "NYT" o komentarz w sprawie tych wydarzeń.
"Mieliśmy dom, ale teraz jesteśmy obcy we własnym kraju"
- Myśleliśmy, że biali żołnierze uwolnią nas od dżihadystów, ale są bardziej niebezpieczni - mówi Oumar.
Dziesięć dni po zakończeniu oblężenia dwóch ministrów malijskiego rządu ofiarowało mieszkańcom żywność, twierdząc, że armia przyniosła pokój i bezpieczeństwo. W malijskiej telewizji lokalni urzędnicy chwalili operację wojskową.
Wkrótce jednak bojownicy wrócili i porwali zastępcę burmistrza. Jego los do tej pory jest nieznany.
Jak opowiada Bara, pewnego wieczoru do wioski przybyli bojownicy i ogłosili, że każdy, komu życie miłe, powinien opuścić wioskę przed 6 rano następnego dnia. Wielu mieszkańców posłuchało.
- Mieliśmy dom, ale teraz jesteśmy obcy we własnym kraju - dodaje.
"Siła zastępcza" rosyjskiego ministerstwa obrony
Wewnętrzne konflikty w Mali ciągną się od dekady. Wojsko walczy z islamskimi bojownikami, początkowo z pomocą sił francuskich, a później innych europejskich krajów. Jednak w miarę pogarszania się stosunków między Francją a nowymi malijskimi władzami, które w przewrocie wojskowym przejęły władzę w zeszłym roku, francuskie siły zaczęły wycofywać się z Mali, a na ich miejsce wkroczyła właśnie Grupa Wagnera.
Działalność Grupy Wagnera Departament Skarbu USA określa mianem "siły zastępczej" rosyjskiego ministerstwa obrony, a analitycy opisują działania grupy jako rozszerzenie rosyjskiej polityki zagranicznej.
Odkąd Grupa Wagnera pojawiła się w Ukrainie w 2014 roku, działalność jej najemników odnotowano w Libii, Syrii i krajach Afryki Subsaharyjskiej, w tym w Republice Środkowoafrykańskiej, Mozambiku, Sudanie, a teraz w Mali - pisze "New York Times".
"Forpoczta rosyjskich prób wypierania stamtąd przedstawicieli państw zachodnich"
Doktor Jędrzej Czerep, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych do spraw Bliskiego Wschodu i Afryki, w rozmowie z tvn24.pl wskazuje, że Grupa Wagnera stara się być w regionie zachodniej Afryki "forpocztą rosyjskich prób wypierania stamtąd przedstawicieli państw zachodnich". - A dzięki temu, że jest to struktura nieformalna, to mogą działać bardziej swobodnie i bez zahamowań - dodaje.
Wskazuje, że rosyjscy najemnicy "są samowystarczalni". - Oprócz tego, że sami zarabiają na siebie, bo otrzymują zapłatę od rządów państw, na rzecz których świadczą usługi, to dodatkowo dostają kontrakty na wydobycie cennych surowców, między innymi złota - mówi Czerep. - Gospodarka wojenna, jaką widzimy w najgorszym wydaniu - komentuje.
Dlaczego wagnerowcy działają akurat w Mali? - Bo to jest jedyne miejsce, w którym faktycznie walczą z dżihadystami - tłumaczy analityk. Odnosząc się do masakry w Mourze, doktor Czerep zwraca uwagę, że ta miejscowość była zapleczem osobowym i logistycznym tamtejszych dżihadystów. Jak dodaje, ataki były wymierzone w ludność Fulani, grupę etniczną zamieszkującą kraje Afryki Zachodniej, bo to właśnie z niej wywodzi się większość lokalnych dżihadystów, którzy są z kolei najaktywniejszą częścią składową koalicji z Al-Kaidą w tamtym regionie. Czerep ocenia, że działania Grupy Wagnera w Mourze przebiegały według metod "klasycznej rosyjskiej czystki - 'najpierw strzelamy, potem pytamy, jak się nazywa'".
"Usługi bezpieczeństwa" świadczone przez wagnerowców
Malijskie władze okrzyknęły działania wojskowych i najemników wielkim zwycięstwem w walce z grupami ekstremistycznymi. Twierdzą, że zabiły ponad 200 bojowników i aresztowały ponad 50 innych, ale nie wspominają o ofiarach cywilnych. Zaprzeczają obecności wagnerowców, mówiąc tylko, że mają kontrakt z Rosją na zapewnienie "instruktorów".
Jednak rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow powiedział w maju we włoskiej telewizji, że członkowie Grupy Wagnera byli obecni w Mali "na zasadach komercyjnych" świadcząc "usługi bezpieczeństwa". Według najbardziej ostrożnych szacunków świadków i analityków liczba ofiar śmiertelnych masakry w Mourze wyniosła od 300 do 400, przy czym większość ofiar to cywile.
Z kolei według raportów misji ONZ w Mali we wspólnych operacjach wojskowych i najemników zginęło blisko 500 cywilów.
Grupa Wagnera a wojna na Ukrainie
Uważa się, że Grupą Wagnera kieruje Jewgienij Prigożyn, prokremlowski oligarcha blisko związany z prezydentem Władimirem Putinem. W pisemnej odpowiedzi na pytania wysłane przez nowojorski dziennik, Prigożyn pochwalił obecnego przywódcę Mali, jego wojsko i działania w Mourze. Doniesienia o obecności wagnerowców w Mali nazywał "bajką" i dodał, że grupa w ogóle istnieje. Zapewnił jednak, że "gdziekolwiek są rosyjscy kontrahenci, prawdziwi lub fikcyjni, nigdy nie naruszają praw człowieka".
W środę Sąd Unii Europejskiej w Luksemburgu utrzymał w mocy sankcje personalne nałożone w 2020 roku przez Radę Unii na Prigożyna, który został ukarany za zaangażowanie wagnerowców w Libii. "W następstwie poważnych pogwałceń praw człowieka w Libii Rada przyjęła w październiku 2020 r. środki ograniczające wobec Jewgienija Wiktorowicza Prigożyna, rosyjskiego biznesmena z bliskimi powiązaniami z Grupą Wagnera, zaangażowaną w operacje wojskowe w tym państwie. Obowiązywanie decyzji przedłużono w lipcu 2021 r." - przypomniał sąd.
Pojawiają się też liczne doniesienia o udziale wagnerowców w wojnie w Ukrainie.
Pod koniec marca rzecznik Pentagonu John Kirby informował, że Rosja ściągnęła do Donbasu około tysiąca najemników z Grupy Wagnera. We wtorek agencja UNIAN, powołując się na ustalenia między innymi Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), informowała, że siłom ukraińskim udało się rozbić wagnerowców w tym rejonie.
Moskwa oficjalnie wypiera się jakichkolwiek związków z Grupą Wagnera.
Źródło: tvn24.pl, New York Times, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Ministre des Armées