Rosyjski dziennik o sprzecznościach w sprawie "zamachu" na Łukaszenkę

Źródło:
Kommiersant, belaruspartisan.by, Radio Swoboda

"Informacje, które mogłyby przypieczętować los kraju, Alaksandr Łukaszenka postanowił przekazać skromnie, w czasie czynów społecznych w swojej ojczystej wsi. Po posadzeniu kilku drzew dziennikarze mieli okazję zadać kilka pytań. A więc je zadali" - pisze w niedzielnej publikacji rosyjski dziennik "Kommiersant", dotyczącej rzekomego zamachu na prezydenta Białorusi.

Na początku Alaksandr Łukaszenka powiedział, że ten temat jest dla niego zbyt wrażliwy. - Dotyczy bezpośrednio mnie i moich dzieci - dowodził. Jednak najwyraźniej nie mógł się powstrzymać i powiedział, że władze udaremniły próbę zamachu stanu, w wyniku którego on sam miał zostać zabity, a jego dzieci uprowadzone" - podano na łamach "Kommiersanta".

Prezydent Białorusi ma trzech synów w wieku 45, 41 i 16 lat. Zamachowcy mieli mieć ich uprowadzić i umieścić w piwnicy. W obwodzie homelskim. Dlaczego akurat w tym miejscu? Nikt nie wyjaśnił.

OGLĄDAJ NA ŻYWO W TVN24 GO

"Spiskowcy, zdaniem białoruskich i jednocześnie rosyjskich służb specjalnych, przygotowywali atak 9 maja, podczas defilady z okazji Dnia Zwycięstwa, co zbyt przypomina historię z zamachem na byłego prezydenta Czeczenii Achmata Kadyrowa, który zginął na stadionie w Groznym właśnie w tym dniu szesnaście lat temu" - napisał "Kommiersant".

Alaksandr Łukaszenka president.gov.by

Sprzeczne terminy "przeprowadzenia zamachu"

W zorganizowaniu zamachu mieli brać udział politolog Alaksandr Fiaduta i lider Białoruskiego Frontu Ludowego Ryhor Kastusiou, a także prawnik Juraś Ziankowicz, mieszkający przez dłuższy czas w USA. Fiaduta i Ziankowicz zostali zatrzymani w Moskwie - jak podała rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB), komunikując, że "planowali zamach na Łukaszenkę i przewrót wojskowy na Białorusi".

Zdaniem "Kommiersanta" komunikaty białoruskiej i rosyjskiej strony w sprawie terminu zamachu są sprzeczne. Państwowa telewizja na Białorusi ONT relacjonowała, że "był planowany w lecie tego roku, w czerwcu lub w lipcu". W raporcie Federalnej Służby Bezpieczeństwa widnieje data 9 maja, kiedy poradzieckie republiki obchodzą Dzień Zwycięstwa ZSRR w II wojnie światowej.

Zwrócił na to uwagę także znany białoruski politolog Waler Karbalewicz. "Musieli się spieszyć, by poinformować ludzi o ujawnionym spisku" - napisał w komentarzu analityk, który zadaje pytanie: dlaczego w zorganizowanie przewrotu wojskowego miałyby być zaangażowane osoby cywilne, nie mające nic wspólnego z wojskiem?".

"W raporcie FSB odnotowano, że spiskowcy rzekomo spotkali się w Moskwie z 'białoruskimi generałami', aby omówić plan zamachu. Dlaczego generałowie mieliby się zgodzić, by rozmawiać o tym z amerykańskim prawnikiem i białoruskim krytykiem literackim?" - pyta retorycznie Karbalewicz.

"Kommiersant" podaje, że w komunikacie FSB widnieje także udział "ukraińskich nacjonalistów" w rzekomym zamachu, o czym nie wspomniały białoruskie media państwowe, relacjonujące szczegółowo sprawę.

Alaksandr Łukaszenka odwiedza bazę OMON w Mińsku
Alaksandr Łukaszenka odwiedza bazę OMON w Mińsku TUT.by

"Wrzucić martwego szczura do wiadra z wodą"

"To nie pierwsza głośna historia, związana z rzekomą próbą destabilizacji sytuacji na Białorusi. W 2006 roku szef białoruskiego KGB zarzucił opozycyjnym obserwatorom wyborów prezydenckich próbę fałszerstw, po których planowano rozpocząć "gwałtowną akcję z detonacją ładunków wybuchowych i podpaleniami". KGB zaprezentowało wówczas zapis, w którym nieznana osoba mówiła, że została "poinstruowana co do zatrucia wody pitnej w kranach w bardzo nietypowy sposób: na kilka dni wrzucić martwego szczura do wiadra z wodą, a następnie wlać tę wodę do sieci wodociągowej" - przypomniał "Kommiersant".

Do tej samej kategorii można zaliczyć przypadek zatrzymania 33 Rosjan rzekomo związanych z prywatną firmą wojskową Grupa Wagnera w lecie 2020 roku. Najpierw białoruskie władze wprost oskarżyły ich o próbę podważenia sytuacji w kraju, a potem po prostu wypuściły, przyznając się do błędu - skomentował "Kommiersant".

Ukraińskie media ujawniły później, że rosyjscy najemnicy "zostali zwabieni na Białoruś, skąd mieli odlecieć do Stambułu, a stamtąd - do Wenezueli, gdzie miała na nich czekać rzekomo dobrze płatna praca przy ochronie odwiertów naftowych". Samolot z najemnikami na pokładzie miał wylądować na Ukrainie, gdzie zostaliby ujęci. Operacja ukraińskich służb specjalnych była wymierzona w najemników, walczących w Donbasie po stronie prorosyjskich separatystów, a także w potencjalnych sprawców zestrzelenia malezyjskiego boeinga nad Donbasem w lipcu 2014 roku. Zakończyła się jednak fiaskiem.

Autorka/Autor:tas/dap

Źródło: Kommiersant, belaruspartisan.by, Radio Swoboda

Źródło zdjęcia głównego: president.gov.by